Balet Opery Śląskiej w Bytomiu! Czy może być coś bardziej zaskakującego w wakacje na ziemi kłodzkiej? [FOTO]
– Taniec to najbardziej ulotna ze sztuk... – powiedział mistrz Sławomir Pietras w piątkowy wieczór, 11 lipca, w amfiteatrze w Lądku-Zdroju. Tak też ulatuje 27. Międzynarodowy Festiwal Tańca im. Olgi Sawickiej. Jeszcze tylko sobotnie spektakle i zostaniemy... Z czym? Niezwykle trudno to opisać. Ze wspomnieniem, że uczestniczyliśmy w czymś dobrym i pięknym, czego nawet nie potrafimy nazwać inaczej: to taniec.
Gdy na scenie pojawiali się tancerze Baletu Opery Śląskiej w Bytomiu, by na nowo opowiedzieć nam historie namalowane przez młodych choreografów, nie straszny był ziąb czy deszcz. Taneczne opowieści tak nas wciągały, że choć przez chwilę nie myśleliśmy o otaczającym nas świecie. Skąd bierze się siła tej ulotnej sztuki? NIE-MA-MY-PO-JĘ-CIA! Poddaliśmy się jej wraz z wypełnionym po brzegi amfiteatrem.
Wiemy już z pewnością: Karolina Sierakowska, dyrektor Festiwalu, która walczy od lat z powodzeniem, by w Lądku-Zdroju pokazywać najciekawsze wydarzenia związane z tańcem, znalazła klucz do naszego serca. Rozumem tego się przecież nie ogarnie... Lądek-Zdrój ma duszę! Tym razem mogliśmy jej dotknąć dzięki jej współpracy z Łukaszem Goikiem, dyrektorem Opery Śląskiej w Bytomiu. To ważna scena.
Ani słowem nie będziemy pisać o samym tańcu. Na tym zna się Sławomir Pietras, dyrektor największych teatrów operowych Polski, propagator muzyki i baletu, co nie mniej ważne – pomysłodawca i inicjator lądeckiego festiwalu. Z jaką estymą i czułością mówił on o pani Karolinie i jej dziele... I wspominał Lilianę Kowalską (1946–2024), dla której piątkowy spektakl był hołdem. Balet to nie tylko sztuka, to Wielkie Damy.
I znowu przez rok będziemy żałowali, że nie byliśmy świadkami wszystkich wydarzeń tej edycji festiwalu. Już teraz w poczucie winy wpędzają nas fanki tańca: – A widziałeś... – A byłeś... – To było przecież wspaniałe! Wolimy pamiętać tę radość, która towarzyszyła nam oglądając tancerzy, niż żałować, że czegoś nie doświadczyliśmy. Może jeszcze zdążycie! A urzędnikom Ministerstwa Kultury powtarzamy: wstydźcie się! [kot]
* Co czeka nas ostatniego dnia 27. Międzynarodowego Festiwalu Tańca im. Olgi Sawickiej? Szczegóły TUTAJ.
Przeczytaj komentarze (3)
Komentarze (3)
Można się domyślać, czemu Międzynarodowy Festiwal Tańca (MFT) traci rozmach. Może dlatego, że środki, które mogłyby pomóc go rozwinąć, rozpływają się gdzie indziej. Kiedyś w Lądku-Zdroju gościli artyści z Chin, Litwy, USA — a dziś? Dziś mamy bardziej wspomnienie niż wydarzenie.
Bo w Lądku mamy dwa duże festiwale. Oba są dotowane — z pieniędzy miejskich, państwowych, z grantów. Ale tylko jeden z nich — MFT — jest naprawdę dla ludzi. Tam widz wejdzie za darmo, obejrzy spektakl na wysokim poziomie, skorzysta z oferty, której nie trzeba przeliczać na dolary.
A ten drugi? Festiwal Filmów Górskich? On też dostaje wsparcie. Ale tam bilety kosztują po 100 dolarów i więcej — czyli więcej niż wejściówka na dobry koncert rockowy. I nikt nie pyta, czy kogoś na to stać. Czy rodzina z Lądka może sobie pozwolić na uczestnictwo. A przecież to też miała być promocja naszego miasta.
Rak pyta: czy to jest sprawiedliwe? Skoro obie imprezy korzystają z publicznych środków, to dlaczego tylko jedna jest otwarta dla mieszkańców i turystów bez barier finansowych? Dlaczego komercyjny festiwal, który zarabia na biletach, dostaje publiczne pieniądze, a festiwal kultury i tańca – walczy o przetrwanie?
Rak powie to jasno: jeśli mamy dotować kulturę, to dotujmy taką, która daje coś ludziom. MFT daje – i to za darmo. A jeśli ktoś robi imprezę komercyjną z biletami po kilkaset złotych — niech ją sobie finansuje sam. Bo to nie jest promocja miasta. To jest prywatny biznes za publiczne pieniądze.
Rak mówi jak jest.
W wielu miastach — Rak to wie — organizuje się festiwale i koncerty, które naprawdę promują lokalną kulturę. Ale jeśli są one typowo komercyjne, to nie otrzymują dotacji. Prosta sprawa. Bo tam, gdzie kończy się kultura dostępna dla wszystkich, a zaczyna się czysty biznes, publiczne pieniądze nie powinny wchodzić do gry.
Wiem, że Rak ma swoje zdanie. I wiem też, że nie każdy je podziela. Ale Rak pamięta. I Rak widział, jak to się zaczynało.
Podczas zakończenia tegorocznego MFT głos zabrał pan Pietras. Osoba złożona, wyrazista – i to on przypomniał, że to właśnie on był pomysłodawcą Lata Baletowego w Lądku-Zdroju. Nie było wtedy jeszcze MFT-ów, hucznych skrótów i błyszczących folderów. Była za to idea, pasja i konkret. A przede wszystkim – byli ludzie.
Pamiętam tamte lata – przyjeżdżali Chińczycy, Amerykanie, Rosjanie, czasem całe trupy baletowe. To nie było logo na afiszu. To był międzynarodowy festiwal z krwi i kości. Było tu naprawdę mnóstwo ludzi z zagranicy – nie symbolicznie, nie „dla szpanu”, tylko faktycznie i licznie.
I nie wymieniam nazwisk, ale rozmawialiśmy godzinami z osobą, która rzeczywiście sprowadzała do Lądka zespoły z USA. Tak, u nas w domu. To była żywa promocja miasta, a nie tylko foldery i konferencje. Rozmowy o tym, jak to ma wyglądać, co budować i po co. To był czas, kiedy Lądek coś znaczył w światowej kulturze tańca.
Bywało, że przyjeżdżał reżyser z Łodzi i tworzył pełnowymiarowe, świetne widowisko, które zapierało dech w piersiach. To nie były akademie ku czci. To była prawdziwa sztuka. A dzisiaj? Tego po prostu już nie ma.
Potem przyszedł Narcuz – festiwal przemianowano na „MFT”. Międzynarodowy Festiwal Tańca – brzmi dobrze, ale... gdzie ci międzynarodowi goście? Gdzie te tłumy widzów, które zapełniały salę? Gdzie zapach prawdziwego baletu?
Bo dzisiaj, proszę państwa, z „międzynarodowego” zostało co najwyżej tłumaczenie tekstów na angielski i parę nazwisk w ulotce. Dziś „Międzynarodowy Festiwal Tańca” to tylko nazwa. Ładna, chłonna, ale pusta.
I jeszcze jedno: promocja Lądka to nie są występy w Jaskini Radochowskiej, ani na wyspie w Trzebieszowicach. Promocja miasta to wydarzenia, które odbywają się w samym Lądku. Na jego scenach, w jego parku, w jego przestrzeni. Bo tylko wtedy to ma sens – i tylko wtedy Lądek z tego żyje.
Nie chodzi o to, żeby wszystko było jak dawniej – ale żebyśmy nie udawali, że jest lepiej, gdy jest mniej. Bo festiwal na lekarską receptę to nie festiwal, tylko terapia podtrzymująca.
A pamięć o tych, którzy to stworzyli – i tych, którzy przyjeżdżali z drugiego końca świata – to coś więcej niż wspomnienie. To zobowiązanie.
Rak mówi, jak jest.
Balet Opery Śląskiej w Bytomiu znów zawitał na Ziemię Kłodzką, udowadniając, że wakacje mogą zaskakiwać nie tylko pogodą, ale i sztuką na najwyższym poziomie.
Publiczność miała okazję przeżyć prawdziwą ucztę dla zmysłów – sceniczne piękno, ekspresja ruchu i emocje zaklęte w tańcu stworzyły niepowtarzalną atmosferę. Całość wydarzenia była prowadzona z wdziękiem i wyczuciem – zapowiedzi poszczególnych pokazów pozwalały lepiej zrozumieć koncepcje choreograficzne, docenić wysiłek tancerzy i w pełni zanurzyć się w taneczny świat.
A finał? Po prostu porywający!
Na scenie zaprezentowało się ponad 40 zespołów i solistów – uczestników festiwalowych warsztatów. Całość wydarzenia poprowadzona była z wyczuciem i – zapowiedzi poszczególnych występów dodawały dramaturgii i pozwalały w pełni docenić różnorodność stylów i choreografii. Występy zachwycały nie tylko różnorodnością stylów – od klasyki po modern – ale też zaskakiwały poziomem wykonania. W wielu momentach publiczność mogła odnieść wrażenie, że ogląda nie amatorów, a profesjonalistów – tak silna była energia, precyzja i zaangażowanie młodych artystów.
Międzynarodowy Festiwal Tańca to nie tylko pokaz możliwości scenicznych – to także spotkanie kultur, wymiana pasji i dowód na to, że sztuka tańca potrafi jednoczyć ludzi ponad granicami.
I trudno o lepszy sposób na lato – piękne, wzruszające i z charakterem.