Minister Kierwiński poszedł drogą wytyczoną przez marszałka Hołownię. Co ci politycy chcą ukryć, skoro boją się mediów?
Wyobraźcie sobie Państwo mecz piłkarski. Chcecie go obejrzeć, macie już bilet na stadion lub zapłacony abonament telewizyjny. Ale rywale z boiska mają to za nic i choć to mecz ligowy, umówili się, że zagrają bez kibiców. Proponują jedynie, byście po spotkaniu spytali ich o wynik. Jedni powiedzą 1:0, drudzy – 0:1. Jaka jest prawda? Nie wiadomo, bo sędziego też nie wpuścili na ten mecz. Absurd? Uwierzcie: to się właśnie dzieje!
Przeczytajcie Państwo tę historię. Nie będzie długa, a dotyczy nas WSZYSTKICH. W środę, 27 listopada, portal doba.pl [i wiele innych redakcji] dostał oficjalne zaproszenie „do obsługi medialnej wydarzenia”. Tym miała być nazajutrz wizyta w powiecie kłodzkim ministra Marcina Kierwińskiego [tego od powodzi]. Jednym z jej anonsowanych mediom punktów [oficjalnie!] było spotkanie z lokalnymi przedsiębiorcami.
Byliśmy żywotnie zainteresowani zwłaszcza tym spotkaniem. Od pierwszego dnia po katastrofie pisaliśmy o ich dramacie i o tym, jak niewystarczająca jest pomoc, którą oferuje im państwo. A tu... niespodzianka! Na życzenie przedsiębiorców zostało ono przed dziennikarzami zamknięte. A strona rządowa ochoczo na to przystała! W mieście, w którym przebywa obecnie Lech Wałęsa, symbol rewolucji...
Myśleliśmy, że to nieporozumienie, ale z Kancelarii Premiera Rady Ministrów otrzymaliśmy mail: „Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom mediów i opinii publicznej zapraszamy dziennikarzy na pierwsze kilka minut tego spotkania z możliwością wykonania zdjęć foto i wideo”. O tym, że spotkanie jest zamknięte na życzenie jednego ze stowarzyszeń biznesu, powiedziała nam ministra Magdalena Roguska [ta od powodzi].
Sprawdziliśmy. „Spotkania robocze mają charakter spotkań zamkniętych” – napisał na naszym profilu w mediach społecznościowych prezes owego stowarzyszenia. O samym spotkaniu pan prezes napisał, że ma być „merytoryczno-roboczym, a wręcz szkoleniowym, gdzie będziemy step by step omawiać regulaminy już uzyskanego wsparcia”. Albo pan prezes nie wiedział, gdzie idzie, albo pan minister, w czym ma uczestniczyć.
Poszliśmy bowiem na owe kila minut do uroczej kawiarni „Coffee Ride” w Lądku-Zdroju. Przy przyciemnionym swietle i gorącej herbacie [za to popołudnie było zimne], z jednej strony siedział w błękitnym sweterku [na roboczo] wspomniany minister, dalej wspomniana ministra, wicemarszałek Sejmu, wojewoda dolnośląska, przedstawiciel Banku Gospodarstwa Krajowego, a doszedł jeden z wiceministrów.
– Jesteśmy tutaj, żeby odpowiedzieć na wszystkie wasze pytania. Te pytania, na które nie będziemy potrafili Państwu dziś odpowiedzieć, zapiszemy i odpowiemy na nie później – zaczął pan minister. Zważywszy na skład strony partyjno-rzadowej jej notes zapełnił się po ostatnią okładkę. Kto więc kogo miał szkolić? Przedsiębiorcy ministra czy odwrotnie? Czy to minister pisze „regulaminy wsparcia”? Nie odpowiemy.
I pan minister, i pan prezes proponowali nam, że po spotkaniu opowiedzą nad czym radzili. Jednak ziąb był taki, że nawet psa by nie wygonił, ale dziennikarzy i owszem, można było. Nie skorzystaliśmy zatem. I w przyszłości nie będziemy z takiej łaski korzystać. W naszej opinii obie strony naruszyły bowiem art. 61 Konstytucji RP oraz kilka artykułów ustawy Prawo Prasowe. Sprawdzimy, czy sąd podzieli tę opinię. [kot]
PS Do Kłodzka 18 listopada na spotkanie z przedsiębiorcami przyjechał marszałek Sejmu Szymon Hołownia. I on wyprosił z niego dziennikarzy. Co ci politycy chcą ukryć, skoro boją się mediów? Ta koalicja już tak ma? Raczej nie. Dwukrotnie był tu choćby Krzysztof Paszyk, minister rozwoju i technologii, a oba spotkania organizowała wicemarszałek Monika Wielichowska. Dziennikarze nikomu tam nie przeszkadzali.
Zdjęcia: Dolnośląski Urząd Wojewódzki.
Przeczytaj komentarze (36)
Komentarze (36)