“Przez wiele lat toczyłam batalię ze swoją innością”. Droga pływaczki Dominiki Sztandery na olimpiadę w Paryżu [WYWIAD]

środa, 17.7.2024 18:12 3062 7

Kwalifikacja na Igrzyska Olimpijskie stanowi dla każdego sportowca nie tylko ogromny sukces, jest także olbrzymim wyzwaniem. Pochodząca z Dzierżoniowa pływaczka wrocławskiej Juvenii, specjalizująca się w stylu klasycznym Dominika Sztandera niebawem popłynie w Paryżu indywidualnie na 100 metrów stylem klasycznym i w sztafetach. Jak podchodzi do startu na igrzyskach? W jaki sposób wpłynęła na jej życie diagnoza psychologiczna? Czy Andrzej Wojtal wybaczył jej wyjazd z Dzierżoniowa?

Niedługo debiutujesz na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, zakwalifikowałaś się, to ogromny sukces. Jakie emocje w związku z tym czujesz, jak się przygotowujesz?
Można powiedzieć, że do trzech razy sztuka. Próbowałam dostać się do Rio de Janeiro, wiadomo sztafeta, do Tokio również sztafeta, niestety nie udało się. W Paryżu inaczej, indywidualna kwalifikacja wypełniona podczas ubiegłorocznych Mistrzostw Świata w Fukuoce. Zupełne zaskoczenie, dużo emocji, nie oczekiwaliśmy wtedy za dużo z trenerem. Pewnie wszystko dojdzie do mnie dopiero na olimpiadzie. Na razie miałam sporo wyjazdów na treningi, załatwiałam sprawy organizacyjne, więc pełnię atmosfery i emocje odczuję już będąc w Paryżu. Wystartuję tam indywidualnie na 100 metrów stylem klasycznym i w dwóch sztafetach, na pewno cztery razy po 100 metrów stylem zmiennym z Adelą Piskorską, Pauliną Pedą i Kornelią Fiedkiewicz.

Start na igrzyskach olimpijskich jest symboliczny, marzenie i sens pracy każdego sportowca.
Sam udział jest prestiżem, wiele lat pracowałam na ten sukces. Szczególnie uzyskanie indywidualnej kwalifikacji ma dla mnie ogromne znaczenie. Start sztafetowy także jest ważny, jednak świadomość, że samemu coś się osiągnęło i wywalczyło jest budująca.

Kiedy zaplanowano twoje starty?
Drugiego dnia od rozpoczęcia igrzysk, 28 lipca mam start indywidualny, natomiast sztafeta zazwyczaj jest w ostatni dzień trwania zawodów. Mniej więcej tak wygląda harmonogram. Jestem zawodniczką, która praktycznie na ostatnią chwilę sprawdza, kiedy płynie, bo staram się nie myśleć za dużo o starcie przed startem i w pewien sposób przeżywać to kilka razy. Czuję wtedy większy spokój. Mam tendencję do nadmiernego analizowania.

Na
ostatnich Mistrzostwach Europy w Belgradzie w czerwcu tego roku wywalczyłaś dwa złote medale. Byłaś pierwsza na dystansie 50 m stylem klasycznym, w czasie 30,55 sekundy, poprawiając własny rekord Polski o cztery setne. Drugie złoto zdobyłaś w sztafecie 4x100 m stylem zmiennym, z Adelą Piskorską, Pauliną Pedą i Kornelią Fiedkiewicz również poprawiłyście rekord Polski osiągając czas 3:58,71 s. Jak wspominasz te mistrzostwa?
Większość imprez pływackich odbywała się na krytym basenie. Pierwotnie te zawody również miały się odbyć na basenie zamkniętym, ale ostatecznie zorganizowano je na otwartym. Panowały ogromne upały, około 37 stopni. Włączali klimatyzatory rano, a po południu, kiedy słońce przestało grzać, można było odczuć jakąś różnicę. Bardzo się pociliśmy, po wytarciu ciało było zaraz znowu mokre, a na wilgotną skórę strój startowy bardzo ciężko i dłużej się zakłada. To dodatkowo stresowało przed startem. Nie każdy dobrze sobie radzi z wysoką temperaturą, ja nie czuję się komfortowo, kiedy jest za gorąco. Przed startem czułam się przegrzana i gdy płynęłam na setkę, dało się to mocno odczuć. Pod koniec mistrzostw nadeszły burze, przerwano zawody. Przyszło ochłodzenie, w końcu było czym oddychać. Wtedy dopiero poczułam, jakbym złapała wiatr w żagle. No i później już samo poszło. A jeśli chodzi o pięćdziesiątkę, po prostu chciałam pozwolić sobie płynąć i zrobić to dobrze, bo często miałam tendencję, żeby za bardzo się emocjonować. Wtedy podeszłam ze spokojem, udało się zrobić nowy rekord życiowy i zarazem rekord Polski. Z kolei sztafeta to był ostatni start. Zmotywowałyśmy się wzajemnie z dziewczynami. Dałyśmy z siebie wszystko, co zostało w nas po całym tygodniu ścigania.

Na początku lipca pojechałaś na zgrupowanie kadrowe do Andory. Jak wyglądają przygotowania do Igrzysk Olimpijskich?
Treningi na zgrupowaniach kadrowych przebiegają podobnie jak w Polsce. Byłam tam z klubem z Katowic. W Pirenejach wykorzystywaliśmy różnice wzniesień, pokonując pieszo spore dystanse, by zaadaptować się do chodzenia. W wiosce olimpijskiej i ogólnie na igrzyskach będzie dużo chodzenia, trzeba mieć to na uwadze. I pilnować, by nie było szoku, że nagle organizm sobie nie radzi z obciążeniem. Schemat samych treningów jest taki sam jak we Wrocławiu. Staramy się także zwiedzać okolicę, podziwiać uroki miejsca, odwiedzić sklepy, różne lokalne atrakcje, by poza treningami umilić sobie czas.

Czy stosujesz
specjalną dietę w związku ze startami?
Przede wszystkim mniej tłustych rzeczy, warzywa, trzeba pamiętać by dostarczać białko, zamiast słodyczy jeść owoce. Chociaż spalamy tyle kalorii, że jeden deser raz na jakiś czas nie zaszkodzi.

Od zawodów w Fukuoce w lipcu 2023 r. bardzo poprawiasz swoje wyniki. Czy to kwestia zmian w treningach czy jakieś inne czynniki zaważyły?
To wynik pracy naprawdę wielu osób. Trener Grzegorz Widanka, trener na siłowni Arkadiusz Pauch, psycholog Paweł Piepiora, z którym współpracuję od ponad roku. Regularna współpraca i zaangażowanie powodują, że wyniki idą do przodu. W sporcie wiele zależy od głowy. Kontrolujemy, robimy testy, sprawdzamy, w jakim kierunku to zmierza. Układamy plan. Takie szczegóły, zwykła - niezwykła praca trenera i zawodnika.

Od dziewięciu lat trenujesz we wrocławskiej Juwenii. Zdobywałaś medale na mistrzostwach Polski i Europy, na uniwersjadzie, ale dopiero od zeszłego roku wszystko ruszyło do przodu.
Jeszcze przed wyjazdem z Dzierżoniowa jako osiemnastolatka wspomagałam już w Juvenii dziewczyny w sztafecie. Oficjalnie jestem w klubie od dziewięciu lat. Nie zawsze w ciągu tych lat wszystko było super, szło do przodu. Różne stany emocjonalne i psychiczne przechodziłam jako zawodniczka. Także pięcioletni przestój, który odbił się na motywacji, bo jak to, cały czas trenuję, chcę mieć wyniki, a postępów nie widać. Ale od pewnego czasu wszystko fajnie zagrało, mentalnie poczułam się lepiej. Trzy lata temu poznałam chłopaka, Czarka, jesteśmy wciąż ze sobą. Pomógł mi wiele rzeczy poukładać. Poczułam stabilizację. Nastąpiły zmiany w rzeczach na co dzień niezauważalnych.

Jakie to zmiany?
Zdiagnozowano u mnie ADHD. Wszystkie symptomy pasowały do tego i właściwie tylko dostałam potwierdzenie. Ta wiedza sprawia, że nie jestem już tak bardzo surowa dla siebie. Wcześniej górą był perfekcjonizm, dręczenie się, czemu nie mogę zrobić tego czy tamtego. Teraz wiem, że mój mózg po prostu inaczej funkcjonuje. Przez wiele lat toczyłam batalię ze swoją innością, poszukiwałam siebie. Końcówka liceum i studia to zazwyczaj czas, kiedy człowiek próbuje znaleźć swoje miejsce. Przeszłam długą drogę, ale ostatecznie jestem w dobrym miejscu. Cieszę się, że zdiagnozowałam się, wdrożyliśmy leczenie, to też bardzo dużo daje, wszystko wpadło na swoje miejsce, jak ułożone puzzle. Praca z psychologiem, wsparcie chłopaka, rodziców i bliskich, lepszy kontakt z trenerem, zrozumienie samej siebie. Wszystko tak fajnie skleiło się w całość, pozwoliło na zrozumienie i akceptację siebie, pójście do przodu. Zależało mi na kontakcie z psychologiem sportowym, który miałby na względzie, że mój mózg pracuje w inny sposób. Chodziłam do innych psychologów, ale nie czułam nici porozumienia, aż w końcu trafiłam na mojego profesora, z którym miałam zajęcia na uczelni. Zagadnęłam go pewnego razu i zaczęliśmy współpracować. Dał mi faktycznie dużo ciepła i poczucie bezpieczeństwa, wspierając nie tylko w sferze psychicznej związanej z treningami, ale ogólnie relacji międzyludzkich, radzenia sobie z emocjami. Szukaliśmy różnych rozwiązań i naprawdę fajnie zagrało. Pomógł mi nie tylko w sporcie, ale tak życiowo po prostu.

To ważne, by trafić na odpowiednią osobę, która poprowadzi nas choć kawałek w życiu, pozwalając zrozumieć siebie.
To właśnie jeden z przekazów, które chcę propagować, żeby nie zrażać się i jeśli jeden psycholog nie pomógł, warto szukać innego. Może akurat z kolejnym fajny kontakt się złapie? I nie myśleć, że coś ze mną nie tak, bo nie mogę dogadać się z psychologiem. Nie ma się czego wstydzić, wiele się zmieniło i wizyty u psychologa nie są stygmatyzujące. Nie chodzi tylko o sportowców, ale o każdego z nas, bo mamy sporo nieprzepracowanych traum wielopokoleniowych.

Od tej diagnozy i udzielonej pomocy poczułaś, że w twojej karierze sportowej nastąpił przełom po kilkuletnim przestoju, jakby ci się wszystko poukładało?
Tak. Powoli wszystko zaczęło pracować. Mieliśmy parę spotkań z trenerem, nie wszystkie rozmowy są przyjemne i kolorowe. Czasem trzeba wyłożyć kawę na ławę i powiedzieć jak jest. „Słuchaj, nie podoba mi się to i to”. Konfrontacja opinii, podobnie jak w związku, buduje partnerstwo z trenerem. Codziennie się widzimy i musimy ze sobą pracować, więc trzeba dojść do jakiegoś porozumienia. Wcześniej przez wiele lat nie potrafiłam z trenerem znaleźć wspólnego języka. Diagnoza pozwoliła zrozumieć niektóre moje zachowania, typu notoryczne spóźnianie się, nieraz totalnie nie mam poczucia czasu. Potrzebuję cały czas chodzić z zegarkiem, bo myślę, że minęła minuta, dwie, a tak naprawdę minęło dziesięć minut, to jedna z rzeczy, z którą muszę się zmagać. Czasem w natłoku zajęć, treningów, zapominałam zjeść. Może się wydawać, że jak można zapomnieć zjeść, ale to właśnie ADHD. Przez akceptację zaczęłam sobie tłumaczyć, że po prostu tak postrzegam niektóre rzeczy, tak wygląda to z mojej perspektywy. Podchodzę teraz do wszystkiego ze spokojem. Jestem dojrzalsza, potrafię lepiej się komunikować.

Grzegorza Widankę darzysz zaufaniem, o czym może świadczyć fakt, że zrezygnowałaś z przygotowań centralnych i polegasz na swoim trenerze.
Wcześniej unikaliśmy zgrupowań kadrowych, nie jeździliśmy na nie, ceniliśmy domową atmosferę. Czułam się lepiej będąc w domu z bliskimi, podczas gdy na zgrupowaniach wszystko bardzo sfokusowane było na pływaniu. Na miejscu trzeba myśleć o zakupach, gotowaniu, zajęciach na uczelni, innych sprawach zawodowych, takie proste rzeczy. Ale nie wyrzekam się wyjazdów treningowych w Polsce czy za granicą, ponieważ z drugiej strony pozwalają nabrać perspektywy do codzienności i zobaczyć trochę świata, pójść na spacer, zwiedzić okolice wypożyczonym autem. Podczas zawodów zazwyczaj średnio jest na to czas.

Kto cię nauczył pływać?
Pierwsze próby pływackie przeżyłam pod okiem rodziców. Jeździliśmy na basen do Bielawy i do Polkowic, tam było więcej zjeżdżalni. Chodziło o zabawę, frajdę. Później rodzice zapisali mnie do Jacka Pisarskiego. Tam nauczyłam się pływać technicznie, stylowo. W czwartej klasie szkoły podstawowej przeszłam do Andrzeja Wojtala, do starszej grupy, gdzie rozwijałam się i powoli wspinałam po szczeblach. Początkowo nie byłam w czołówce, ale trenowałam, coraz więcej osób się wykruszało, ale moje wyniki szły do przodu.

Jak wspominasz trenera Andrzeja Wojtala z twojego pierwszego klubu MKS 9?
Cóż, miłość i nienawiść... Na treningi chodziłam zestresowana, zawsze się bałam. Zazwyczaj albo coś zmajstrowałam, albo gdzieś nurkowałam, jakieś bąbelki puszczałam, więc trener albo wyganiał z basenu, albo kazał mi nadprogramowo płynąć 1500 m kraulem lub inne cuda. Mój okres dojrzewania był chyba najgorszy, miały miejsce różne spiny, w sumie jedna większa spina, ale później pogodziliśmy się i od tamtej pory jest dobrze. Wiadomo, trener trochę przebolał moje przejście do Wrocławia. No ale spójrzmy prawdzie w oczy, w Dzierżoniowie nie ma żadnych studiów, a regularne dojeżdżanie do Dzierżoniowa z Wrocławia na treningi jest obciążające przede wszystkim czasowo. Wtedy nie miałam prawa jazdy, logistycznie nawet nie było tego jak zgrać. Andrzej Wojtal też pewnie miał, nie wiem na ile, żal do poprzednich zawodników, że wyjechali.

Teraz jesteście w dobrych relacjach?
Czasem jak jestem podejdę na trening czy pogadać, zawsze trener wita mnie serdecznie, miło wspominamy wszystko. Pamiętam, jak kiedyś powiedział do moich rodziców: „Z tej to pływaczki nie będzie”. Zawsze śmiejemy się z tego. On miał nosa do pływaków, ale specjalnie tak gadał. Z perspektywy osoby dorosłej, bo teraz z dzieciakami też czasem pracowałam, widzę ile kosztuje trenerów nauka pływania, nieraz jest przekichane. Andrzej Wojtal mnie wszystkiego praktycznie nauczył. Mój trener Grzesiek Widanka wciąż mi powtarza: „Pamiętaj, jesteś dzik dzierżoniowski. Co, jesteś? Dzik dzierżoniowski!”. Nie każdy nadaje się do stylu klasycznego, to bardzo siłowy i techniczny styl. Moim zdaniem w każdym profesjonalnym sporcie trzeba być po części masochistą. Bo to będzie boleć, niezależnie od tego, co będzie się robić. Trzeba lubić poniekąd takie posiadanie bata nad sobą. Przynajmniej ja potrzebuję bata nad sobą. Sport naprawdę często kosztuje dużo wyrzeczeń, bólu i potu.

Masz na myśli forsowanie swojego ciała?
Na treningach jak człowiek nie doprowadzi się do skrajnych stanów, nie ma szans na przełamanie własnych barier. Przebywanie w strefie komfortu, bezpiecznej bańce jest spoko, ale żeby coś osiągnąć, trzeba przekraczać granice, osiągnąć więcej niż do tej pory. To jedna z cięższych rzeczy do zrobienia.

Trzymam kciuki, żebyś w Paryżu trafiła z formą.
Z tym właśnie jest najtrudniej, na formę składa się wiele czynników, nie wszystko można kontrolować. Trzeba mieć też na względzie, że jednak nie jestem najmłodsza. Wiadomo, wiek to tylko liczba, ale jednak odczuwam trochę różnicę pomiędzy czasem, kiedy miałam 20 lat i 27, jak teraz. Inaczej przebiega regeneracja. Za dzieciaka można było przymknąć oko na pewne rzeczy, teraz trzeba tego bardzo pilnować. Zawsze wyskoczy jakaś rzecz, nad którą trzeba jeszcze dobrze pracować. Staram się podchodzić do startu w igrzyskach ze spokojem, zadaniowo.

Sportowcy są uczeni, żeby do zawodów podchodzić zadaniowo. Chodzi o to, żeby pojechać i popłynąć najlepiej jak to będzie możliwe.
Tak, są różne charaktery, ale u mnie ten wariant najlepiej się sprawdza. Żeby nie dopuszczać do nadmiernego rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze, bo to mnie rozprasza. Żeby wszystko było dobrze, zrobić to, co ma się do zrobienia. A jak będzie, zobaczymy wszyscy.

W tym roku kończysz studia na wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Jaki masz temat pracy magisterskiej i co planujesz po studiach?
Obronę pracy magisterskiej zaplanowałam już na spokojnie na wrzesień, temat będzie nawiązywać do treningów wysokogórskich. Po skończeniu studiów plan jest taki, że dalej pływam. To jest dla mnie najlepsza obecnie opcja.

Tekst: Aneta Pudło-Kuriata
 Fot. Radosław Jóźwiak

Przeczytaj komentarze (7)

Komentarze (5)

Adas dzisiaj, 4 godz temu
Gitara dziewczyna! Trzymaj się tam!
Dd dzisiaj, 15 godz temu
Powodzenia
dzisiaj, 3 godz temu
Wszystkiego najlepszego, prawdziwa duma z takiej Dzierżoniowianki!
Marek dzisiaj, 11 godz temu
Jesteś wspaniała. Już teraz trzymamy kciuki.
Janusz B. dzisiaj, 13 godz temu
Trzymam kciuki.Mam nadzieję że Dominika zdobędzie medale