Delegacja powiatu kłodzkiego na święcie literatury w Bardzie. Czy mamy jeszcze odwagę, by szukać się w przeszłości?

niedziela, 26.5.2024 20:42 1617 0

Henryk Grzybowski zdobył autograf autora reportażu historycznego „Co widziała Matka B.”  [z podtytułem „Opowieści z Barda” ] i jego mina mówi wszystko: warto było wyjechać z ziemi kłodzkiej, by spotkać Tomasza Karamona, wysłuchać jego opowieści o książce i – oczywiście – kupić ją. „Nasza” delegacja, choć nieformalna i bez takiegoż przywództwa, liczyła około 20 osób. Jaka była okazja? Trudno to określić.

Najprościej byłoby tak... Tomasz Karamon promuje swoją książkę. Także tam, gdzie dzieje się jej akcja. I tyle. Kto chce, czyta. Kto nie chce, nie musi wiedzieć, że powstała. To jednak coś znacznie więcej! Maleńkie Bardo, liczy sobie niewiele ponad 2 tys. mieszkańców, żyje tą książką! Czy dlatego, że z jego nieco zapyziałej egzystencji ktoś zrobił cnotę? Możliwe. Ten ktoś to jednak autor książki. Godne to zatem podziwu.

I godne naśladowania. Wydawnictwo Dowody, które prowadzi m.in. mistrz reportażu, Mariusz Szczygieł, twierdzi, że Tomasz Karamon „ożywia historię”, choć – dodajmy – sam historykiem nie jest. I gdzie tu odnajdują się narzekania naszych, kłodzkich pasjonatów historii, którzy twierdzą: po co pisać , skoro nikt czy mało kto zechce to czytać [więcej TUTAJ]? Przypadek Karamona zdaje się odpowiadać: bo pisać trzeba umieć!

Jest pewne zastrzeżenie. Sam autor przyznaje, że obok faktów, wspomnień mieszkańców, zawarł w swej książce legendy, a nawet plotki. Nie jest to zatem podręcznik historii Barda. Jest to jednak coś ważniejszego: rzecz, która pozwala budować lokalną tożsamość, utożsamić się i z miejscem, i z ludźmi, którzy tu przez wieki żyli. Wreszcie – pokochać to. Tak, jak przez wieki oni kochali tytułową bohaterkę, ową Matkę B.

– O Bozie, jak Państwa dużo... – jęknął Tomasz Karamon ze sceny ustawionej w bardzkim Parku za Nysą. A byli tam i Klaudia Lutosławska-Nowak, zastępca dyrektora naszej biblioteki, i Joanna Stoklasek-Michalak, autorka poetyckiego przewodnika po Kłodzku, i Mietek Kowalcze, który żyje teraz życiem Arnošta z Pardubic, a my wraz z nim, i Agata Zasępa, tłumaczka i ekolożka, i Lilla Grabowska-Kaleta, poetka i malarka...

Dlaczego piszemy, że było to święto literatury? Bo burmistrz Marta Ptasińska jako pierwszy event, który ma ożywić park, wybrała spotkanie z pisarzem, bo przyszło jakieś 150 osób z dziećmi, z psami, bo jak tam wpadliśmy, byli sami swoi z Kłodzczyzny. A panie, które przygotowały catering, chwaliły się, że musiały zadowolić „klientelę z wyższej półki”, czyli nas – tych, którzy czytają książki. Warto naśladować! [kot]

PS A dlaczego wyróżniliśmy Henryka Grzybowskiego, a nie – na przykład – Małgorzatę Łapińskią i Lili Wyjadłowską, uczennice szkoły muzycznej z Bystrzycy Kłodzkiej, które kształcą się pod okiem Witolda Kozakowskiego, a w Bardzie pokazały swój kunszt? Bo pan Henryk nie dość, że historia ziemi kłodzkiej to jego pasja, to na spotkaniu jeszcze usiadł tuż przy pani burmistrz.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)