INTERWENCJA. Po zmroku na „ósemce” auto zderzyło się z jeleniem. Czy policja zlekceważyła tę kolizję? [AKTUALIZACJA, FOTO]
Nasi Czytelnicy czują się zlekceważeni przez policję. Ich auto zderzyło się na DK8 z jeleniem i przez dwie godziny blokowało ruch. Według relacji Czytelników, dwa radiowozy były w pobliżu, nie podjęły jednak interwencji. Zgodnie z przepisami zatrzymywali się inni kierowcy, by spytać, czy nie potrzebna jest pomoc, policja nie... Policjanci mają swoje wytłumaczenie tej sytuacji. Brzmi wiarygodnie.
Kilka dni temu, późnym wieczorem, mieliśmy wypadek: zderzenie ze zwierzęciem na środkowym pasie ruchu do wyprzedzania. Bardzo niebezpieczne, ciemne miejsce – Boguszyn. Na przyjazd policji czekaliśmy bardzo długo, 3 razy interweniowaliśmy. W każdej chwili ktoś mógł również wyprzedzać – np. tira – i za późno zauważyć trójkąt ostrzegawczy. Czuliśmy się mocno zagrożeni. W pewnym momencie minął nas samochód policyjny, niestety jego „pasażerowie” udali, że nie widzą roztrzaskanego auta na światłach awaryjnych z wystrzelonymi poduszkami powietrznymi – napisała Czytelniczka portalu doba.pl. Sprawdziliśmy tę historię.
O zdarzeniu, które miało miejsce w czwartek, 29 września, około 21:00 na DK8 w Boguszynie, opowiada nam mąż Czytelniczki. Pan Marek kierował wtedy samochodem audi Q5, a żona z dzieckiem siedziały na tylnej kanapie. – Po minięciu Dębowiny wjechałem na górę i za skrzyżowaniem rozpocząłem manewr wyprzedzania – mówi doświadczony kierowca. – Po 2-3 sekundach w światłach zobaczyłem wielkiego jelenia. Hamowanie niewiele pomogło. Uderzenie było bardzo silne – dodaje. Wystrzeliły poduszki powietrzne. Samochód się zatrzymał. Pierwsze, co zrobił pan Marek, to sprawdził, czy żonie i dziecku nic się nie stało. Na szczęście wszystko było dobrze. On sam mówi, że był oszołomiony. Wystawił jednak zgodnie z przepisami trójkąt.
– Po chwili zadzwonił operator. Auto wyposażone jest w system, który automatycznie powiadamia o takich zdarzeniach. Ustaliliśmy, co się stało, że nie jest potrzebna pomoc lekarska, ale samochód nie może zjechać na pobocze. Na miejscu potrzebna jest zatem policja i laweta – opowiada pan Marek. Operator zadzwonił na numer alarmowy 112. No i się zaczęło... Rzecz działa się 400 metrów po tzw. 43 słupku. Tam jest przecież taki ruch, że strach nawet wysiąść z auta, jeśli stanie się na środkowym pasie. Kierowcy aut zwalniali jednak, pytali się, czy nie trzeba pomóc, jeden zatrzymał się, by oświetlić zmasakrowane audi. Niestety, wszyscy wiemy, że na DK8 piratów drogowych nie brakuje, mogło więc dojść do tragedii.
Po żonę i dziecko pana Marka przyjechał po kilkunastu minutach ich znajomy – oboje byli przerażeni sytuacją. Gdy wrócił na miejsce zdarzenia, by pomóc panu Markowi, policji jeszcze nie było. Zadzwonił zatem na 112 i usłyszał, że zgłoszenie zostało już przyjęte wcześniej i przekazane gdzie trzeba. Jednak nie tam, gdzie powinno trafić. O 21:05 informacja zgłoszona została do komendy w Kłodzku. Stamtąd wyruszył radiowóz i zawrócił na granicy powiatu, bo policjanci nie natrafili na opisane w zgłoszeniu zdarzenie.
Poszkodowany ze znajomym czekali zatem dalej. Nie mieli świadomości, że w pobliżu przebiega granica między powiatami i może to powodować takie zamieszanie. Widzieli za to, że na horyzoncie, na szczycie w Boguszynie, pojawił się radiowóz. – Był jakieś 100 metrów od nas. Skoro my go widzieliśmy, on pewnie nas też. Moje auto było na światłach awaryjnych – mówi pan Marek. Radiowóz jednak zawrócił. Kolega pana Marka ponownie zadzwonił na 112. O 21:38 sprawa została przekazana dalej, do Komendy Powiatowej Policji w Ząbkowicach Śląskich.
I wydawało się, że wszystko zmierza do finału. Po 15-20 minutach zobaczyli radiowóz jadący od strony Barda, ale ten ich minął nawet nie zwalniając! Czy policjantów nie obowiązuje obowiązek ciążący na każdym kierowcy, by w takiej sytuacji upewnić się, czy nie występuje zagrożenie życia i potrzebna jest pomoc? Za brak takiej reakcji grozi przecież odpowiedzialność karna. Wiemy już jednak, co spowodowało, że radiowóz ten się nie zatrzymał.
Asp. sztab. Katarzyna Mazurek z Komendy Powiatowej Policji w Ząbkowicach Śląskich wyjaśniła portalowi doba.pl, że rzeczywiście tak było, ale funkcjonariusze wieźli zatrzymanego do aresztu i przepisy nie zezwalają im wówczas na zatrzymywanie się, chyba że czyjeś życie jest zagrożone. Tu mieli się jednak skontaktować z oficerem dyżurnym i uzyskać informację, że nie ma takiego niebezpieczeństwa.
Wreszcie około 22:15 przyjechał radiowóz. Ten właściwy, jechał ze Złotego Stoku... Laweta już czekała w gotowości, ale formalności policyjne trwały do 23:00. Dwie godziny zatem na tak uczęszczanej drodze, na której co i rusz dochodzi do wypadków, panował stan zagrożenia. – Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby jakiś kierowca za późno zareagował na mój uszkodzony samochód – mówi pan Marek. Co na to policja?
Policjanci zwracają uwagę, że nie do każdego zdarzenia na drodze muszą czy nawet powinni być wzywani. To na kierowcy ciąży obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa ruchu w miejscu wypadku. Asp. sztab. Katarzyna Mazurek po rozmowie z policjantami, którzy byli na miejscu, potwierdza, że kierowca audi wystawił trójkąt, zrobił więc pierwszą podstawową rzecz, którą powinien zrobić. Mógł jednak sam usunąć uszkodzony pojazd, bo – co też potwierdza pani aspirant – wezwał na miejsce lawetę, do czego także był zobowiązany. Asp. Mazurek przyznaje, że wielu ubezpieczycieli wymaga od swych klientów raportów policyjnych ze zdarzenia, stąd wahania kierowców, co robić.
Nie było zatem tu zapewne niczyjej złej woli, ale fatalny zbieg okoliczności. Szczęśliwie nikomu nic się nie stało. [kot]
PS Ważne uzupełnienie: los jelenia jest nam nieznany. Zbiegł z miejsca zdarzenia.
Uwaga: Imię bohatera jest zmienione. Zdjęcia pochodzą z archiwum kierowcy.
Przeczytaj komentarze (36)
Komentarze (36)