Ściana płaczu w Sejmie dla kłodzkich przedsiębiorców poszkodowanych przez powódź. Posłowie i tak zrobią swoje?

Grupa przedsiębiorców z powiatu kłodzkiego pojawiła się w Sejmie. W czwartek, 21 listopada, opowiadali posłom Komisji Nadzwyczajnej do spraw działań przeciwpowodziowych i usuwania skutków powodzi z roku 2024 nie tylko o skutkach kataklizmu, ale i o realnych konsekwencjach prawa, z którymi muszą się teraz borykać. – Wyskoczcie z garniturów na 5 minut, przyjedźcie do Lądka... – zaproponował jeden z nich.

Posłowie zajmowali się nowelizacją ustawy, która ma poprawić warunki udzielania pomocy poszkodowanym przez powódź. I znowu: gadał dziad do obrazu. – Jesteśmy takimi samymi ludźmi, jak osoby fizyczne – mówiła Barbara Glińska, przedsiębiorczyni z Kłodzka. A Tomasz Dutkiewicz z Kletna tłumaczył, że 60 proc. mieszkańców gmin Lądek-Zdrój i Stronie Śląskie pracuje u lokalnych przedsiębiorców, a ci, pozostawieni bez realnej pomocy, nie dadzą rady im płacić. Czy trzeba jeszcze tłumaczy, dlaczego raktować tu pomoc dla biznesu jako priorytet?

Zatem po kolei. Barbara Glińska mówiła: – Nie możemy brać ciągle kredytów na odbudowę ... Przedsiębiorcom proponuje się refundację wynagrodzeń, ale skąd oni mają brać środki, by je najpierw wypłacać? Refundacja ta ma być zresztą dopiero od dnia złożenia wniosku. – My nie mieliśmy czasu, by chodzić po urzędach! – mówiła posłom Glińska. Wycena rzeczoznawców potrzebna, by uzyskać wsparcie? – Nie mogą wycenić czegoś, czego już nie ma...  Czy posłowie to zrozumieli? – Mamy prawo domagać się pomocy od państwa! – zakończyła.

Tomasz Dutkiewicz, prezes stowarzyszenia Razem dla Regionu Śnieżnik, zaczął ostro: – Po 2,5 miesiącach państwo nie działa – mówił 21 listopada w Sejmie. I pokazał stos papierów, które przedsiębiorca musi wypełnić, by dostać jakąkolwiek pomoc. – Ludzie nie mają czasu na biurokrację – dodał przy tym. Biznes dalej stoi... – My tu, mieszkańcy, boimy się o życie, a co dopiero turyści – to o pomyśle, by turyści zostawiali pieniądze na odbudowę biznesów. I zwrócił uwagę  niezwykle istotny problem. Czy warto się tu odbudowywać? {A posłów ubywało...].

Na przykład według raportu Wód Polskich CAŁY Lądek-Zdrój znalazł się w tzw. strefie czerwonej, czyli na terenach zalewowych. – Czy mamy się tam odbudowywać? – pytał Tomasz Dutkiewicz. Na koniec nawiązał do słów premiera Donalda Tuska o tym, że każdy poszkodowany uzyskana wsparcie. – My, biznes, toniemy. Nie mamy za co żyć, a mamy otrzymać siebie, pracowników, płacić podatki... – zwrócił uwagę posłom Tomasz Dutkiewicz. A minister Marcin Kierwiński ze spokojem mówił potem, że odpowiedzi na to pytanie to nie jest nawet kwestia tygodni.

Potem jeńców nie brał Triglav Wiślicki: – Nie tylko zostaliśmy porzuceni, co nas tu nie chcą! To ocena działań państwa. Mówił, że były u nas co kilka dni spotkania z przedstawicielami rządu, którzy zadawali TE SAME pytania. W skrócie: – W czym wam możemy pomóc? Kolejne spotkania i te same pytania. Żadnych odpowiedzi. – Jak już wysyłacie do nas przedstawicieli rządu, to dobrze by było, by byli do tego przygotowani – mówił i nazwał naszych rządowych gości „tłukami”. Wtedy Dutkiewicz powiedział: – Odcinamy się od większości, co powiedział ten pan. To o Wiślickim.

Paulina Bagińska z Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Lądeckiej, sama poszkodowana i jako jej mieszkanka, i przedsiębiorczyni, zaproponowała posłom, by wspólnie z organizacjami pozarządowymi, które pierwsze ruszyły z pomocą powodzianom: – Ustalmy wspólny projekt. Nie w Warszawie, ale także u nas. Cecylia Zdunek z Lądka-Zdroju powiedziała posłom: – Mam tylko dziurę w ziemi. Dodała, że cała infrastruktura jest „zryta”. – Nawet jeśli dostaniemy pieniądze na odbudowę biznesów, to tak naprawdę nie możemy tego robić – powiedziała.

Andrzej Szczygieł z Nowej Morawy mówił: – Nie wiemy co dalej! Nie wiemy co dalej… Co dalej? Przedsiębiorców zjedzą odroczone tylko kredyty. Maria Łukaszewska z Lądka-Zdroju deklarowała: – Nie wyobrażamy sobie, żeby żyć przez 2 lata na koszt podatników. Kamila Chłanda z Ołdrzychowic Kłodzkich miała salon kosmetyczny. – Żyję z odszkodowania – przyznała. Nie ma pracy i środków, aby odbudować biznes w innym miejscu. – My nie widzimy tych środków. One do nas nie dotarły – powiedziała posłom. Czy dotrą po nowelizacji specustawy? [kot]

PS Wiemy już, jak wygląda „czarna pastylka” w Sejmie, o której pisaliśmy kilka dni temu TUTAJ. Poseł Mirosław Suchoń, przewodniczący „speckomisji”, nie musi się obawiać. Nie będziemy się go już „czepiać”.