Babska eskapada do Rumunii, czyli spotkanie klubu podróżnika w Wojborzu [FOTO]

wtorek, 31.1.2023 11:59 376 0

Cykliczne spotkania miłośników podróżowania w Filii Biblioteki Publicznej Gminy Kłodzko w Wojborzu należą już do tradycji. W styczniu gościem – podróżnikiem była pani Karolina Nesterewicz, którą w opowieściach wspierała pani Dorota Hnatów.  Pani Karolina bardzo barwnie i z dużym entuzjazmem opowiedziała o babskiej eskapadzie. Uczestnicy spotkania nic, a nic się nie nudzili, bo narracja gościa była jak z filmu.

Pomysł odwiedzenia Rumunii pojawił się spontanicznie.  W wyprawie wzięły udział: kierownik wycieczki– Dzidka, ekonom i kucharz – Dorcia, kierowca – Karola, zarządca potrzeb ludzkich – Iwona.

Trasa miała wieść przez najciekawsze regiony Rumunii: Maramuresz, Bukowina, Transylwania. Pokonałyśmy w sumie 3050 km. Pierwszego dnia po przejechaniu przez Słowację i Węgry o 17:32 wjeżdżamy do Rumunii. Po załatwieniu formalności na granicy udajemy się w poszukiwaniu noclegu. Znajdujemy go w Satu Mare, w hotelu Dana. Wieczorem poznajemy po raz pierwszy smak rumuńskich napojów i radość życia Rumunów.

Kolejnego dnia po zwiedzeniu Satu Mare (Plac Wolności, mały park z alejkami, ławeczkami i dużą fontanną, hotel Dacia, katedra św. Piotra i Pawła, udałyśmy się na lody do Baia Mare. Następnie ruszyłyśmy śladem kultury i tradycji zwiedzając cerkwie: Surdesti, Barsana, Budesti oraz Wesoły Cmentarz w Sapancie. Nocleg w cudownym miejscu – Pensiunea Susani w Oncesti, gdzie nalewki owocowe podano gratis.

Następnego dnia, po porannej kawie ruszyłyśmy w dalszą drogę. Dokonawszy zakupów w wiejskim sklepie oraz nabyciu płyty CD z muzyką folkową (umcyk, umcyk) zjadłyśmy śniadanie w postaci bułki i kefiru na łonie natury: przepiękna połonina. Najedzone pokonałyśmy przełęcz Przysłop, gdzie spotkałyśmy Polaków na motocyklach i ruszyłyśmy doliną Bystrzycy, podziwiając wartką rzekę i liczne obozowiska turystów. Obiad w postaci wafli ryżowych z zacuscą oraz kawa w przydrożnym barze. Nocleg w pięknych okolicznościach przyrody: dom z ogrodem.

Nazajutrz ruszamy w kierunku Wąwozu Bicaz. Urzeczone wielkimi skałami ruszamy na szlak, dość stromy. Na szczycie odpoczynek na polanie i zejście do auta w towarzystwie pomruków burzy. Nocujemy w Sighișoarze, w pensjonacie GIA. Rano, po śniadaniu zwiedzamy średniowieczną starówkę, Dom Drakuli, Dom Wenecki, Dom pod Jeleniami. Pokonując Schody Szkolne docieramy do Kościoła na Wzgórzu. Po krótkiej przerwie ruszamy do Braszowa, gdzie znajdujemy nocleg nieopodal rynku. Wieczorny relaks w jednym z wielu ogródków.

Po śniadaniu kolejnego dnia zwiedzanie Braszowa: czarny kościół (osmolony w trakcie pożaru), Strada Sfori - najwęższa uliczka w Europie, rynek, fontanna, brama wjazdowa oraz wjazd kolejką na wzgórze Tampa. Z uwagi na ujawnienie się u jednej z towarzyszek wyprawy lęku wysokości  należało koleżankę uspokoić. Późnym wieczorem udajemy się na spoczynek, by kolejnego dnia opuścić Braszów i ruszyć na podbój zamku Rasnov – jednego z kilku zamków chłopskich Rumunii.

Tego samego dnia podziwiamy Magurę – miejsce kręcenia scen do filmu „Wzgórze nadziei”. Mijamy Zamek Bran, który tylko fotografujemy z zewnątrz. Nocujemy w dość mrocznym pensjonacie z wodą cuchnąca chlorem i mega zardzewiałą armaturą sanitarną. Naszą kolacją jest arbuz zakupiony przy drodze.

30 lipca nareszcie realizuje się moje marzenie: jedziemy trasą transfogaraską, ale wcześniej jeszcze odwiedzamy prawdziwy zamek Vlada Palownika w Poinari, do którego prowadzi 1480 schodów. Sama Trasa Transfogaraska: WOW!!! przepiękne widoki! Na szczycie zatrzymujemy się nad Jeziorem Balea gdzie znajdujemy małą flagę Rumunii, którą zabieram ze sobą. Na szczycie podczas chwilowego załamania pogody piknikujemy w samochodzie, gdzie spożywamy nabyte na miejscowych straganach grillowane mamałygi oraz sery. Pychotka!

Ruszamy w dalszą drogę w poszukiwaniu noclegu, który znajdujemy w Cartisoarze u „baby”. Po zakwaterowaniu udajemy się do lokalnego sklepu i odpoczywamy na ławeczce przy skrzyżowaniu, czym wzbudzamy wielkie zaciekawienie lokalnych dżentelmenów spod sklepu. Scenka rodem z serialowego „Rancza”.

Kolejny dzień to zwiedzanie miasta Sybin: mostu kłamców (legenda mówi, że most się zawali, gdy stanie na nim kłamca), wieży zegarowej, urokliwych uliczek, po których spacerując ma się wrażenie, że jest się obserwowanym. A wynika to z tego, że okna w dachach kamieniczek wyglądają jak oczy. Piękne miasteczko. Próbujemy tradycyjnych papanasi (pączków z konfiturą i kleksem śmietany).

Którymś z kolei odwiedzonym przez nas miasteczkiem jest cichutkie Medias, gdzie pijemy oczywiście znowu lokalne napoje, a kierowca, czyli ja, ma okazję spróbować najlepszej lemoniady na świecie.

Dziewiątego dnia wyprawy ponownie udajemy się w góry: zwiedzamy Wąwóz Turda – spacerujemy wzdłuż skał, pokonujemy 4 wiszące mostki. Umordowane upałem udajemy się do Cluj Napoca gdzie z uwagi na burzę i gradobicie chowamy się z autem pod mostem. Po tych atrakcjach pogodowych stwierdzamy, że „nie chcemy tu być” i ruszamy w poszukiwaniu noclegu, który znajdujemy w przydrożnym zajeździe.

Wracamy do Satu Mare, gdzie spożywamy pożegnalny posiłek w uroczej lokalnej knajpce, wśród dojrzewających winogron. Zmęczone podróżą zamawiamy ogrom jedzenia, czym wzbudzamy wesołość i przychylność przesympatycznego kelnera. O 15:50 przekraczamy granicę z Węgrami i nocujemy w Tokaju. Gospodyni podejmuje nas dzbankiem muskatu i pozwala zrelaksować się na górnym tarasie swojego pięknego ogrodu. 3 sierpnia wracamy do Polski kończąc tym samym naszą wspaniałą przygodę.

Ciąg dalszy nastąpi! [-]

Dodaj komentarz

Komentarze (0)