„Hejszovina” i „Skrzynczanki”, czyli dwa chóry w jednym szczęściu. I naszym, i pięknej jak one ziemi kłodzkiej [FOTO]

sobota, 30.12.2023 14:19 2103 0

– Czy może być coś piękniejszego, niż śpiewanie kolęd? – pyta Wojciech Heliński. Wszyscy znamy odpowiedź: nie! A jeśli jeszcze do śpiewu zachęcają nas tak wspaniałe zespoły, jakimi są Hejszovina i Skrzynczanki, do tego w tak fascynującym miejscu, jakim jest Zamek na Skale w Trzebieszowicach, samo pytanie staje się czystą prowokacją.

Koncert „Kolędowe pejzaże”, którego byliśmy świadkami 29 grudnia w Trzebieszowicach, miał samych bohaterów. Wymieńmy tylko kilkoro z nich. Przede wszystkim to Maciej Kieres, kierownik muzyczny i mentor zespołu Hejszovina, który nam daje lekcję życia. Trzeba chcieć żyć i mieć pasję, a nawet choroba nie stanie nam na drodze. A z pewnością nie ona decydować będzie o tym, co wnosimy do życia innych i co dla nich znaczymy. To było widać w Trzebieszowicach. Tyle pięknych pań zapatrzonych w pana Macieja?! Każdy by tak chciał... A on na to zasłużył.

Naszą miłością jest oczywiście Dominika Radwan. Skrzynczanki obserwujemy uważniej, od kiedy zaczęła z nimi współpracować. Jakże te kobiety [panowie im „tylko” przygrywają] potrafią łączyć radość, temperament, umiejętności, ciężką pracę w końcu, by osiągnąć efekt. Jakżeż one śpiewają! A warto przypatrywać się każdej z nich z osobna. Co jedna, to piękniejsza. Gdy zaczynają śpiewać, po prostu jaśnieją. A pani Dominika? Jej „Raz, dwa, trzy i…” akcentowane jeszcze gestem czy stuknięciem obcasem przed każdym utworem? To dopiero widowisko!

Wojciecha Helińskiego już wspomnieliśmy. I wiecie Państwo, że za każdym razem przypominamy: widzicie na plakacie jego nazwisko, walcie na taką imprezę jak w dym. To ewidentny znak jakości. Tak też było tym razem. Jego gra na saksofonie, który jest tak mały, że go nie widać? A opowieść o tym, jak to Skrzynczanki są prekursorkami feminizmu na ziemi kłodzkiej? Wcześniej zespół ze Skrzynki nazywał się Skrzynczanie, ale panie potrafiły nazwać rzeczy po imieniu. I do dziś mamy efekty. Pan Wojciech mówi tyle, ile trzeba i – co zaskakuje! – nie powtarza grepsów.

Muzycznym mistrzem ceremonii był Andrzej Walus. Akompaniował Hejszovinie na instrumentach klawiszowych, choć musimy przyznać, że na nas największe wrażenie zrobiło ich wykonania kolęd a cappella. „Wesołą nowinę” czy „Oj, maluśki, maluśki” same zaśpiewały wręcz brawurowo [trzej śpiewający z nimi panowie niech wybaczą, ale służą tam jako potrzebny, jednak subwoofer]. Gra na saksofonach pana Andrzeja też nas nie zachwyciła, choć to mistrzostwo. Jednak zmiksowanie przez niego „Boléra” Maurice'a Ravela z polską kolędą „Gdy śliczna panna”? Świetne!

I tak można w kółko... A to o paniach na zamku, którym zawdzięczamy, że miejsce to nie straszy ruiną, a to wspólnym śpiewaniu przez Hejszovinę i Skrzynczanki, co jest kolejnym dowodem, jak dużo możemy mieć z tego, gdy na ziemi kłodzkiej współpracujemy [utworu „Raduj się świecie, przyszedł Pan” panie nie śpiewały tym razem przebrane za rycerki Jedi...], a to o skrzypaczce Svitlanie Andruszczuk, którą pierwszy raz widzieliśmy ze Skrzynczankami, a ona tak wzbogaca naszą wspólnotę i po prostu ją buduje.

Nie będziemy pisać tylko o śpiewie. Bo jak tekstem oddać taką sztukę? Tak, Hejszovina i Skrzynczanki to właśnie sztuka, a nie skądinąd sympatyczne nucenie pod nosem. To jednak nie była jedyna impreza w najbliższych dniach. Bawcie się i radujcie, już w sobotę w Radkowie czy Lewinie Kłodzkim. A wszystkie koncerty znajdziecie w naszej zakładce „Nadchodzące wydarzenia”. Szczegóły znajdziecie TUTAJ. [kot]

Dodaj komentarz

Komentarze (0)