„Bistritsa kwodzhka” filmem stoi? Zobacz, co pisze brytyjski dziennikarz, który w naszej Bystrzycy odwiedził plan filmu

sobota, 1.7.2023 15:34 2856 7

Nicholas Lezard [rocznik 1963] to nie byle kto. Zwykle pracuje jako „wolny strzelec”, ale przez ćwierć wieku recenzował książki dla gazety „The Guardian”, był krytykiem w „The Independent”, a od lat pisze felietony dla magazynu „New Statesman”. Bez dwóch zdań: to gwiazda brytyjskiego dziennikarstwa. Do tego niezwykle ekscentryczna gwiazda. Mieszkał w ruderze w centrum Londynu, zamku w Szkocji, a teraz w Brighton – jak czytamy – nadmorskim miasteczku pełnym degeneratów, które kocha miłością głęboką i dziką. Jest także współautorem magazynu „Decadent”.

Jako felietonista „New Statesman”, brytyjskiego tygodnika polityczno-literackiego o przeszło 100-letniej tradycji, przyznał, że nie za bardzo chciało mu się jechać do Polski. O Bystrzycy Kłodzkiej nigdy wcześniej nie słyszał, choć szybko nauczył się wymowy nazwy naszego miasteczka: „bisritsa kwodzhka”. Przyjrzał się jednak obsadzie filmu „The Partisan” i do wyprawy przekonało go nazwisko Malcolma McDowella, gwiazdy „Mechanicznej pomarańczy” w reżyserii Stanleya Kubricka (1971).


Do Polski wysłała go „The Jewish Chronicle”, najstarsza nieprzerwanie ukazująca się żydowska gazeta na świecie. Lezard się wzbraniał, bo na ostatniej takiej wyprawie, 5 lat temu na Łotwę, jak pisze w „New Statesman”„zakochał się dwa razy i skończył w związku z trzecią kobietą”. Co jednak, oprócz McDowella, przeważyło, że przyjął to zlecenie? „Szczególnie lubię Polskę i Polaków, bo stamtąd pochodzili moi dziadkowie ze strony matki” – deklaruje. Tydzień spędzony u nas nazwał „raczej wspaniałym, ale także wyczerpującym, a na koniec głęboko niepokojącym”.

Na łamach „The Jewish Chronicle” pisze, że Polskę odwiedził po raz drugi. Za pierwszym razem był w 1990 roku, gdy „żelazna kurtyna” ledwie opadła, ale wciąż było czuć „spaliny ostatnich odjeżdżających sowieckich czołgów”. Teraz zastał – co podkreśla – „nowoczesny europejski kraj”. A jak mu się spodobała Bystrzyca Kłodzka? Wspomina, że gdy poprosił o dobre lokalne piwo, dostał szklankę Pilsner Urquell. I nie kpi z tego, ale podkreśla wielokulturowe środowisko: nasze miasto było przecież czeskie, niemieckie, a jest polskie.


„Codziennie ciężarówki przywożą świeże ładunki gruzu, przez co miasto wygląda na coraz bardziej zniszczone. Robię zdjęcie jednej ze scen i wysyłam je znajomemu z podpisem: „Przepraszam za bałagan, mieliśmy wizytę nazistów”
– pisze Nicholas Lezard o bystrzyckim planie filmowym. „W rzeczywistości jest to prawie całe centrum starego miasta, które przedstawia francuskie miasto Crest, jak wyobrażono sobie je pod okupacją niemiecką” – dodaje z uznaniem.

„Przywykłem myśleć dobrze o Polakach i nie ma to nic wspólnego z moim pochodzeniem” – deklaruje Lezard. I dalej tłumaczy: „W 1980 roku wraz z utworzeniem związku zawodowego „Solidarność” otworzył się nowy rozdział historii: „Polacy nie robią tego, co im się każe”. Nauczyliśmy się wymawiać nazwisko „Lech Wałęsa” i tego, że sowieckiej hegemonii można się oprzeć. Nauczyliśmy się też polskiego słowa oznaczającego „solidarność”. Trudno chyba o większy dowód  sympatii.


Nicholas Lezard deklaruje, że jest Żydem, choć jego dziadkowie ze Lwowa byli katolikami. Twierdzi jednak, że jako Żyd widzi rzeczy z innej perspektywy, w tym kwestię polskiego udziału w Holokauście. Wspomina też badania na temat antysemityzmu przeprowadzone ostatnio w Europie. Do tej kategorii trafiło 35 proc. Polaków i tylko Węgrzy, z wynikiem 38 proc., wypadli gorzej. I pisze: „Jeśli to jakieś pocieszenie, to w 2019 roku po tym samym badaniu antysemitów było w Polsce 48 proc.”. Czy mamy się oburzać, jeśli zwraca na to uwagę nasz przyjaciel?

Lezard dodaje, że matka Krystyny Skarbek (12909-52), o której jest film „The Partisan”, pochodziła z rodziny żydowskiej.  Zasymilowanej na tyle, by mogła wejść w arystokratyczną rodzinę, ale nie na tyle, aby uniknąć zamordowania przez nazistów. W filmie, który trafi do kin w przyszłym roku, gra ją Morgane Polański, córka Romana, też z polsko-żydowskiej rodziny. Lezard nie zapomina jednak dodać, że babcia George'a Byczynskiego, jednego z producentów filmu, za pomoc Żydom w czasie wojny trafiła do grona Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.


Na McDowella Nicolas Lezard w Bystrzycy Kłodzkiej nie trafił. Wszystkie sceny z aktorem były kręcone w Warszawie, oddalonej o 370 km, o czym dziennikarz nie omieszkał wspomnieć. Przeprowadził za to wywiad z Morgane Polański i spotkał się na konferencji prasowej z reporterem portalu doba.pl, czego mógł nawet nie zauważyć [pisaliśmy o tym TUTAJ]. Co jednak sprawiło, że dziennikarz koniec wizyty w naszym kraju określił jako „głęboko niepokojący”? Uspokajamy: nie, nie doświadczył tu żadnych przejawów antysemityzmu.

Otóż pod koniec „wycieczki”, tuż przed bramkami na wrocławskim lotnisku, rozpoznał go jeden z dziennikarzy. „Jesteś Nicholas Lezard, prawda?” – spytał. Nasz gość przyznał, że właśnie tak. I wtedy usłyszał: „Byłeś ikoną lat dziewięćdziesiątych”. To nie daje teraz spokoju aktywnemu do dziś felietoniście, a nawet pisarzowi. „Że co?!” – pyta nieco urażony Lezard. O żadnej nowej miłości spotkanej w Bystrzycy Kłodzkiej jednak nie wspomina. Może w następnym tekście? [kot].


Z
djęcia: The Jewish Chronicle”.

Przeczytaj komentarze (7)

Komentarze (7)

Sikorka niedziela, 02.07.2023 16:54
a gdzie DEMOKRACJA i konstytucyjne prawo do wyrażania opinii przez...
Anna z Bystrzycy Kłodzkiej niedziela, 02.07.2023 17:08
Demokracja to PiS i tylko PiS ..Widzę że tutaj na...
wtorek, 04.07.2023 22:01
Też uważam, że nie powinno się usuwać komentarzy. Niektóre są...
Niemiec niedziela, 02.07.2023 12:22
Gady
autor sobota, 01.07.2023 19:17
oto reportaż dziennikarza w jez. angielskim. Łatwo przetłumaczyć na Google...
doba.pl/dkl sobota, 01.07.2023 20:15
oczywiście, podać jeszcze link do felietonu w "new statesman"?
niedziela, 02.07.2023 10:42
Ty juz lepiej nic nie podawaj, potraficie tylko cenzorować jak...