„Babiląd”... Teatr RAZY DWA zaserwował nam smacznie przyprawioną poezję z nieznośnym happy endem [FOTO]

sobota, 16.3.2024 16:45 784 0

Radzicie sobie ze zjawiskiem o nazwie Teatr RAZY DWA? My nie. Kolejny spektakl sygnowany przez ten kolektyw nas jednak rozczarował. Może dlatego, że to był „Wieczór dla kobiet”, a nie dla nas? Od przeszło tygodnia próbujemy to przedstawienie dla Was opisać, bo kto nie był 8 marca w Bystrzycy Kłodzkiej, już go nie zobaczy. Oto nasze przyznanie się do winy.

Na początek mała uwaga. Pisaliśmy już, że przedstawienia teatru działającego w bystrzyckim MGOK to – naszym zdaniem – bardziej społeczna psychoterapia, niż sztuka. Choć podkreślamy też, że chodzi się tam „na Kajdanowicz” [Paulina Kajdanowicz to bez dwóch zdań gwiazda], a po niemal doskonałym spektaklu „Do góry nogami – rzecz o macierzyństwie”, także „na Sowiak” i „na Krywulec”. Pisaliśmy o tym TUTAJ.

Dlaczego zatem tym razem byliśmy rozczarowani? Pomysł „Wieczoru dla kobiet” był taki sam, jak rok wcześniej. Emocje? Znacznie mniejsze. „Wieczór kobiet z lokalną poezją i znaną muzyką” wymyśliła wówczas Paulina Kajdanowicz – głowa, serce i dusza Teatru RAZY DWA. Śpiewany wtedy przez nią utwór „Gdzie ci mężczyźni?!” z repertuaru Danuty Rinn zabrzmiał co najmniej prowokacyjnie [więcej TUTAJ]. I udało się.

Teraz zatem mężczyźni prezentowali męską poezję. Już samo to jest wielkim sukcesem mądrych i pięknych kobiet [kolejność przypadkowa]. Zagonić u nas facetów na scenę, by się odkryli?! To trzeba mieć moc. Ale było tak grzecznie... Drogie panie, tak widzicie mężczyzn? Emocje zapowiadały się tylko wtedy, gdy jeden z dżentelmenów położył nogę na stole, ale drugi natychmiast odsunął świecę. My liczyliśmy na ogień!

Mieliśmy na scenie świece jak na jakiejś wieczornicy ze szkolnej świetlicy. Wiadomo, poezja to musi być nastrój... A zaczęło się tak obiecująco, od utworu „Babiląd” arcymęskiego – w dzisiejszym stylu – wykonawcy Beton Jazz. Oczywiste skojarzenie z Babilonem, czyli kwintesencją zła. Potem panowie czytali wiersze lokalnych poetów. Czy to była zła poezja albo niedobre jej interpretacje? Nie, bo uspokajała, a nie usypiała.

Na scenie był „męski” bar, ale taki, jak mogą wyobrażać go sobie kulturalne panie. Nie kończyło się, jak przez lata, wrzaskiem „Polej!”. Panom, podobnie jak przed rokiem kobietom, towarzyszyła poezja, a sądząc po kieliszkach – wino i to... różowe [mężczyźni biorą chyba to do ust tylko wtedy, gdy absolutnie nie ma w ich zasięgu innych trunków]. I te ich śnieżno białe koszule, zapięte mankiety. Po prostu Francja elegancja.

Siłą przedstawienia sprzed roku było to, że kobiety same opowiadały dowcipy na swój temat. Czy panowie mówili je teraz o sobie? Nie! Też o paniach. Na przykład taki: „Każdy facet myśli, że kobieta marzy o księciu z bajki. A ona myśli, jak dużo zjeść i nie przytyć”. Na marginesie, każdy z nas to wie, ale żaden nie powie tego swojej pani. Dlaczego? Bo tak! [Ten żelazny i niepodważalny kobiecy argument też padł ze sceny].

Nic nam się nie podobało? Wręcz przeciwnie. No, prawie. Zostaliśmy z wielką obietnicą. To Kacper Lech, młody aktor, który mieszka w okolicy i dołączył do zespołu Teatru RAZY DWA. Prowadził cały wieczór i robił to – znowu... – bardzo grzecznie. Ale jak zaśpiewał „Nie dokazuj” z repertuaru Marka Grechuty! Żadnych wydumanych udziwnień, a jednak to była interpretacja warta miana hitu wieczoru. Artysta.

Wymieńmy poetów w kolejności, w jakiej ich wiersze były czytane: Grzegorz Mor z Kłodzko, Jan Stypuła z Polanicy-Zdroju, Janusz Kliś z Chicago, Marcin Jan Gaik z Bystrzycy Kłodzkiej, Janusz Olearnik z Polanicy-Zdroju, Wiesław Czermak, Janusz Woźniak z zaświatów, a kiedyś z Bystrzycy Kłodzkiej i Leszek Szczurek z Dusznik-Zdroju. Mamy do nich prośbę: piszczcie panowie wiersze, ale już raczej nie wizytówki...

A artyści na scenie? W kolejności alfabetycznej byli to: Paweł Białogór [on Wam wszystko zatańczy], Bogdan Dmowski [Uczcie się panowie! Tu się urodził, a przyjeżdża z Niemiec, żeby mówić wiersze], Stanisław Filiks, Jakub Gach [na keybordzie], Emil Kapuszyński, Kacper Lech, Artur Pawłowski [on Wam wszystko zagra] i Sławomir Wełna [Ta nonszalancja, gdy między wersami popijał z kieliszka... Ktoś tam jednak grał!].

No ale przyszedł finał, niestety... Po dobrej godzinie, gdy na scenie pojawiały się tylko na chwile barmanka i młodziutka Magdalena Dołgoszyja śpiewająca piosenkę Sanah, musiał być morał, jak to w Teatrze RAZY DWA. Zabrzmiało „Takie tango” Budki Suflera i zaroiło się na scenie od kobiet. Czar prysł! [Czytaj: spokój]. Do tanga trzeba dwojga, musieliśmy usłyszeć, jakby nikt tego nie wiedział, albo jakby to było tak proste. [kot]

PS  Nawet nie wspomnimy, że tango z Pawłem Białogórem tańczyła znana chyba wszystkim Renata Surma. I to jak! Przed rokiem jednak, choć już po przedstawieniu, zrobiła na scenie... szpagat. Całość projektu koordynowała niezrównana Ewelina Sowiak, nasza gwiazda, którą udało nam się sfotografować dopiero tydzień po spektaklu. A inni? Chyba pół miasta jest zaangażowana w Teatr RAZY DWA. To po prostu fenomen.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)