Komisja rozpatrywała skargę w sprawie chorej na cukrzycę uczennicy
Tuż przed zakończeniem roku szkolnego (27 maja br.) na otwartym posiedzeniu Komisji Skarg, Wniosków i Petycji Rady Gminy Lewin Kłodzki rozpatrywana była skarga na dyrektora Zespołu Szkolno-Przedszkolnego „Na Bursztynowym Szlaku”. Skargę złożył prezes stowarzyszenia działającego na rzecz pomocy dzieciom i młodzieży z cukrzycą typu 1 "Słodka Jedynka", a dotyczyła ona łamania statutu i niedopełnienia obowiązków służbowych.
- Od grudnia 2018 roku zajmuję się sprawą niepełnosprawnej uczennicy z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego „Na Bursztynowym Szlaku” w Lewinie Kłodzkim. Uczennica ma 11 lat, a szkoła stwarza jej problemy związane z chorobą. Jeden z nauczycieli kilkakrotnie złamał wydane przez panią dyrektor polecenie, umożliwiające dziecku choremu na cukrzycę typu 1 kontakt telefoniczny z rodzicem w celach konsultacji i podejmowania ważnych decyzji terapeutycznych. Dyrekcja toleruje błędy nauczyciela, wręcz go broni, zapominając o niepełnosprawnej uczennicy. Grono pedagogiczne przeszło kilka szkoleń, które nic nie wniosły w relacje szkoła - uczeń. Szkolenia przyniosły tylko listę obecności i certyfikaty, realnej pomocy nie ma - wyjaśnia Witold Fydrych, prezes stowarzyszenia „Słodka Jedynka”.
Na posiedzeniu komisji obecna była matka dziewczynki, jednak z racji tego, że skarga wpłynęła nie od niej, a od przedstawiciela stowarzyszenia, nie udzielono jej głosu. Szansy jego zabrania nie miał również sam nauczyciel, ponieważ skarga dotyczyła dyrektor palcówki, a on nie został zaproszony na posiedzenie komisji.
- Moja córka Hania mierzy sobie cukier na każdej przerwie oraz na lekcji, jeśli ma taką potrzebę, bo poczuje, że coś się z nią dzieje. Wtedy też wyciąga telefon i dzwoni do mnie, mówi jaki jest poziom cukru, a ja jej mówię co ma robić, czy ma podać sobie insulinę albo coś zjeść, żeby się "docukrzyć". Insulinę podaje sobie sama, bo ma pompę insulinową. O procedurach, odnośnie używania telefonu przez moje dziecko w szkole i to, że ma zgłaszać nauczycielowi, córka została poinformowana przez wychowawcę na tydzień przed posiedzeniem tej komisji. Córka często mierzyła cukier podczas różnych lekcji i nigdy, żaden inny nauczyciel nie miał z tym problemu i Hania nie zgłaszała chęci pomiaru czy zatelefonowania - mówi w rozmowie z naszą redakcją Aleksandra Lęgowicz, mama Hani. - Sytuacja, w której nauczyciel zwrócił mojemu dziecku uwagę, kiedy zmierzyła sobie cukier i zadzwoniła do mnie, miała miejsce dwukrotnie, raz na lekcji i raz na przerwie. Słyszałam, kiedy na nią krzyczał, więc ona się rozłączyła. Próbowałam się z nią skontaktować, bo myślałam, że coś się dzieje, jednak Hania nie odbierała, ponieważ zawsze ma wyciszony telefon. Po pierwszym zdarzeniu napisałam SMS-a do pani dyrektor, do nauczyciela i do wychowawczyni. Zrobiłam to, ponieważ po wcześniejszych kontaktach z panią dyrektor postanowiłam wszystko załatwiać drogą pisemną. Otrzymałam odpowiedź, że wychowawca porozmawia z katechetą. Niestety, później sytuacja się powtórzyła. Napisałam zatem prośbę o zmianę nauczyciela uczącego religii, bo jeśli nie, to będę zmuszona ją wypisać. W odpowiedzi otrzymałam pismo, iż pani dyrektor nie zamierza zmieniać nauczyciela, a ja mam prawo dziecko wypisać. Jeśli mam zastrzeżenia do jego pracy, to mam je zgłosić do Diecezji Świdnickiej. Tak też zrobiłam. Diecezja odpowiada jednak za merytoryczne podejście katechety, a za sprawy organizacyjne odpowiada dyrektor wraz z organem nadrzędnym czyli kuratorium. Tam również skierowałam pismo, po czym faktycznie wypisałam dziecko z katechezy.
W placówce przeprowadzono kontrolę, a w zaleceniu pokontrolnym kuratorium zobowiązało dyrektor szkoły do wzmocnienia nadzoru nad przestrzeganiem przez wszystkich nauczycieli, zwłaszcza przez katechetę, przepisów prawa dotyczących działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej.
Dyrektor placówki uważa jednak, że sposób, w jaki kontaktowała się z nią matka Hani jest niewłaściwy. Podkreśla także, że nauczyciel został przez nią upomniany. Tego, w jaki sposób, nie udało się nam jednak ustalić.
- Wiele rzeczy powinno się załatwić rozmową i rozwiązać sprawę na tym podwórku szkolnym, dopracować pewne elementy, bo przecież te procedury nie są sztywne. Ja też dzisiaj być może bardziej szukałabym kontaktu z mamą, gdybym mogła czas cofnąć, ale z drugiej strony jestem dostępna dla rodziców chyba jak rzadko który dyrektor, bo dwa razy w tygodniu do godz. 18.00 na nich czekam i rodzice z tego korzystają - mówi Justyna Szełęga, dyrektor placówki. - Jest to jedna skarga, jednego rodzica. Mam wiele możliwości upomnienia nauczyciela, a nagana z wpisem do akt jest jedną z wielu i to takich bardzo poważnych, więc nie skorzystałam z tej możliwości. Nie bagatelizuję tej sytuacji i chciałam podkreślić, że w szkole jest 214 uczniów i wszystkie dzieci, oprócz ostatniej klasy, uczy ta sama osoba od 2011 roku. Jeden rodzic wypisał dziecko z lekcji katechezy, więc biorąc pod uwagę te wszystkie argumenty, które jako dyrektor muszę rozłożyć na części pierwsze, uważam, że moja decyzja była decyzją właściwą.
Skargę na dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego „Na Bursztynowym Szlaku” komisja uznała za bezzasadną. Z tym nie zgadza się zarówno matka dziewczynki, jak i prezes stowarzyszenia.
- Komisja uznała skargę za bezzasadną, ponieważ pani dyrektor powiedziała, że dziecko nie zgłosiło nauczycielowi tego, że chce zmierzyć cukier i tym samym nie zachowało procedur. Takich procedur jednak nigdy nie było. W szkole jest zakaz używania telefonów komórkowych. Moje dziecko ze względu na chorobę ma dyspensę z tego powodu, ale jest on wyciszony i nie używa go do innych rzeczy - zapewnia mama Hani.
- Uważam to za małomiasteczkową grupę osób, tu wszyscy wszystkich znają i wszyscy za wszystkimi stoją. Tak to mogę ocenić i nie żebym chciał komuś ubliżyć i żebym uważał, że komisja była stronnicza. Nie, tego nie mówię, tylko chodzi o społeczeństwo. To są osoby, które żyją tu, znają się i nikt do swojego gniazda nie narobi - komentuje prezes stowarzyszenia "Słodka Jedynka". - Mnie chodzi tylko o życie i zdrowie tej dziewczynki, bo takie błędy mogą się zemścić. Jeżeli dziecko twierdziło, że w tym momencie jego życie było zagrożone to ja temu dziecku wierzę, bo wiem co to jest cukrzyca i na czym polega. Są różne punkty w życiu diabetyka, które mogą powodować przerażenie. A jeszcze w takich momentach dostawać dodatkową blokadę od osoby, która ma pomóc i wymyślać procedury?
Prezes stowarzyszenia zapowiedział, iż decyzję komisji zaskarży do wojewody dolnośląskiego.
Przeczytaj komentarze (22)
Komentarze (22)
musisz być bardzo nieszczęśliwy piszac takie słowa.znasz tylko punkt widzenia jednej strony .gdybys znal wszystkie aspekty sprawy i jeszcze myślał - to zapewne mialbys inny punkt widzenia.