Zboża zamienione na lawendę. Jak jeden pomysł zmienił życie Marii Szlachcic

wczoraj, 1 godz temu 225 0

Maria Szlachcic, założycielka Lawendowego Przystanku w Domaszowie, zamieniła swoje marzenie w tętniące życiem w okresie letnim lawendowe pole. Zaczynając od skromnego pomysłu na rodzinnym spotkaniu, przekształciła wcześniejsze pole pszenicy i kukurydzy w fioletowy raj, który przyciąga tłumy odwiedzających. Jak dzięki determinacji i pasji nie tylko ożywiła wiejską okolicę, ale także stworzyła wyjątkowe miejsce, gdzie każdy może zanurzyć się w aromacie lawendy?

Pod koniec lipca trwają już u was lawendowe żniwa.
W tym roku ścinamy lawendę trzy tygodnie wcześniej, to już koniec sezonu. Z powodu warunków pogodowych młodsze rośliny mocno się pochorowały.

W Domaszowie mieszka pani wraz z rodziną od niedawna.
Cztery lata temu przeprowadziliśmy się z Olesznej do Domaszowa. Kupiliśmy gospodarstwo. Nasze pole wcześniej dzierżawił sąsiad, uprawiał pszenicę i kukurydzę. Myśleliśmy z mężem, co możemy zasiać na tym polu. Mówił: Marysia, może jakieś owoce, bo tu wszędzie wszyscy wkoło mają owoce?”. Jednak pole było wąskie, trudno wjechać dużymi maszynami.

Skąd pomysł na lawendę?
Moja siostra rzuciła ten pomysł podczas spotkania rodzinnego. Nie wiedziałam wtedy nawet dokładnie, jak wygląda lawenda. Należę do osób, która jeśli coś usłyszą i im się to spodoba, to nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Więc to nie tak, że wcześniej byłam zakochana w lawendzie i miałam ją w doniczkach. Odpaliłam telefon i zobaczyłam fioletowe pola. Po kilku dniach wiedziałam już o lawendzie niemal wszystko. Znalazłam firmę produkującą sadzonki lawendy w Szkaradowie w Dolinie Baryczy. Umówiłam się z właścicielką specjalizującą się w uprawach, że przyjadę zobaczyć jej plantację, a ona mi doradzi, jak w naszych warunkach klimatycznych sadzić lawendę. Nie widziałam więc pięknego pola kwitnącej lawendy, tylko zimowe kuleczki na plantacji. Firma miała różne gatunki sadzonek, jest jednym z większych dostawców tych krzewów na polskie plantacje. Byłam tam na przełomie lutego i marca, a w maju już sadziłam lawendę. Trzy lata temu obsadziliśmy lawendą pierwsze, małe pole, zaczęło nas odwiedzać sporo ludzi, więc kolejnego roku krzewy pojawiły się już na większym polu.

Jakie ma pani tutaj gatunki lawendy?
Mam dwa gatunki. Lawendę wąskolistną – odmiany Munstead i Hidcote oraz lawendę pośrednią – odmiany Grosso i Nico. Lawenda lubi gleby przepuszczalne, żwirowe, wapienne, źle znosi nadmiar wody w podłożu. Wskazane jest umiarkowane podlewanie i niewielkie nawożenie. Odmiany wąskolistne wykorzystujemy na syropy lawendowe, które produkuję, robię też bukieciki i wianki. Próbowaliśmy ją destylować, ale olejku jest trochę mniej niż z lawend pośrednich. Olejków nie mamy jeszcze w sprzedaży, bo ten rok przeznaczyliśmy sobie na naukę i załatwianie wszystkich formalności, by w kolejnym sezonie olejki były już dostępne.

Jakie produkty są dostępne obecnie?
Po sezonie mamy produkty z suchej lawendy i syrop lawendowy, wcześniej dostępne są bukiety, które idą w ogromnych ilościach, a także wianki, które musimy robić na zamówienie.

Sporo osób odwiedza was w sezonie.
Odwiedzających z roku na rok przybywa, co nas ogromnie cieszy. Wejście jest bezpłatne, podobnie jak na większości plantacji w Polsce, choć są też takie, gdzie trzeba zapłacić. Wyszłam jednak z założenia, że robię to nie tylko dla siebie, ale także dla ludzi i proszę mi wierzyć, że nie ma osoby, która wychodzi od nas bez bukietu czy woreczka. Bukiety są tak popularne, że w sezonie jedna osoba, by je przygotować, nie schodzi z pola. Przyjeżdżający spacerują, mogą usiąść, zrobić sobie zdjęcia. Jest możliwość rozłożenia się z koszykiem piknikowym. Mamy dwa miejsca na ogniska, udostępniamy drewno, można sobie zrobić ognisko, posiedzieć. Różni ludzie nas odwiedzają. Przyjeżdżała do mnie siostra zakonna, bardzo mi dziękowała, że może sobie zawsze wejść tutaj i się pomodlić. Jeden pan przyjeżdża na rowerze i spędza noc przy krzakach lawendy. Staram się utrzymywać pole w czystości, by nie wystawały żadne chwasty. Kiedy przyjeżdżają osoby na płatne sesje fotograficzne, mają spokój, nikogo nie pospieszam, nie pilnuję czasu co do godziny, wypożyczam nawet wiązkę lawendy do zdjęć. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się zrobić jeszcze więcej, być może otworzyć kawiarnię. Początkowo lawendowe pole miało być odskocznią od codzienności, a zrobił się z tego, nie ukrywam, dość fajny biznes.

Czym zajmujecie się poza tym zawodowo?
Budujemy drogi i chodniki. Startujemy w przetargach. Aktualnie zaczęliśmy startować w powiecie dzierżoniowskim, wcześniej prowadziliśmy pojedyncze realizacje na tym terenie, więcej działaliśmy w powiecie wrocławskim.

Skąd przyjeżdżają do was miłośnicy lawendy?
W większości z Wrocławia, z okolic Sobótki, Strzelina. Są tacy, którzy trafili tutaj w pierwszym roku przejeżdżając przez Domaszów i odwiedzają nas już kilka razy w roku. Dużo miejscowych przychodzi do nas po produkty na prezent albo dla siebie.

Lawenda chyba dobrze tu rośnie?
Mamy tu dobrą ziemię na lawendę. Trzeba było ją wcześniej dobrze przygotować. Przeprowadziliśmy badanie ziemi, później wapnowanie, bo ziemia musi być lekko zasadowa. Lawendy rosną naturalnie na ubogich, piaszczystych, kamienistych ziemiach. Ważne były także odmiany i dobre źródło sadzonek. Wszystkie kupione przeze mnie sadzonki przyjęły się, może jeden procent odpadł. Później z czasem oczywiście niektóre krzewy przechodzą choroby grzybowe. Po tegorocznym kwietniowym mrozie myślałam, że już nic z mojej plantacji nie będzie. Ucierpiały głównie lawendy wąskolistne, ale na szczęście odmiana Grosso, najbardziej dekoracyjna, przetrwała wiosenną aurę całkiem dobrze. Wspomagaliśmy krzewy naturalnymi opryskami probiotycznymi. To ważne, że wybrałam gatunki, które mi doradzono, patrzyłam także na produkty innych plantatorów dostępne w Polsce.

Co powstaje z waszej lawendy?
Bukiety, wianki, syrop lawendowy, olejki. Susz wykorzystujemy do opasek relaksacyjnych, aromatycznych poduszek do spania, woreczków z suszem lawendowym, które wszyscy kupują jako zapach do szafy lub ogólnie w domu. Mam także stałych odbiorców lawendy suszonej na kilogramy. Poduszka do spania z delikatną lnianą poszewką wypełniona jest gryką, siemieniem lnianym i lawendą, a opaski na oczy są wypełnione siemieniem lnianym i lawendą. Siemię lniane ma obciążać okolice oczu i je relaksować, plus zapach lawendy, bo lawenda ma właściwości uspokajające, wyciszające i pomagające w zaśnięciu. Mam także magnesy oraz ceramikę z lawendowymi motywami wyrabianą przez moją córkę w pracowni ceramicznej pani Krasnodębskiej w Niemczy.

Prowadzicie także warsztaty?
Mamy warsztaty dla dzieci. Zgłaszają się szkoły albo przedszkola i wtedy dzieciaczki do mnie przyjeżdżają. Robimy na przykład laleczki ze spódniczką z lawendy albo bukieciki czy wianuszki. Przyjeżdżają także seniorzy z domów pomocy społecznej. Organizuję też warsztaty z panią zielarką, fitoterapeutką dla kobiet i mężczyzn. Zawsze jest jakiś temat przewodni, na przykład zioła dla kobiet, zioła na odporność.

Jak przebiegają warsztaty z fitoterapii?
Dotyczą leczenia ziołami, przeprowadzania kuracji ziołowych przy różnego rodzaju dolegliwościach, bólach brzucha przy miesiączkach, przekwitaniu, migrenach. Po wykładzie jest luźna pogawędka, a później staramy się robić coś praktycznego. Ostatnio robiliśmy sole do kąpieli i świece z płatów wosku pszczelego. Palony wosk pszczeli dobrze na nas działa wytwarzając dobroczynne związki, które wdychamy i są to podobno jedyne świece, które możemy palić w zamkniętych pomieszczeniach.

Po czterech latach chyba już pani mocno lubi lawendę?
Zakochałam się w tym, co robię. W lawendzie, w ziołach. Oczywiście razem z mężem, który bardzo mnie wspiera. Gdyby nie on, to wszystko by nie powstało. Robimy to z sercem, lubimy ludzi, chętnie do nich wychodzimy, cieszymy się mogąc z nimi rozmawiać. Wszystko, co udało nam się wspólnie zbudować sprawia nam satysfakcję. Wspaniale, gdy ktoś przyjeżdża i cieszy, że takie pole lawendy tu powstało. Sama używam teraz produktów lawendowych, zasypiam z lawendową opaską na oczy, zimą rozwieszam pachnące woreczki. Muszę czuć zapach lawendy, więc miętolę te woreczki lawendowe, bo niektórzy wrzucają je do szafy, a potem przyjeżdżają do mnie i mówią, że woreczek im nie pachnie. Tłumaczę wtedy, że trzeba aktywować olejki eteryczne, czyli pognieść ten woreczek i lawenda na nowo zaczyna pachnieć. Lawenda potrzebuje dotyku. W pierwszym roku działalności zrobiłam sobie nawet subtelny, kolorowy tatuaż z lawendą.

Gdzie przetwarzacie lawendę?
Mam zgłoszoną kuchnię domową, gdzie robię syropy. Nie mam jeszcze miejsca na wytwarzanie olejków. Muszę mieć specjalnie wydzielone miejsce, które odbierze sanepid. Czytałam właśnie, że może być jedno pomieszczenie przystosowane w domu. Myślę też o przestrzeni do produkcji kosmetyków. Chciałabym znaleźć osobę, która będzie wytwarzać dla mnie kosmetyki z mojej lawendy.

Ile trwa sezon na lawendę?
Od czerwca do połowy sierpnia. Początek jest zawsze spokojny, wszyscy czekają aż zakwitną duże lawendy, a tak naprawdę sezon zaczyna się gdy kwitną lawendy wąskolistne. Pojawiają się wówczas pierwsze zamówienia na wianki i bukiety. Kiedy zaczynają kwitnąć lawendy wysokie, pośrednie, zaczyna się szał, to już jest praca od rana do wieczora, która trwa do połowy sierpnia. W tym roku jest to koniec lipca, sezon zaczął się około trzech tygodni wcześniej. W tamtym roku kończyliśmy w drugiej połowie sierpnia.

Ile
osób pracuje zazwyczaj przy lawendzie w sezonie?
Pracujemy wspólnie z mężem, mamy też osoby, które przyjeżdżają do pomocy, wymieniają się w tygodniu praktycznie codziennie. Łącznie w sześć osób jesteśmy w stanie to ogarnąć.

Co powinno się zrobić po kupieniu świeżego bukiecikz lawendy?
Wkładamy go do wazonu, bez wody, bo musi uschnąć. Potem można go trzymać przez zimę lub powiesić na ścianie. Niektórzy zdradzili mi, że stosują na lawendowe wieńce powieszone na drzwiach lakier do włosów, wtedy lawenda lepiej się trzyma i nie obsypuje.

Tekst i foto: Aneta Pudło-Kuriata

Dodaj komentarz

Komentarze (0)