O walce na barykadach Powstania Warszawskiego i o życiu codziennym w tym czasie z uczestnikiem wydarzeń, kapitanem Stanisławem Wołczaskim ps. „Kazimierz”

wtorek, 2.8.2022 09:13 253 0

O walce na barykadach Powstania Warszawskiego i o życiu codziennym w czasie tego niezwykłego zrywu z uczestnikiem tamych wydarzeń, kapitanem Stanisławem Wołczaskim ps. „Kazimierz” rozmawia szer. Maciej Sas żołnierz 16 Dolnośląskiej Brygady Obrony Terytorialnej.

 

O Powstaniu Warszawskim większość z nas przypomina sobie zwykle w dniu jego rocznicy, czyli 1 sierpnia. Podejrzewam, że Pan, jako uczestnik tych tragicznych wydarzeń, myśli o nich znacznie częściej…

O tak, zdecydowanie częściej! Systematycznie rozmawiam o tym z uczniami dolnośląskich i opolskich szkół. Opowiadałem o Powstaniu Warszawskim już w 147 szkołach na tym terenie. Ale młodzież jest bardzo zainteresowana również tym, jak wyglądały lata okupacji. A musimy podkreślić, że to straszne czasy: nie było gimnazjum, liceum, wyższych uczelni, obowiązywała godzina policyjna, prąd mieliśmy tylko przez godzinę dziennie, przydziały na żywność były wręcz głodowe – kupowaliśmy wszystko na kartki, codziennie Niemcy nękali nas łapankami, co drugi dzień byliśmy świadkami rozstrzeliwania. Przypomnę, że w czasie II wojny światowej zostało rozstrzelanych 36 tysięcy warszawiaków!

 

Wiele osób, w tym część historyków uważa, że decyzja o Powstaniu Warszawskim doprowadziła do niepotrzebnej, bezsensownej rzezi. Jak Pan, uczestnik tego zrywu zapatruje się na to?

Moim zdaniem tylko ktoś, kto przeżył 5 lat strasznej okupacji (proszę to zaznaczyć) ma prawo mówić o sensie czy bezsensowności Powstania Warszawskiego. Dlaczego ono w ogóle wybuchło? Przecież pierwotnie plany akcji „Burza” zorganizowanej przez Armię Krajową nie obejmowały Warszawy… Kiedy jednak zobaczyliśmy, co się dzieje na Wileńszczyźnie, Polesiu, Wołyniu, okolicach Nowogródka, Tarnopolu, Lwowie czy Stanisławowie, gdzie żołnierze polscy zostali aresztowani, a ich dowódcy wysłani w głąb Związku Radzieckiego, podjęto decyzję: musimy walczyć! Do walki stanęło 41 tysięcy żołnierzy polskiego państwa podziemnego. Gros z nich stanowiła Armia Krajowa, ale były też Narodowe Siły Zbrojne i syndykaliści z PPS-u. Z kolei 6 i 7 sierpnia przyłączyły się też lewicowe ugrupowania: Armia Ludowa i Korpus Bezpieczeństwa, ale ich było około 1800 żołnierzy. Zgodnie z planem mieliśmy walczyć 3 dni, zdobywając w tym czasie około 100 obiektów – przede wszystkim te strategiczne jak dworce, lotnisko i mosty. Niestety, to się nam nie udało...

 

Był Pan wtedy nastolatkiem. Miał Pan jakieś wątpliwości związane z tym, czy należy walczyć, czy nie?

Z dokumentów wynika, że miałem 15 lat, ale faktycznie to było 14 lat i 3 miesiące (uśmiech). 1 sierpnia zostałem skierowany razem z kolegą (z którym chodziłem na tajne komplety) na ulicę Szpitalną 12, ale nie mogliśmy tam dotrzeć. Nie miałem pojęcia, co się tam mieści – wiedziałem tylko, że obok jest poczta główna, w budynku której broniło się 110 Niemców. Jednak w nocy z 1 na 2 sierpnia uciekli na Krakowskie Przedmieście do komendy policji. Dopiero wtedy udało nam się dotrzeć pod wskazany adres. Okazało się, że mieściły się tam Tajne Wojskowe Zakłady Wydawnicze, placówka numer 1. Ona była olbrzymia – drukowano tam dziennie około 20–30 tysięcy egzemplarzy „Biuletynu Informacyjnego”, 5–10 tysięcy „Rzeczypospolitej organu polskiego państwa podziemnego (nazywaliśmy go „Rzepą”) i ponad 10 tysięcy sztuk „Robotnika PPS – Wolność, Równość, Niepodległość”. W kilku sąsiednich drukarniach (a działały i na Złotej, i na Chmielnej) drukowano inne rzeczy – np. na Złotej plakaty. Z tym że one w czasie powstania wszystkie były tylko w 3 kolorach: czarnym, białym i szarym. Dopiero w dzisiejszych czasach pokolorowano je.

 

Jak rozumiem, Pan zajmował się dostarczaniem tych pism warszawiakom?

Tak, przydzielono mi bardzo dobry rejon w samym centrum – Nowy Świat, Marszałkowska, Aleje Jerozolimskie, Królewska. Niestety, do Królewskiej nigdy nie udało mi się dotrzeć… Docierałem do Świętokrzyskiej, a dalej ogień z Ogrodu Saskiego był już za silny, żeby można się było przedrzeć.

 

Któryś z tych powstańczych obrazów w sposób szczególny utkwił Panu w pamięci? Pytam o obrazy, które często Pan sobie przypomina…

Tak, to coś, do wydarzyło się dzień przez zakończeniem Powstania Warszawskiego – śmierć mojego ojca, który został rozerwany granatem. On od czasów I wojny światowej (służył w wojsku carskim) był inwalidą. Mając przepustkę, poruszałem się po powstańczej Warszawie i w końcu przedostałem się do ojca. Jego ciało przykryłem stertą cegieł i drzwiami, które zdjąłem z jakichś ruin. Prawie równo rok później pojawiłem się tam znowu – akurat wtedy ogłoszono w „Życiu Warszawy”, że na tej ulicy będą wydobywane z grobów wojennych zwłoki poległych. Dotarłem do Dworca Zachodniego, szedłem przez plac Narutowicza, a tam akurat wydobyto zwłoki 200 osób – bez głów, bez nóg i rąk. To był potworny widok! Dotarłem wreszcie na ulicę Śliską, gdzie leżały zwłoki mojego ojca. Został pochowany w grobie wojennym na Powązkach Wojskowych. Wie pan, ja dwa lata ubiegałem się o to, by moje szczątki zostały pochowane w tym grobie, w którym spoczął mój ojciec. Pani prezydent Warszawy nie zgadzała się na to. Nowy wojewoda wydał wreszcie zgodę, ale postawił warunek, że nic nie mogę zmieniać w napisie nagrobnym. Ale co tu zmieniać: ojciec Wołczaski, ja – też, ojciec miał na imię Stanisław – ja też, ojciec miał pseudonim „Kazimierz” – ja też. Tylko rok urodzenia się nie zgadza – ojciec urodził się w 1900. Niemal wszystko jest takie samo (uśmiech).

 

Żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej są spadkobiercami żołnierzy Armii Krajowej, między innymi Powstańców Warszawskich. Czy biorąc pod uwagę sytuację, w której żyjemy, chciałby Pan nam wszystkim coś szczególnego przekazać w dniu 78 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego?

Oczywiście! Myśmy walczyli pod hasłem: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Uważam, że zwyciężyliśmy! W czasie każdego spotkania z młodzieżą przypominam o tym. Żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej też powinni być wierni tej dewizie i to ona powinna im zawsze przyświecać!

 

 

Pokazaliście nam, że Polska może być Polską, pokazaliście, że nigdy nie wolno zwątpić i się poddawać, nigdy nie wolno zostawiać Ojczyzny

 Dziękujemy!

 

                                                                          Żołnierze 16 Dolnośląskiej Brygady Obrony Terytorialnej.

 

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)