Filumeniści mieli swoją giełdę w Bystrzycy Kłodzkiej, ale zapałki zostały. Warto odwiedzić to muzeum!

niedziela, 2.10.2022 01:09 1288 0

Skąd Państwo wiecie, że trzeba się myć po pracy? Nasi rodzice nie mieli takich problemów: najpierw przypalali sobie papierosa, a potem studiowali etykietę na pudełku zapałek. I wiedzieli jak żyć! W Muzeum Filumenistycznym w Bystrzycy Kłodzkiej w sobotę, 1 października, odbyła się tradycyjna już ogólnopolska giełda miłośników zapałczanych etykiet.

Czy to nie dziwactwo? Troszkę tak, ale jakież urocze... Bystrzyckie muzeum kontynuuje lokalną tradycję, a gości giełdy przyjmuje chlebem i... Właściwie to ciastem i kawą. Czują się tam jak u siebie. Od lat spotykają się w muzeum, by wymienić się etykietami zapałczanymi, pudełkami i innych akcesoriów związanymi z tą branżą. Każdy entuzjasta filumenistyki znajdzie na takiej giełdzie coś atrakcyjnego dla siebie.

Pan Zdzisław Sobieraj z Bystrzycy Kłodzkiej zachwala swoje zbiory [na zdjęciu powyżej], ale docenia kolekcje na sąsiednich stołach. Bo to małe dzieła sztuki! Czy wiecie Państwo, że etykiety zapałczane projektował na przykład Kazimierz Mann (1910–1975), artysta i ojciec redaktora Wojciecha Manna? Nie były one sygnowane, ale może na którejś z nich apelował do kierowców, by nie prowadzili samochodu pod wpływem alkoholu? A może nawoływał do zdrowego odżywiania czy mycia się właśnie?

Etykiety zapałczane stają się (w końcu!) obiektem zainteresowań uniwersyteckich. Na uczelni w Częstochowie powstaje praca magisterska, która analizuje treść, dizajn czy tło historyczne ich powstania. Jej autorka, pani Paulina, wiedzę czerpie m.in. z informacji, które uzyskała z muzeum w Bystrzycy Kłodzkiej. Etykiety pojawiły się w latach 80-tych XIX w. i od tego czasu były nośnikiem informacji: mikroplakatem o zadaniach propagandowych, oświatowych lub reklamowych.

Któż to tak jednak ci filumeniści? Nazwa ta pochodzi od od greckich słów philéo – lubię i lumen – światło, ozdoba. Są wśród nich tacy kolekcjonerzy, którzy posiadają zbiory etykiet zapałczanych sięgające nawet setek tysięcy egzemplarzy. W PRL etykiety zapałczane czy znaczki pocztowe stanowiły urozmaicenie szarzyzny dnia codziennego.

Jak podał tygodnik Polityka, w 1930 roku przeciętny Polak zużył 1127 zapałek. W 2018 roku już tylko 28, czyli nawet nie pudełeczko! Teraz to zatem rarytas, a i tak pudełka od zapałek nie przemawiają już do nas mądrościami. Skąd zatem pewien pan, jak się przedstawia – jestem ksyrofilistą, czyli zbieraczem opakowań od żyletek i rzeczy związanych z żyletkami, w tym i etykiet zapałczanych, ma czerpać nowe okazy do swoich zbiorów? Właśnie z takiej giełdy, jak bystrzycka. 

Następna giełda w Bystrzycy Kłodzkiej już za rok, ale przecież niemal codziennie możemy oglądać potężne zbiory bystrzyckiego muzeum. Studiowanie etykiet tylko z jednej gabloty może zająć godziny. A tych gablot jest... No, bardzo dużo ich jest! A gdy będziemy na chwilę chcieli odpocząć od oglądania tych małych dzieł sztuki, zajrzyjmy na wystawę rysunków Andrzeja Mleczki. Jego dzieła na pudełkach od zapałek miałyby wzięcie! Czy to przypadek, że Muzeum Filumenistyczne umieściło tę wystawę po drodze do toalety? [kot]

Dodaj komentarz

Komentarze (0)