Czy w Kłodzku jest miejsce dla Nowej Lewicy? Jej politycy Himalajów nie zdobyli, ale i tak mieli tu pod górkę [FOTO]
Kandydatom do Sejmu z listy Nowej Lewicy należą się medale nie za zdobycie jednej z najmniejszych górek w Kłodzku, ale za to, że zaprosili do rozmowy mieszkańców wielkiego blokowiska. Kampania wyborcza przeniosła się jednak chyba już na stałe do telewizji i mediów społecznościowych. Mało kto chce już twarzą w twarz stanąć z politykami, by gadać o polityce.
Niedzielne popołudnie, 8 października, było w Kłodzku bardzo słoneczne. Kandydaci Nowej Lewicy zaproponowali rozmowę mieszkańcom największego blokowiska, osiedla Kruczkowskiego. Na tydzień przed wyborami emocje powinny sięgać szczytu, ale... Tak nie jest. Przybyło kilkadziesiąt osób, by posłuchać sześciorga naprawdę interesujących kandydatów. A z pewnością bardzo pogodnych ludzi.
– Trzeba poluzować gumkę w majtkach... – zaproponował Adam Łącki, dobrze znany chyba wszystkim kłodzczanom z wielkiego poczucia humoru, który prowadził spotkanie. Zaczęło się jednak poważnie. Marek Dyduch, „jedynka” na liście Nowej Lewicy w naszym okręgu, to polityk wagi ciężkiej. Przedstawił się, że jest jednym z 300 żyjących parlamentarzystów, którzy głosowali za konstytucją, potem za NATO i UE.
– Znowu jesteśmy w momencie przełomowym – podkreślił wagę wyborów z 15 października Marek Dyduch. W ślad za nim poszła Edyta Płaneta-Siewierska. – Za cztery lata może nie będziemy mogli już o niczym decydować – namawiała do udziału w głosowaniu, strasząc konsekwencjami zlekceważenia tego aktu. Sama przedstawiła się jako „Planeta jutra” i zadeklarowała swą wiarę w to, że będą to „wybory kobiet”.
Dlaczego warto głosować właśnie na Nową Lewicę? Maciej Szlinder podał trzy argumenty: 1. Lewica zawsze będzie stać po stronie pracowników; 2. Jej celem jest likwidacja wykluczenia transportowego w naszym regionie; 3. Opowiada się za jasnymi regułami dla samorządów. Warto zwrócić uwagę, że ten kandydat z Wałbrzycha w trakcie kampanii już czwarty raz był w Kłodzku z ciekawymi pomysłami.
A nasi lokalni pretendenci? Wszyscy są społecznikami. Adam Łącki wszystko potrafi zrymować, także zachętę, by na niego głosować. Jako samorządowiec nie zgadza się, by te lokalne wspólnoty, które nie przyklaskują władzy centralnej, były za to przez nią karane mniejszymi dotacjami na inwestycje. I on podkreślał, już całkiem poważnie: – To wybory wyjątkowe, a Lewica jest kluczem, żeby opozycja wygrała z PiS.
Dorota Strug zadeklarowała, że jej zadaniem jest „siać dobro”. – Wyborcy, obudźcie się! Jesteśmy braćmi, jesteśmy siostrami... – apelowała w opozycji do kandydatów, którzy nakręcają spiralę nienawiści. Pani Dorota jest ekonomistką i pro bono świadczy usługi księgowe dla wszystkich stowarzyszeń, do których należy. Jak to ważne, wie Artur Gazda, przedsiębiorca i społecznik. – Z Wami i dla Was – obiecał wyborcom.
Spotkanie było naprawdę interesujące, bo – po wystąpieniach polityków – dało możliwość normalnej rozmowy z sympatycznymi ludźmi, którzy przede wszystkim nie patrzą z góry na swych rozmówców. Adam Łącki i jego uczestnicy pozdrawiali okolicznych mieszkańców, którzy pojawiali się na balkonach, i zapraszali do siebie. Ci jednak nie skorzystali z okazji. Woleli patrzeć z góry. Naprawdę telewizja wystarcza wyborcom? [kot]
Przeczytaj komentarze (15)
Komentarze (15)