David Jarosz z „Ninja Warrior Polska” mówi, że czasem trzeba 100 razy przegrać, żeby raz wygrać [FOTO]

wtorek, 11.10.2022 10:35 10902 18

David Jarosz (33 l.) mieszka w Bystrzycy Kłodzkiej, a pracuje w Zakładzie Karnym w Kłodzku. We wtorek, 11 października, w telewizji Polsat, mogliśmy oglądać jak walczył w finale 6. edycji „Ninja Warrior Polska”. Nam opowiada o pokonywaniu przeszkód, nie tylko na torze, ale przede wszystkim w życiu. Alkohol? Nie pije. Papierosy? Nie pali. Narkotyki? Nie zażywa. Doping? Mówi, że stosują go tylko słabeusze. A kobiety? Tak, ma żonę i dwie córeczki. Co zatem ciekawego może być w tym wojowniku, jeśli nie wywołuje skandali?

Doba.pl: Rozmawiamy niemal w centrum Bystrzycy Kłodzkiej, ale wokół nas jest piękny ogród, nieomalże oaza. Nie żal panu straconej okazji, by zarobić na tym terenie?

David Jarosz: – Tu wszędzie dookoła były same krzaki, ale z żoną postanowiliśmy, że będziemy mieć ogród. Do tego nie miałem gdzie trenować. Na Dolnym Śląsku nie ma drugiego takiego toru, jak ja tu teraz mam. Do jego budowy nie mogłem się jednak jakoś zebrać, aż żona sprawiła mi go jako prezent na urodziny. Teraz to 18-metrowy potwór, który cały czas się rozrasta. Pojawiają się tu coraz to nowe przeszkody. I w programie, i u mnie na torze. Bo doświadczenie jak je pokonywać, znajomość techniki, jest bardzo pomocna.

Czyli ninja to dla pana sport.

– I pasja! Całe moje życie jest związane z tym sportem. Jak miałem 6-7 lat, nie było wtedy youtube’a czy smartfonów, a dzieci spędzały czas na podwórku. Łaziliśmy więc po drzewach. I jako chłopiec dowiedziałem się, że gdzieś tam w Japonii są ninja. Już nie wojownicy, ale sportowcy, którzy na torze pokonują wymyślne przeszkody. Już wtedy myślałem, że chciałbym tego spróbować. 

I zgłosił się pan do telewizji, do programu „Ninja Warrior Polska”.

– Ale nie do pierwszej jego edycji. Szczerze powiem: spóźniłem się wtedy z wysłaniem zgłoszenia. Wielu moich znajomych, z którymi widujemy się na zawodach, wzięło w niej udział i bardzo im zazdrościłem. Gdy wzięli mnie potem do programu, to była niesamowita przygoda. Naprawdę, to było spełnienie moich marzeń z dzieciństwa. Wyjść na taki tor i się po prostu sprawdzić… Wiadomo, teraz, jak już jestem w nim trzeci raz, wiem, że może być super: za pierwszym razem doszedłem do finału, ale też może zakończyć się porażką, jak wtedy, gdy odpadłem już na drugiej przeszkodzie toru eliminacyjnego. 

Ale to jest sport, czyli trzeba się pozbierać i walczyć dalej.

– Program telewizyjny to jest poniekąd sport, ale jest to też show. Gryzła mnie ta porażka. Przygotowywałem się, trenowałem, ale przed programem wylądowałem w szpitalu z kamicą. Wcześniej miałem kontuzję i pół roku nie mogłem się podciągać, mialem tak naciągnięte mięśnie grzbietu. Ten rok był w ogóle ciężki. Po programie złamałem stopę. Nigdy wcześniej nie miałem tylu kontuzji, ale nie poddałem się.

Po co to panu? Nie może pan żyć bez telewizji? 

– W programie oprócz umiejętności, trzeba mieć po prostu troszkę szczęścia. Mi wtedy tego szczęścia zabrakło. Zastanawiałem się oczywiście, czy jeszcze tam wrócę. Ale w życiu trzeba 100 razy przegrać, żeby raz wygrać. Nie można się za bardzo przejmować porażkami, tylko wyciągać z nich wnioski. I dalej robić to, co się lubi. A ja uwielbiam pokonywać te przeszkody!

Pana koledzy w dzieciństwie chcieli być strażakami, a pan ninją? Jest pan już jednak dorosłym człowiekiem…

– Tak, ale to ciągle jest wyzwanie i spełnianie marzeń. Sam program? Trzeba tam iść i się dobrze bawić. Trzeba postawić też sobie konkretny cel i starać się go zrealizować. Teraz chciałem pokonać tor eliminacyjny, no i udało się. Chciałem też znowu nacisnąć buzzer na mecie, bo obiecałem to moim dzieciom. Mam malutkie dziewczynki: Lenkę, która ma 6 lat i Maję – 3 latka. Gdy odpadłem, był smuteczek i obiecałem im, że jeszcze nacisnę buzzer. I skupiłem się teraz na torze. Zapomniałem o kamerach, zapomniałem o kibicach. 

Swój tor w Bystrzycy ma pan zatem i po to, by się przygotowywać do programu, i dla siebie. 

– Dla własnej satysfakcji. Na torze po prostu trenuję. Przynajmniej dwa razy w tygodniu. W zimie wspinam się w lesie… 

A czy ninja mają jakieś zawody poza programem w Polsacie?

– Tak, jest ich nawet dużo. Odbywają się w całej Polsce. W Warszawie, Zielonej Górze, Tomaszowie Mazowieckim. Są 3-4 zawody, które są odpowiednikiem telewizyjnego programu. 

Czyli nie tylko show, ale spotykacie się i… jazda! Bez żadnej reżyserii.

– My się znamy z zawodów i rywalizujemy poza programem. Program telewizyjny nie wyznacza poziomu. Robią to zawody. Aczkolwiek w ninja zawsze jest wielka niewiadoma. Margines błędu mamy minimalny. Ścigamy się na czas, liczą się sekundy. Mały błąd i koniec, odpadamy. W tym roku byłem na mistrzostwach Europy. Z 200 osób, które przyjechały, 16 wchodziło do finału. Ja byłem tym szesnastym, a różnica między 9 a 16 to była niecała sekunda.

Ale tam też nie ma bogów. To kwestia treningów i doświadczenia.

– Wiadomo, że przede wszystkim trzeba trenować. Są chłopaki, którzy zajmują się tym na co dzień. Są trenerami na profesjonalnych torach ninja i mają więcej czasu na trening. Ja mam dwójkę dzieci, pracę osiem godzin dziennie, a wszystko co robię poza tym, to zwyczajnie pasja. Sport jest dla mnie takim sposobem na odstresowanie się. Tu naprawdę można wyrzucić z siebie dużo negatywnej energii. Jak jest gorszy dzień, wystarczy potrenować, pobiegać i tam się wyżyć. 

Ale początek toru to był pomysł żony. Żona ma pana tutaj, macie piękny ogród, dzieci mogą bawić się z ojcem, pan trenuje, ale jest w domu.

– Śmieję się, że tor to jest plac zabaw dla dużych dzieci. Ale moje dzieci też już tu bawią się ze mną. Ja sam łączę elementy treningu z zabawą. Moja córka wspina się na mnie, ja z nią wspinam się po przeszkodach, Dla mnie to dodatkowe obciążenie, a dla niej frajda. Wiszę sobie na jakimś drążku, a ona mi zwisa na nogach. Ona się bawi i ja się bawię. 

Przede wszystkim jest z ojcem, a nie przy smartfonie czy tablecie.

– Oczywiście! Trenuję też dzieci. Prowadzę zajęcia z dziećmi od 3 do 12 lat. I zorganizowaliśmy im tutaj kiedyś taki wielki trening ninja. Były zachwycone. Ale za każdym sukcesem faceta stoi kobieta. Gdyby nie żona… Wiadomo: mamy dzieci, rodzinę i żebym mógł gdzieś iść potrenować, pojechać na zawody, to ktoś z tymi dziećmi musi zostać. Tu jest duże poświęcenie żony, że pozwala mi się realizować. Żona też trenuje, ale w domu, a nie na torze. Ona ma swój fitness. I jakoś się dogadujemy.

Sport, ćwiczenia, to teraz styl życia.

– Moją pasją są ninja i biegi przeszkodowe. Mówię jednak dzieciakom, że nieważne czy będziecie jeździć na rowerach czy grać w piłkę, tańczyć czy grać na fortepianie, jeżeli to wam sprawia radość, to róbcie to! Byleby odejść od tych komputerów, smartfonów, youtube’a.  Sport uczy dyscypliny i motywacji. Motywacja musi być, żeby zacząć. Poźniej trzeba trenować, żeby osiągać wyniki. I trzeba tej samodyscypliny, by iść na trening jak jest zła pogoda czy czasem się po prostu nie chce. 

Musi pan trenować, bo tak pan to lubi, czy chce pan być coraz lepszy? Musi pan wygrywać?

– Uwielbiam rywalizację, ale tę zdrową rywalizację. Nie mam czegoś takiego, że muszę z kimś wygrać, kogoś pokonać. A trening? Jeśli nie potrenuję tydzień, to staję się nerwowy. Czuję potrzebę aktywności fizycznej, żeby tę energię rozładować. 

Pijemy razem kawę, bo jest zdrowa. Choć jak się przesadzi to i trening jest niezdrowy. Czy ktoś panu planuje zajęcia?

– Treningi biegowe i trening na siłowni kontroluję sam. Mam w Warszawie dobrego znajomego, który wygrał program w Polsacie i współpracujemy przy treningach przeszkodowych. Wymieniamy się informacjami, podpowiada mi, jakie ćwiczenia wykonywać. On zajmuje się tym na co dzień. Jest trenerem ninja.

A używki? Które da się pogodzić ze sportem?

– Żadne. To nie idzie w parze. Nie piję, nie palę, nie biorę narkotyków. Bo jaki byłby wtedy sens trenowania? Nie biorę też sterydów. Młodzieży na spotkaniach mówię, że czasami ich idole, których widzą w telewizji czy w internecie, wszyscy są tacy piękni i kolorowi, ale ci ludzie też mają jakieś problemy. Mogą być pod wpływem jakiś używek czy na sterydach. Wiadomo, nie powiedzą im tego. U mnie nie ma miejsca na doping.

Nie ma pan takiej pokusy, że gdyby pan coś wziął, byłby pan lepszy na torze?

– Nie, nie, nie! Kończyłem wychowanie fizyczne na wrocławskiej AWF. Jestem instruktorem kulturystyki na siłowni. I wiem, że jak ktoś bierze doping, rosną mięśnie, rośnie siła, ale rośnie też serce czy wątroba. Rozwalać swoje zdrowie, żeby osiągnąć lepszy wynik? Nigdy w życiu! No ale człowiek póki ma zdrowie, to się takimi sprawami nie przejmuje. 

Czyli mógłby pan coś wziąć i poprawić swój wynik. 

– Mógłbym, tylko po co? Wolę biegać jeszcze 20 lat na tym poziomie, niż za kilka lat mieć problemy ze zdrowiem. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że teraz jest fajnie, ale to w końcu wyjdzie…

Jak ktoś jest młody, to o tym nie myśli, co będzie za rok, 2, 5 czy 10 lat.

– Dlatego to młodzieży mówię: nie idźcie za takim impulsem. Tłumaczę, że można zrobić podobne efekty jak po dopingu, tylko w dłuższym okresie czasu, konsekwentnie trenując. I to będzie zdrowe. Jak ktoś bierze doping, sterydy, to dla mnie jest słabeuszem. 

Pan zaprzecza stereotypowi człowieka, który jak jest umięśniony, to nie myśli… 

– Ludzie się nie przyznają, że biorą. To jest negatywny element sportu.

W każdej dziedzinie życia, gdy się myśli, że można pójść na skróty.

– Dokładnie. Uważam, że w sporcie amatorskim, a sam siebie uważam za sportowca amatora, to już zupełnie nie ma żadnego sensu. Sportowcy zawodowi sięgają po doping, bo tam są sponsorzy, duże pieniądze, nacisk na wynik. I nie patrzą na swoje zdrowie. Wiele jest sportów, w których nie ma kontroli antydopingowych, bo gdyby były, to ten sport przestałby być tak atrakcyjny. Strongmeni czy kulturyści, gdyby przechodzili takie badania, to nie targaliby samochodów, ciężarówek czy samolotów. Osiąganie takich wyników bez dopingu jest niemożliwe. Nikt nie jest w stanie podnieść 300 kilogramów bez wspomagania!

A pana odstresowuje nie piwo, nie wódeczka, ale trening na swoim torze?

– Ja sobie do głowy wbiłem, że jak przejdę trening, a potem wypiję piwo, to mam minus jeden. A jak tylko trening, to jestem plus dwa do przodu. Dla mnie każde wypicie piwa, bo nie mówię już, że nie palę i nie paliłem, nie ma sensu. Żeby dbać o zdrowie i być coraz lepszym, nie ma miejsca na żadne używki. Choć – jak to się mówi – wszystko jest dla ludzi…

I nie czuje pan, że to jest jakieś wyrzeczenie?

– Taki mam styl życia. W rodzinie czy wśród znajomych zdarzały się choroby powodowane choćby paleniem papierosów. Wszystko jest dla ludzi, ale jeśli trenuję, to jakieś tam nawet małe piwo byłoby bez sensu. Trenuję po to, żeby być lepszym. A od piwa, wiadomo, może brzuszek urosnąć. 

Czyli jak jest stres, to poćwiczyć, a nie napić się.

– Trzeba sobie wyważyć, co w życiu, w danym jego momencie, jest dla mnie najważniejsze. Czy osiąganie wyników, zdrowie, czy chwilowa rozrywka. Ja po prostu uwielbiam te chwile, kiedy jestem w treningu, biegam sobie po lesie z muzyką „na uszach”. No po prostu rewelacja!

Ale nacisku na córki nie będzie, żeby szły pana śladem?

– Chciałbym je wychowywać ze sportem. Ale jaki sport sobie wybiorą, jeżeli będą chciały? Nie wiem. Na razie wszystko robimy w formie zabawy.

Córki podglądają też z pewnością mamę, która ćwiczy fitness.

– Tak i nawet już chodzą na zajęcia, które prowadzę wraz z dwoma znajomym. Słuchają się, choć wiadomo, że nie zawsze… Podobają im się te zajęcia, bo w tym wieku nastawiamy się głównie na zabawę. A co wybiorą? Miło mi jest, kiedy skaczą po tym torze i powtarzają, że też są ninja, jak tata. Dumny jestem, że jestem dla nich przykładem. Wiadomo, jakie w dzisiejszych czasach są autorytety z internetu . Jakieś organizacje freak fightowe, gdzie wszyscy się wyzywają, a jest to wyreżyserowane, żeby przyciągnąć dzieciaki. I sprzedać im towar. Ja wolę być takim autorytetem, który pokazuje, że można się tym bawić i można osiągać wyniki: ciężką pracą, treningiem i zaangażowaniem.

Nie mówi pan jak celebryta znany z telewizji. Skąd w panu tyle spokoju? Studiował pan we Wrocławiu, czyli w dużym mieście, w którym pokus jest mnóstwo.

– Wiadomo, chłopak się wyrwał z małego miasta, a tu tyle możliwości… I pierwszy rok taki był. Ale już drugi czy trzeci? Wolę małe miasto, nasze góry, to, że w pięć minut jestem w lesie. Naprawdę, człowiek to docenia, a nie wyścig szczurów w wiekich miastach. Wolę pracować tu, a resztę czasu poświęcać swojej pasji i rodzinie. Celebrytą nigdy nie byłem i gwiazdą nie jestem. Nigdy nie odmówię zdęcia czy autografu, ale powtarzam przy tym: jeśli masz jakiś problem, chcesz potrenować, to napisz do mnie. Jestem normalnym chłopakiem, który codziennie biega po meście i ludzie to widzą. Zawsze mogą do mnie podejść i pogadać. 

A nie spotyka się pan z hejtem?

– Oczywiście! Z drugiej strony kamer to trochę inaczej wygląda.… Opowiadam więc młodzieży, że też spotykam się z negatywnymi komentarzami, że jestem słaby itd. I tłumaczę, że jeśli tak twierdzi osoba, która nie jest ważna w waszym życiu, to się tym nie przejmujcie. I w drugą stronę, że nawet napisanie jednego negatywnego komentarza może prowadzić do dramatu innych osób. Do depresji. Jest przecież tak dużo samobójstw wśród młodzieży. Bo młodzi nie wiedzą, gdzie szukać tej pomocy. I zawsze im mówię: zanim zrobicie coś głupiego, odezwijcie się do kogoś, porozmawiajcie o swoich problemach. 

Czyli pan, który ma teraz dzięki telewizji te swoje 5 minut sławy, wykorzystuje to dla innych?

– Chciałbym jakoś te dzieciaki zmotywować i pokazać, że ten kolorowy świat, show-biznes, fajnie wygląda, ale ta druga strona medalu też jest.

I takie miasteczka jak Bystrzyca Kłodzka to fajne miejsce do życia.

– Bardzo fajne! Jest mi bardzo miło, że po programie dużo osób mnie tu zaczepia i mówi: – Wowo! Reprezentujesz nasze miasto. I to w takim programie, gdzie można pokazać swoje umiejętności. Te 5 minut jednak minie… Czy za rok ktoś będzie pamiętał o mnie? Może tak. Z pewnością ja dalej będę trenował, dalej będę biegał, dalej będę mógł im doradzić. Wiem, że nie dotrę do wszystkich, ale niech choć kilka osób zacznie ze swoim życiem coś robić. Zawsze tłumaczę, żeby się tego nie bali. Miałem takie marzenie, chciałem spróbować, zrobiłem to i nie żałuję. I o to też chodzi w Ninja Warrior. Nikt się nie urodził najlepszy. W każdej dziedzinie, żeby coś osiągnąć, trzeba po prostu trenować, po prostu pracować. 100 razy w życiu przegrać, żeby na końcu zwyciężyć. 

Z Davidem Jaroszem rozmawiał Tomasz Kontek, portal doba.pl

Za naszym pośrednictwem David Jarosz przesyła też specjalne podziękowania, dla osób, które go wspierają: Chciałbym podziękować Państwu Beacie i Lucjanowi Tomalom z  firmy Toma-Cars z Bystrzycy kłodzkiej, Sandrze i Ewie Matys z gabinetu kosmetycznego Sandra M, Pani Karinie Salitrze, dyrektor szkoły podstawowej w Pławnicy oraz Pani Ewelinie Walczak dyrektor MGOK w Bystrzycy Kłodzkiej, a także Pani Burmistrz Renacie Surmie i radnym z miasta Bystrzyca Kłodzka, a przede wszystkim mojej żonie Magdzie oraz mamie. Zaprasza też wszystkich na profile na Instagramie: super_saiyan.warrior oraz TUTAJ

 Zdjęcia doba.pl oraz Polsat z programu „Ninja Warrior Polska”.

Przeczytaj komentarze (18)

Komentarze (18)

Mieszkaniec czwartek, 13.10.2022 22:29
Z czego ta radość? Że mamy w mieście ninja? Super Drogi...
Minionek środa, 12.10.2022 02:05
W czasach szkolnych wydawało się że nic z tego patusa...
PanProfesor czwartek, 13.10.2022 14:44
Tak pamiętam jak razem ze swoją grupą której przewodził kaleka...
Minionek 2 czwartek, 13.10.2022 13:39
Śmieszny jesteś!
stary piernik środa, 12.10.2022 08:20
No właśnie ... człowiek się postarzał, zmienił ale zawsze znajdzie...
Bogobojowy środa, 12.10.2022 14:02
Ale tutaj nie chodzi i to, że ktoś ma jakiś...
stary czwartek, 13.10.2022 13:46
Chyba nie znasz znaczenia słowa "patus" :) każdy sądzi...
xyz .Stary Piernik środa, 12.10.2022 12:53
Gratulacje dla Radnych PiS ze zablokowali budowę Spalarni .Jesteście...
Real środa, 12.10.2022 14:26
Za takie osiągnięcie "wielcy" ? Świadczyć to może jedynie o...
Stanisław z Kłodzka wtorek, 11.10.2022 14:10
Za czasów PiS mamy Polskę Mlekiem i Miodem płynąca...
wtorek, 11.10.2022 14:54
a program Kloszard Story kręcony jest w Związku Radzieckim...
Bogdan z Bystrzycy Grupa Wsparc wtorek, 11.10.2022 15:24
W Bystrzycy niema.ani jednego.kloszarda .W Bystrzycy Rządzi PiS...
real wtorek, 11.10.2022 20:15
właściwie powinniście mnie wkurzać, a budzicie moją litość. Biedni głupiutcy...
Bogdan z Kłodzka wtorek, 11.10.2022 12:12
Zwykły małpiszon.
Grażyna wtorek, 11.10.2022 12:37
Poczułeś się lepiej że obraziłeś wartościowego człowieka...
waldi wtorek, 11.10.2022 20:12
Pisowcy uważają się za nadludzi i nie przeszkadza im słoma...
Goryl wtorek, 11.10.2022 12:28
Sam jesteś małpiszon, złodziej, pijak i alimenciarz
Edek wtorek, 11.10.2022 13:17
Jakie państwo taka ninja