Burmistrz siłą przejmuje część Twierdzy Kłodzkiej [AKTUALIZACJA: rekonstrukcja wydarzeń, filmy, zdjęcia]
Minął niewiele więcej niż tydzień od użycia siły przez straż miejską na terenie Twierdzy Kłodzkiej, a wydarzenia te mało kogo już interesują. Ba, w Kłodzku opinia publiczna zdaje się nie widzieć problemu... Czy burmistrz może używać siły w sytuacji, gdy uzna, że to on ma rację? Czy przy rozwiązywaniu sporów nie liczą się już wyroki sądów, bo władza w sporze z obywatelem może ich nie pytać o zdanie? Burmistrz Michał Piszko trwa przy swoim zdaniu.
Był czwartek, 20 października. Okolice południa. Na teren Twierdzy Kłodzkiej wchodzą urzędnicy burmistrza w towarzystwie czterech strażników miejskich i chcą się dostać do pomieszczeń zajmowanych przez stowarzyszenie Akademia Przygody. Dochodzi do przepychanki. Finał jest taki, że jeden z obrońców twierdzy trafił do policyjnego aresztu i ma zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej strażnika oraz poturbowania urzędniczek.
Jak do tego doszło? Na miejscu byli lokalni dziennikarze i fotoreporterzy, ale pierwszą relację opublikowali po blisko 24 godzinach [Nasz tekst ukazał się o godz. 1:32, 21 października. Pierwszy tekst dziennikarza, który wszystko widział, pojawił się o 10:58]. Reportera portalu doba.pl tam nie było. By zrekonstruować, co zaszło, kilka godzin spędził rozmawiając z uczestnikami zajść. Obejrzał też filmy nakręcone na miejscu zdarzenia, także ten z monitoringu przekazany teraz wybranym przez miasto mediom „celem wyjaśnienia i pokazania zdarzenia”.
Oto co udało nam się ustalić. Nie będziemy przy tym roztrząsać, kto i jakie ma zasługi dla miasta, kto ma większy autorytet, bo na terenie Twierdzy Kłodzkiej doszło do naruszenia porządku publicznego. Nie ferujemy też wyroków, kto jest temu winien. Wiemy też, że straż miejska w określonych warunkach MOŻE użyć siły fizycznej. Czy tak było tym razem?
Jest godzina 15:00. W mediach społecznościowych pojawia się dramatyczny wpis: „W tej chwili jadę do Kłodzka. Przed chwilą moi przyjaciele Mirek i Remek ze stowarzyszenia Akademia Przygody zostali pobici przez Staż Miejską w Kłodzku”. Kim są „Mirek” i „Remek”? Nie, nie są to mafiozi czy choćby chuligani. Mirosław (rocznik 1967) to wieloletni komendant, a Remigiusz (rocznik 1974) kwatermistrz Akademii Przygody. Skąd tak dziwne funkcje jak na stowarzyszenie? Wywodzą się oni z ruchu skautowskiego i mimo swych lat, harcerzami zostali do dziś. Choć są tacy, którzy mówią o nich „harcerzyki”, a inni insynuują im nieuczciwość…
O co idzie w sporze między stowarzyszeniem i miastem? Akademia Przygody od 2005 roku gospodarzy w części Twierdzy Kłodzkiej na mocy umowy użyczenia terenu, która obowiązuje do 2036 roku. Miasto Kłodzko chce skupić tereny fortyfikacji w jednym ręku. Nie rozstrzygamy, kto ma tu rację. Burmistrz Michał Piszko w wydanym 21 października oświadczeniu jednoznacznie stwierdza, że – jego zdaniem – umowa między jej podmiotami już nie obowiązuje. Metody rozwiązywania sporu są jednak co najmniej zastanawiające, a wyobrażenie o funkcjonującym w Kłodzku „państwie prawa” legło w gruzach. Żeby – zamiast iść do sądu, by ten rozstrzygnął, kto ma rację – burmistrz wysyłał straż miejską przeciwko swoim adwersarzom? Będzie musiał mieć bardzo poważne argumenty, bo ostatecznie bez sądu i tak się nie obędzie.
Nie będziemy Państwa zanudzać argumentami formalnymi, przytaczanymi przez obie strony. To spór prawny i prawnicy powinni się nim zająć. Według urzędu mała to być „inwentaryzacja”, a nie zajęcie mienia. Strażnicy miejscy chcieli wejść, członkowie stowarzyszenia nie chcieli ich wpuścić. Strażnicy zagrozili, że użyją przemocy, ich adwersarzy to nie przekonało. Zaznaczmy: strażnicy próbowali przekonać pana Mirosława, by nie utrudniał wykonywania obowiązków przez urzędników. [Oto jeden z filmików, do których dotarliśmy. Przebieg wydarzeń odtworzyliśmy z kilku].
– Jeżeli pan nie odejdzie z tego miejsca, informuję pana, że stawia pan bierny opór i zostanie użyta siła fizyczna do usunięcia pana – mówi jeden ze strażników do pana Mirosława, który zasłania wejście do pomieszczeń twierdzy zajmowanych przez Akademię Przygody.
– Chłopaki! Dzwońcie po policję! – krzyczy wtedy pan Mirosław.
– Policja już jest za bramą – słyszy od strażnika.
– To proszę policję – mówi pan Mirosław.
– Zrozumiał pan pytanie? Zrozumiał pan? Mamy takie prawo. Czy zrozumiał pan polecenie? Czy zrozumiał pan polecenie, panie Mirosławie? – powtarza strażnik [w tle słychać krzyk: – Dzwońcie po policję!].
– Mirek, czy zejść do ciebie? – krzyczy pan Remigiusz.
– No jeśli można… – odpowiada pan Mirosław.
– Dobra, to my idziemy teraz – mówi strażnik.
Do pana Mirosława podchodzi czterech strażników. Zaczyna się szarpanina. Czy doszło do jego pobicia? Pałki zostały za pasem, ale kajdanek użyto. Do wykręcania rąk i powalenia na ziemię również doszło. Tu strony nie różnią się co do faktów. Czterech strażników obezwładniło pana Mirka. Jeszcze zanim znieruchomiał przewrócony przez strażników, do akcji wkroczył pracownik przysłany przez miasto, by gumówką przepiłować kłódkę. W tym momencie nadchodzi pan Remigiusz. Widzi, że jego brat leży skuty na ziemi. Teraz on własnym ciałem zasłania kłódkę. Strażnicy jego też usiłują usunąć, ale nie dają rady. Wtedy jeden ze strażników mówi: – Słuchajcie, stop! Szarpanina ustaje. W tle słychać głos, że policja może rozwiązać problem. – Żeby to było tak, jak powinno być – słychać.
Strażnicy odstępują, a pan Remigiusz rozkłada ręce i teraz on zasłania sobą drzwi.
– Ja jestem w mocy – powtarza.
– My też jesteśmy w mocy. Chce pan tego? Chce pan mocy? – słyszy od któregoś ze strażników.
– Proszę bardzo – odpowiada pan Remigiusz.
– Źle to się skończy – słyszy na to od strażnika.
– Proszę bardzo. Ja nie powiedziałem, że chcę z wami walczyć – odpowiada.
U jego stóp ciągle leży skuty kajdankami brat, pan Mirosław.
– Żyjesz? – pyta brata.
– Żyję – słyszy.
– Super! Nie takie rzeczy żeśmy przeżyli – kończy pan Remigiusz.
Wydaje się, że sytuacja się uspokaja. W pewnym momencie na placu jest 8 policjantów i 4 strażników miejskich! Jak powiedziała nam podinspektor Wioletta Maruszewska z Komendy Powiatowej Policji w Kłodzku, patrol został na miejsce wezwany przez straż miejską. Było to ok. 11:50.
Burmistrz Piszko w mediach społecznościowych to, co nastąpiło później, opisał tak [Choć też go nie było na miejscu zdarzenia, robi to na gorąco, wieczorem, 20 października]: „Tak, dzisiaj ‚osoba’ [wcześniej burmistrz użył słowa „zwyrodnialec”, ale się zreflektował i poprawił swój wpis] z Akademii Przygody napadła na strażnika miejskiego uderzając go łokciem z wyskoku w głowę, kolejno pchnął pracownika twierdzy, który obsługiwał gumówkę, o mały włos nie przeciął sobie klatki piersiowej. Przy okazji ucierpiały dwie kobiety z komisji inwentaryzacyjnej”.
Dużo w tym prawy, ale czy cała? Z monitoringu udostępnionego przez miasto wynika, że do około 12:17 jest spokój. Podjeżdża drugi radiowóz, trwają rozmowy. Dziennikarze są tym wyraźnie znudzeni. Wtedy następuje ponowna próba wejścia urzędników do pomieszczeń zajmowanych przez Akademię Przygody. Pan Remigiusz wcześniej jest spokojny, rozmawia z dziennikarzem, poklepuje go po ramieniu. I nagle… [Wieczorem, 28 października, burmistrz Piszko opublikował ten film na swoim oficjalnym profilu w mediach społecznościowych z komentarzem: „Oceńcie Państwo sami. Od 18 minuty i 30 sekund...”].
Przedstawiciele Akademi Przygody, czyli druga strona, twierdzą, że sytuacja wyglądała inaczej, niż przedstawia to burmistrz. Na miejscu była już policja, sytuacja była wyjaśniana, a mimo to pracownik twierdzy w asyście strażników miejskich ową „gumówką” dalej usiłował przepiłować kłódki. Na to skoczył pan Remigiusz, który – tak twierdzi jego brat – nie chciał nikogo uderzyć, ale stanąć między drzwiami a piłującym i własnym ciałem ponownie zasłonić bramę. Rzeczywiście, osoby z Akademii Przygody nie zaprzeczają, że mógł ktoś przy tym ucierpieć. Pan Remigiusz trafił do aresztu, a sprawa, czy uderzył umyślnie, będzie wyjaśniana. Wiele zależeć będzie od tego, jakie skutki dla zdrowia przyniosła jego akcja ofiarom. Po nocy spędzonej „na dołku” został wypuszczony 21 października, około 15:00, z postawionymi zarzutami. Teraz, jak było naprawdę, spróbuje zapewne ustalić sąd.
Burmistrz Piszko nie ma wątpliwości. Na facebooku napisał: „Na szczęście wszystko zostało nagrane na kamery oraz są świadkowie. Jestem akurat jakieś pół godziny po zobaczeniu nagrania z kamery – nagranie właśnie jedzie do prokuratora wraz z osobami zgłaszającymi oraz poszkodowanymi. Strażnik jest w szpitalu – jutro wydam na oficjalnym profilu oświadczenie w tej sprawie wraz (jak pozwoli na to prokurator) z nagraniem. Nie ma mojej zgody na przemoc w tym mieście. Na szczęście przy tym całym zajściu było 4 dziennikarzy, którzy to widzieli”. Widzieli, ale dotąd nie powiedzieli co… Zamiast zapowiadanego nagrania, burmistrz opublikował 21 października jedynie zrzut z kamery, który niewiele tłumaczy. Film, przekazany później wybranym mediom, można interpretować tylko i wyłącznie razem z zeznaniami świadków.
– Myśmy dzisiaj powstrzymali bezprawie! – powiedział nam z przekonaniem wieczorem, 20 października, pan Mirosław, komendant Akademii Przygody. Był wyraźnie rozżalony. W trakcie naszej rozmowy wspomniał o „białoruskich metodach” i o tym, że jeszcze jako nastolatek nieraz oberwał pałką. To była jednak jeszcze milicyjna pałka. Ludzie burmistrza nie mieli nakazu eksmisji wydanego przez sąd, a nawet orzeczenia, że umowa między miastem a Akademią Przygody przestała obowiązywać. Więcej niż niepokoi fakt, że do rozstrzygania konfliktów burmistrzowie używają straży miejskich [o niedawnym przypadku z Lądka-Zdroju pisaliśmy TUTAJ]. Czy ci, którzy nimi dysponują, nadużywają uprawnień? O tym roztrzygnie sąd.
Burmistrz Kłodzka winą za zaostrzenie sytuacji obarcza Akademię Przygody. „Dziś zobaczyliśmy tego konsekwencje. Stanowczo to zaznaczam – nie pozwolę na takie zachowanie i eskalację agresji wobec pracowników urzędu oraz innych, które wykonują swoją pracę” – napisał w oświadczeniu opublikowanym na jego oficjalnym profilu na fb, 21 października, tuż przed godz. 14:00. „W tym miejscu dochodzimy do przerażającej sytuacji, pokazującej metody działania członków Akademii Przygody” – pada w tym oświadczeniu [całość TUTAJ]. Słowa „terroryści” czy choćby „bandyci” nie zostały użyte… I na to przyjdzie czas?
Akademia Przygody twierdzi z kolei, że to „Burmistrz Michał Piszko złamał obowiązujące nas warunki umowy w zakresie trybu jej wypowiedzenia. Zamiast obowiązującej drogi prawnej, wybrał bezprawne działania siłowe, narażając zdrowie i życie członków Akademii Przygody oraz podległych sobie urzędników i służby”. „To, czego doświadczyliśmy 20 października, to brutalny napad” – napisali w oświadczeniu opublikowanym niewiele później niż godzinę po burmistrzu [całość TUTAJ]. A my jeszcze raz spytamy: czy ci, którzy dysponują strażnikami miejskimi, nie nadużywają uprawnień? [kot]
Przeczytaj komentarze (142)
Komentarze (142)