Nie da się kłodzkiego klasztoru nagle wywalić w kosmos? Da się! Eksperci od powodzi rozmawiają także o tym [FILM]
To nie prima Aprilis. W ubiegłym tygodniu na Politechnice Wrocławskiej odbył się V Wodny Okrągły Stół, debata naukowców, samorządowców, ekologów. Wnioski? Do powodzi, która zniszczyła część ziemi kłodzkiej we wrześniu 2024 roku musiało dojść, a skutków kolejnej nie unikniemy. I nie wynika to z żadnych zmian klimatu, ale z kryzysu naszego państwa. Może zatem lepiej wywalić ten klasztor w kosmos?
Wrocławski „okrągły stół” to inicjatywa Open Eyes Economy, pomysłu prof. Jerzego Hausnera. Dyskusje toczyły się głównie na kanwie ostatniej powodzi, a ich moderatorem i uczestnikiem był dobrze nam znany prof. Janusz Zaleski. Sam przyznał we Wrocławiu, że gdy na spotkaniach w powiecie kłodzkim przedstawia się, że reprezentuje Wody Polskie [nie jest pracownikiem tej instytucji], słyszy niecenzuralne słowa.
My 26 marca we Wrocławiu usłyszeliśmy wiele o tym, jak nie unikniemy problemów. Prof. Anna Januchta-Szostak z Politechniki Poznańskiej stwierdziła, że mamy do wyboru trzy strategie: „odsunąć wodę od ludzi” – tu jest m.in. budowa zbiorników, „odsunąć ludzi od wody” – czyli np. wysiedlenia albo „nauczyć się żyć z powodzią” – a to m.in. dostosowanie budynków do tego, że zalewane będą. Które rozwiązania wybrać?
Dr Sylwia Horska-Schwarz z Uniwersytetu Gdańskiego nie gryzła się w język. Jej zdaniem, straty po powodziach będą coraz większe. A bierze się to np. z tego, co TERAZ się dzieje na Białej Lądeckiej. Pokazała zdjęcia z widokami, które dobrze znamy: rzeka po interwencji Wód Polskich wygląda jak zamknięta w rynnie. Dynamika z jaką będzie nią płynąć, wywoła zniszczenie wszystkiego po drodze. Może trochę tylko dalej.
Do tego to, co jej zdaniem dzieje się na terenie Kotliny Kłodzkiej , wyklucza przeciwdziałanie skutkom suszy. Woda sobie od nas ucieka. – Udrażnia się cieki, przyspiesza się spływ. Przy opadzie to wszystko popłynie i zatrzyma się w Kłodzku – mówiła. I tu padły słowa, których użyliśmy w tytule: – Kłodzko ma bardzo wąskie gardło i doskonale państwo wiecie, że nie da się nagle klasztoru w kosmos wywalić... My to wiemy!
Co zatem robić, by tego nie zrobić? Dr Sylwia Horska-Schwarz proponuje „zwalniać korytarz wolnej migracji”, czyli np. na zakolach rzek przesiedlać stojące tam domy. – Każdy dom, który pojawi się na terenie zalewowym, każdy obiekt hydrotechniczny, zwiększa ryzyko powodziowe – przestrzegła. Suche zbiorniki? Tak, ale pomogą na mniejsze powodzie. Ważne, by „odrurować” rzeki, choćby podnieść mosty.
Sławomir Najnigier, były wiceprezydent Wrocławia, ale i polityk szczebla centralnego, zwrócił uwagę, że takie działania można podejmować na styropianowych modelach i tam przesuwać sobie mosty, ale nie na historycznie ukształtowanej przestrzeni. A co tam zrobić? Nie budować nowych obiektów i – tam gdzie się da – „wygaszać” istniejące. On też odwołał się do sytuacji Kłodzka po ostatniej powodzi. Radykalnie.
– Rząd musi mieć w takiej sytuacji siekierę – oświadczył Sławomir Najnigier. O co chodzi? O plan zagospodarowania przestrzennego. – Kłodzko ma bardzo ładny plan, ale tam nie ma miejsca na wodę – zwrócił uwagę były minister. A potrzebne są przecież wywłaszczenia, musi powstać przestrzeń dla rzek. Co to w praktyce oznacza? Tego do końca nie usłyszeliśmy. Pewne, że mieszkańcy wiele nie mieliby do powiedzenia.
Pojawiło się jeszcze wiele ciekawych głosów, choćby w obronie Lasów Państwowych, które zajmują się retencją „przy okazji”. Ryszard Majewicz z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu mówił, że choć Unia Europejska łapała za gardło, skala takich projektów jest wyjątkowa. Nawet Japończycy się nimi zainteresowali... Choć przyznał też, że najwięcej inwestycji zarzuciło nadleśnictwo Międzylesie.
Piotr Nieznański z Fundacji Code for Green zwrócił np. uwagę, że wały wzdłuż rzek chronią u nas pola, a wprowadzą wody do miast. Grzegorz Roman z Urzędu Marszałkowskiego mówił o słabości samorządów, choć przecież niezawinionej przez nie. Prof. Tomasz Komornicki z PAN wspomniał, że minister Marcin Kierwiński powołał zespół, który ma się zająć planowaniem przestrzennym na terenach powodziowych.
Co z tego, skoro mleko już się rozlało... Prof. Zaleski przytoczył pewną statystykę. Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej mogą odmawiać zgody na budowę na terenach zalewowych. Ten we Wrocławiu otrzymał w ciągu 6 lat blisko 1700 wniosków o wydanie pozwolenia wodno-prawnego. Jedynie w 20 przypadkach skorzystano z odmowy. Jak ma nie być strat? – Mamy prawo, ale coś nie zadziałało... – podsumował. [kot]
PS Gdyby ktoś zechciał prześledzić całą transmisję z zajmujących dyskusji– a warto! – może to zrobić klikając w FILM powyżej. Stamtąd też pochodzą zdjęcia w naszym tekście.
Przeczytaj komentarze (26)
Komentarze (26)