3 miesiące po powodzi w Lądku-Zdroju zaczęła się odbudowa. To na razie takie stukanie młotkiem, a nie akcja państwa
Czy da się zapamiętać ten moment nie jako tragedię, ale odrodzenie? 3 miesiące po katastrofalnej w skutkach powodzi Tomasz Nowicki, burmistrz Lądka-Zdroju, zaprosił na 16 grudnia do kurortu posłów z naszego okręgu. Chciał ich prosić, by o nas nie zapominali. Na ośmioro przybył 1 [słownie: jeden]. Szkoda, bo mogli posłuchać innych interesujących gości.
Zacznijmy jednak od tego, co się w mieście dzieje. Ekipa Nowak-Mosty Sp. z o.o., firmy z Dąbrowy Górniczej, buduje przyczółki pod tymczasową przeprawę w ciągu ulicy Kościuszki, która ma zastąpić zrujnowany przez Białą Lądecką most. Polowy most przekroczy rzekę na parking przy niesławnej „Barbarze”. Jak długo ten stan potrwa? Kto to wie... Z pewnością lata. Cieszymy się, prawda?
Właściciele domów wzdłuż rzeki, nawet tych niemal całkowicie zniszczonych, przystąpili do ich remontów. Bo co mają robić?! Z perspektywy Warszawy czy nawet Wrocławia można czekać na odpowiedź. Tu żyją ludzie, a nie statystyczne jednostki. – Nie możemy stać się więźniami statystyki... Mieszkańcy czekają na konkretną pomoc... To są ich dramaty... – mówił Tomasz Nowicki.
Po dramatycznym początku – „Spotkał nas kataklizm. Gmina ucierpiała w stopniu niewiarygodnym...”, to jego pierwsze słowa – przeszedł jednak do statystyki. Tylko straty w mieniu komunalnym oszacował na ponad 300 milionów złotych. Potwierdzić już to miała komisja wojewody. – Biorąc pod uwagę skalę zniszczeń, proces odbudowy będzie rozciągnięty na lata – pozbawił złudzeń tych, którzy jeszcze je mieli.
Prof. dr hab. Piotr Młynarz z Politechniki Wrocławskiej mówił o zaangażowaniu naukowców tej uczelni w gminach popowodziowych [TUTAJ pisaliśmy już m.in. o wsparciu dla Spółdzielni Mieszkaniowej „Nasza Spółdzielnia” ze Stronia Śląskiego, o której rząd i parlamentarzyści zapomnieli]. – Ten teren trzeba tak przebudować, żeby był odporny na skutki kataklizmu – mówił prof. Młynarz.
Czy ktoś go słucha? Naukowcy i studenci Politechniki Wrocławskiej ciągle działają na zasadzie wolontariatu. Ruszyli natychmiast z pomocą, bo czuli, że tak potrzeba. – Wielu stąd pochodzi – powiedział nam prof. Młynarz. Czy da się tak dalej? Czy można – używając określenia profesora – uczynić te tereny „powodzioodpornymi”? Wolontariat się kończy. – Umiemy pisać wnioski o granty... – zaproponował gminom.
Nikt z administracji rządowej nie kontaktował się z uczelnią, by skoordynować akcję i wykorzystać wiedzę jej pracowników. Podobnie Piotr Fokczyński, prezes Izby Architektów RP, mówił w Lądku-Zdroju, że zaproponował ministrowi Marcinowi Kierwińskiemu współpracę tego środowiska w odbudowie. Jaka była odpowiedź? O tym nie wspomniał. Nie było o czym? „Ja z synowcem na czele, i – jakoś to będzie!”...
– My się nie oglądamy... – powiedziała nam Anna Kościuk. przewodnicząca Dolnośląskiej Okręgowej Izby Architektów RP. Uznani architekci na ochotnika i – oczywiście! – za darmo, dokonali wielu analiz, ekspertyz i przekazali wnioski, co robić dalej ze 167 obiektami, m.in. ze słynnym budynkiem przy ulicy Kościuszki 44 [na zdjęciu] czy też lądeckim kościołem parafialnym. Przekazali to do urzędu konserwatorskiego.
Ale jak się odbudowywać, by powódź nie była końcem marnego życia, a stała się początkiem lepszego? Mamy tylko łatać dziury w drogach, które i tak były dziurawe? A może wynieść się stąd w diabły, resztę, która została, zaorać i przeznaczyć pod zbiorniki retencyjne? Tylko co by one miały wtedy chronić? Może Kłodzko... Ale tam mają takie same problemy! Państwo wam da jakieś pieniądze, a wy sobie radźcie dalej sami...
Tu warto oddać głos posłowi Ireneuszowi Zysce z PiS. Mówił on właśnie o zbyt małym zaangażowaniu państwa. – Nie można odbudowy zrzucić na samorządy i mieszkańców – apelował. Sam zadeklarował: – Jestem w postawie „na baczność”, do waszej dyspozycji. Ciekawe o czym będą radzić wieczorem w Stroniu Śląskim posłowie specjalnej komisji do spraw powodzi. Spytamy o to jej przewodniczącego...
Na razie wiemy tylko, że gdzieś tam ktoś nad czymś pracuje, a mieszkańcy kiedyś o czymś zostaną przez jakieś władze poinformowane i poproszone o zdanie, z którym – jak podejrzewamy – i tak nikt nie będzie się liczył. A może by tak minister Kierwiński zamiast wizytować ze swoją świtą kolejną budowę przyczółków mostów polowych, spotkałby się z ekspertami, którzy tu na ochotnika pracują?
PS Szacunek należy się też Natalii Gołąb, członkini Zarządu Województwa Dolnośląskiego. Jej chciało się przyjechać z Wrocławia do Lądka-Zdroju, posłuchać fachowców i porozmawiać z Alicją Piwowar, która kieruje Uzdrowiskiem Lądek-Długopole [to tzw. spółka marszałkowska]. Sanatoria też ucierpiały, w Lądku-Zdroju „Jan” przy ulicy Paderewskiego, do którego z centrum nie ma po powodzi dojazdu. [kot]
Przeczytaj komentarze (25)
Komentarze (25)