Akcja protestacyjna w szarej rzeczywistości
Zapowiadano akcję, która miała głośno pokazać, co nauczyciele myślą o reformie rządu. Miały być głoszone żądania podwyżek, proszono rodziców, by nie posyłać dzieci do szkół. W zamian mamy zamieszanie i zwykły dzień pracy.
Połowa nauczycieli zrezygnowała z akcji protestacyjnej jeszcze przed jej rozpoczęciem. Wszystko za sprawą informacji, jaka do nich dotarła. Dzień protestu nie będzie wliczany do stażu pracy. Nie będzie się również zaliczał do wynagrodzenia, premii i trzynastej pensji.
- System naliczania premii w środowisku nauczycielskim jest tak skonstruowany, że bardzo często nawet jeden dzień bez takich świadczeń to strata kilkuset złotych - mówi pani Agnieszka, wychowawca klasy pierwszej w jednej ze szkół podstawowych.
Sprawdziliśmy frekwencję dzieci w kilku szkołach. Rodzice dzieci nie zastosowali się do próśb środowiska nauczycielskiego. Praktycznie w każdej z wałbrzyskich szkół, które zapowiadały, że przystąpią do protestu ilość uczniów jest porównywalna z normalnym dniem szkolnym.
- Pracuję w budżetówce i też mamy w pracy różne problemy. Nie wszystko nam się podoba, ale nie wychodzimy z tym na ulicę - mówi pani Katarzyna, która zostawia swoją córkę pod drzwiami klasy i szybko ucieka do pracy.
Protest jest odbierany dość sceptycznie nawet w samym środowisku pedagogicznym.
- W wewnętrznym referendum głosowałam przeciwko. Dzisiaj strajk już nic nie pomoże. Trzeba było to zrobić przed wejściem ustawy w życie. - tłumaczy pani Małgorzata z PSP nr 15 w Wałbrzychu.
Jeszcze mniej entuzjastycznie do sprawy podchodzą nauczyciele, którzy pracują w prywatnych placówkach.
- Niech nauczyciele ze szkół czy przedszkoli publicznych się z nami zamienią. Studiowałam tak samo jak oni, ale w prywatnej placówce nie ma to przełożenia ani na zarobki, ani na czas pracy. Nie mamy z tego tytułu żadnych przywilejów. Idziemy do pracy na etat, jak w każdym prywatnym zakładzie i tak naprawdę robimy to co szef każe, bo firma musi zarobić, żebyśmy mogli otrzymać swoją pensję, które w stosunku do naszych kolegów z publicznych szkół, są żenująco niskie - mówi Joanna, nauczycielka w prywatnym przedszkolu.
Pogląd mieszkańców Wałbrzycha na temat protestu wydaje się być dość krytyczny. Może dlatego, że czas protestu jest dużo spóźniony?
- Nie rozumiem sensu protestu. Ustawa weszła w życie. Byłem przeciwny likwidacji gimnazjów, ale trzeba było o tym mówić kilka miesięcy temu. Co to dzisiaj zmieni? - pyta retorycznie pan Krzysztof, ojciec 10-letniego Pawła, który już do gimnazjum nie pójdzie.
Mamy więc protest inny, niż się spodziewaliśmy. Lekcje w większości przypadków są jednak prowadzone, a na budynkach szkół wiszą flagi, dzięki którym wiemy, że mimo wszystko coś się dzieje.
Przeczytaj komentarze (1)
Komentarze (1)