Czy sztucza inteligencja zastąpi intuicję? AI nie była potrzebna reżyserowi, by w życiu pójść słuszną drogą [FOTO]

dzisiaj, 5 godz temu 271 0

W sobotni wieczór publiczność Teatru Zdrojowego w Polanicy-Zdroju, która przecież wiele już widziała, zdawała się nieco onieśmielona... Nic dziwnego! Swoją obecnością i [życzliwością] zaszczycił nas wielki mistrz polskiego kina, sam Feliks Falk. Reżyser 25 lutego kończy 84 lata, była więc okazja, by w tej intencji wznieść toast i skosztować bajecznego tortu.

Spotkanie, które zawdzięczamy parze na co dzień związanej z filmem, Anicie i Igorowi Mertynom, wcale nie było takie słodkie. Jak bowiem ze spokojem mieliśmy słuchać, że to „za komuny”, mimo cenzury, powstały najlepsze polskie filmy? Albo że „Wodzirej”, genialny film w reżyserii Feliksa Falka, pół wieku temu zanim trafił do kin, rok leżał „na półce”, nie jest dziś powodem do satysfakcji dla twórcy, ale potwierdzeniem, że – jak mówił: z pewnymi wybojami – szedł słuszną drogą. – To dzięki intuicji, a nie sztucznej inteligencji – tłumaczył sukces swoich wyborów reżyser.

Feliks Falk zaczynał jako buntownik. Nie wsiadał nawet do samochodu ojca, bo uważał je za zbyt mieszczańskie. Wolał autostop. I nawet gdy skończył już Akademię Sztuk Pięknych do łódzkiej Filmówki jeździł pociągiem na gapę i nie raz musiał uciekać przed rewizorem. Ale ożenił się i zaakceptował to „mieszczańskie” życie... – Żona, dziecko. Trzeba było kupić lodówkę... – tłumaczył tę „kapitulację”. Przyznał jednak, że trochę uciekał do Łodzi. A wcześniej juz debiutował jako dramaturg, pracował jako grafik, potem reżyserował w teatrze i zaczął pisać książki.

Pytany, czy trudno zrobić film o rzeczywistości, mówił, że bardzo trudno. – Bo tę rzeczywistość znamy, widzimy wokół siebie – tłumaczył. I powołał się na przykład Stanisława Barei (1929-1987), który wśród współczesnych nie był tak popularny, jak obecnie. Wszyscy przecież mieli wtedy na co dzień do czynienia z absurdami, które on filmował. Dlatego Feliks Falk tak ceni metaforę. I dlatego też jego film niosą coś więcej, niż tylko rechot, choć przecież wcale nie muszą być tak śmiertelnie poważne. Trzeba jednak przy ich oglądaniu myśleć. To niełatwe, prawda?

Proszony o wymienienie aktorów i aktorek, z którymi dobrze mu się pracowało, wydawało się, że popadł w banał. Jerzy Stuhr (1947-2024), Andrzej Chyra itd. Kto ich nie zna, kto ich nie ceni? Ale z kobiet wspomniał tylko jedną: Urszulę Grabowską, która zagrała główną rolę w jego „Joannie”. My też zachodzimy w głowę, dlaczego reżyserzy tak rzadko sięgają po tę piękną aktorkę. A współcześni twórcy filmów? – Trudno mi wyłonić z tej masy... – powiedział Feliks Falk. Jedno nazwisko wymienił jednak z wielką energią: Magnus von Horn i jego „Dziewczyna z igłą”.

Wiecie, że słynnego „Wodzireja” mógł reżyserować Andrzej Wajda (1926-2016)? Chciał kupić pomysł od Falka za 5 tys. dolarów. – Skąd tyle weźmiesz?! – spytał mistrza. Ten odparł: – Zarobię! W PRL to była fortuna... Postać Lutka Danielaka Falk wziął... z USA. Z nieznanej wtedy u nas profesji stand-upera, zrobił polskiego estradowca, metaforę chorego „na karierę”. Tak, to było spotkanie z bohaterem z innej epoki. Czy lepszej niż nasza? Z pewnością trudno było o taki tort, jaki dostał od zastępcy burmistrza Agnieszki Pełyńskiej i dyrektor Justyny Kuban. [kot]

Dodaj komentarz

Komentarze (0)