Nieznana historia profesora Ciężkowskiego i jego żony [Wyróżnieni Odznaką Honorową Powiatu Kłodzkiego]

piątek, 30.9.2022 10:32 3290 3

Kim są nagrodzeni Odznaką Honorową Powiatu Kłodzkiego? To prestiżowe wyróżnienie dla osób i instytucji, które w sposób szczególny wniosły swój wkład w rozwój gospodarczy, społeczny i kulturalny powiatu kłodzkiego oraz jego promocję w kraju i za granicą. W tym roku odznaki wręczone będą 10 listopada podczas uroczystej sesji rady powiatu. Wcześniej postaramy się przedstawić ich laureatów, bo to niezwykle interesujące osoby. Na początek prof. Wojciech Ciężkowski i jego nieznana historia. Jego i jego żony!

Prof. dr hab. inż. Wojciech Ciężkowski urodził się w Lądku-Zdroju w 1952 roku [na zdjęciu powyżej z żoną Ewą]. Tytuł profesora otrzymał w 2009 roku. Tworzy naukową szkołę górnictwa wód leczniczych, co – biorąc pod uwagę, skąd pochodzi – nie jest dziwne. Jest autorem kilkuset prac naukowych. Członkiem rad Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego oraz Jaskini Niedźwiedziej w Kletnie. Nie wszyscy jednak wiedzą, że profesor to entuzjasta lokalnej historii. Pytamy zatem skąd u niego, poważnego geologa, ta pasja i jednocześnie krytyczne podejście do przeszłości naszych ziem?

Przeżywamy fascynację obrazkami przedwojennego Lądka-Zdroju, miejscowości dawnego Hrabstwa kłodzkiego. Słychać zewsząd: o, jak wtedy było pięknie... – Zwracałem wielokrotnie uwagę, że nawet jeśli w Landeck były w lecie ładne kwiatki, to nie świadczyło to o tym, że był tak piękny. Bardziej niż dziś widoczna była wilgoć w murach. Jeśli przyjrzymy się starym widokówkom, to widać na nich dużo kwiatków, ale stan budynków nie był zachwycający – studzi ten entuzjazm prof. Ciężkowski [na zdjęciu poniżej podczas uroczystego otwarcia wieży widokowej na Śnieżniku razem z Małgorzatą Bednarek, przewodniczącą rady miejskiej w Lądku-Zdroju i Mieczysławem Krywieńko, honorowym obywatelem Stronia Śląskiego].

Naturalną ciekawość świata wyniósł z domu. Jego ojciec, Marian Ciężkowski (1911-86), przed wojną ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim dwa kierunki: historię i geografię, a potem jeszcze Studium Turyzmu, którego był absolwentem pierwszego rocznika. Po studiach pracował w Urzędzie Wojewódzkim w Stanisławowie. Tam zajmował się turystyką, wydał pięć publikacji o Karpatach Wschodnich. Cała wojnę przesiedział natomiast w Oflagu IIC Woldenberg [dziś Dobiegniew]. Po wojnie został skierowany do Państwowego Urzędu Repatriacyjnego w Kłodzku, którym kierował do 1947 r., po czym osiadł w Lądku-Zdroju. Tu poznał mamę pana Wojciech.

Ciężkowski senior pracował w uzdrowisku, przez wiele lat był Przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej, ale był też jednym z założycieli Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego na Ziemi Kłodzkiej. Z kolei bratem mamy późniejszego profesora był Wiesław Mikita, przewodnik i wieloletni prezes PTTK w Lądku-Zdroju. Zatem cały czas obracał się w tym środowisku, ciągle spędzał czas w górach. – Na studiach zaiskrzyło między mną a obecnie moją żoną. Dopiero wtedy, choć chodziliśmy razem do lądeckiego liceum. Sęk w tym, że ona pochodzi z przedwojennej lądeckiej rodziny Richterów, a jej rodzice i inni przodkowie, rodzina Beckerów, spoczywają na cmentarzu w grobach położonych po lewej stronie grobu... Aleksandra Ostrowicza – mówi profesor [na zdjęciu poniżej razem z Dariuszem Chromcem, burmistrzem Stronia Ślaskiego, na wieży widokowej na Śnieżniku].

To ważne, bo nowi mieszkańcy Lądka-Zdroju, ci, którzy przybyli tu po 1945 roku, trzymamy się dr. Ostrowicza  jak niepodległości.  To lekarz uzdrowiskowy, który wydał już XIX wieku pierwszy przewodnik po Lądku w języku polskim. Chcemy mieć tu coś własnego, polskiego. Ale przecież tradycja w Lądku-Zdroju jest szersza. Profesorowi, przez rodzinę swojej żony, łatwiej było zidentyfikować się z lokalną przeszłością. – Nasze rodziny znały się już przed wojną. Mama Ewy była rodowitą lądczanką, ale jej mąż, ojciec mojej żony, jest Ślązakiem. Takim, którego z kolei ojciec brał udział w powstaniach śląskich. I w dodatku tatę Ewy w liceum w Katowicach uczył mój wujek – wylicza prof. Ciężkowski. – Jak wszedłem w tę rodzinę, to miałem teściową z Lądka. I sporo rzeczy się od niej dowiadywałem – dodaje. Aż napisał o tym książkę: Lądek-Zdrój, najciekawszą dotąd monografię dziejów uzdrowiska.

– Miałem po prostu czas, bo czekałem wtedy na zatwierdzenie habilitacji. Ale najciekawsza rzecz, jaka mi się zdarzyła z tą monografią, stała się na początku lat 90. – zaczyna niesłychanie ciekawą opowieść profesor. W tych latach przedstawiciele niemieckich ziomkostw przyjeżdżali jeszcze często do Lądka-Zdroju. Teściowa profesora znała wiele z tych osób, a oni zwrócili się do niej, że chcą się spotkać z zięciem. Okazało się, że jeden z nich miał córkę, którą wysłano na polonistykę do Warszawy, aby pilnowała m.in. polskich publikacji na temat Ziemi Kłodzkiej. Zaproszenie skierowali po tym, jak ona stwierdziła, że książka Lądek-Zdrój jest rzetelnie napisana. Jeden z nich mieszkał w Monachium. – Tak się złożyło, że wkrótce miałem być dłużej w laboratorium izotopowym właśnie tam. Spotkałem się z nim, zapoznałem się z jego przebogatymi zbiorami materiałów o Lądku – wspomina prof. Ciężkowski. Okazało się, że to jest człowiek urodzony w Lądku, a jego ojciec – o czym profesor dowiedział się po latach – był założycielem tutejszego NSDAP... Pierwszego na Ziemi Kłodzkiej. – Byłem zaskoczony, jak oni pilnują tego, co tu się publikuje. Długi czas ton regionalnej historii nadawali „udawadniacze” odwiecznej polskości Ziemi Kłodzkiej. Niemców chyba długo to bolało – mówi profesor.

Razem z żoną zabrał się za rodzinną genealogię. – Ona doszła już ze swoimi przodkami do około 1590 roku, a pierwsze ślady pochodzą z Lutyni. Jej cała rodzina, po stronie dziadka Leo Richtera, zamieszkiwała też Wrzosówkę (pierwszy sołys?), Wójtówkę, Karpno, Stójków, Dolną Dolinę i w końcu Kąty Bystrzyckie – wszystkie te miejsca znajdują się w jednej, lądeckiej parafii – podkreśla prof. Ciężkowski. A kto leży w ich rodzinnych grobach? Między innymi Wilhelm Becker, który był budowniczym kolejowym i właścicielem cegielni w Lądku. Budował wszystkie stacje wzdłuż naszej linii kolejowej, a także stację w Bardzie. Zbudował tam też pierwsze stacje Drogi Różańcowej. Przy ostatniej, siódmej, spadł niestety z rusztowania, przebił śledzionę i zmarł. W Lądku.

Co mają zrobić ci, których historia nie związała tak Lądkiem, czy szerzej z Ziemią Kłodzką? Dlaczego dla nich tutejsze dzieje mają być ważne? Profesor odpowiada na to tak: – Blisko 50 lat temu miałem przyjemność uczestniczyć w kursie przewodników, organizowanych przez tutejszy oddział PTTK. Zajęcia z historii, które odbywały się w schronisku „Na Śnieżniku”, prowadził Jan Sakwerda, historyk i muzealnik, który znany jest m.in. z tego, że pisał o malarzach z Ziemi Kłodzkiej. Od niego po raz pierwszy usłyszałem, że ziemia ta to ziemia trzech narodów: Czechów, Niemców i Polaków. I zawsze w tym kontekście trzeba widzieć tutejszą tradycję. W czasie, gdy Sakwerda o tym mówił, brzmiało to wręcz jak herezja. Teraz to jest powszechna i normalnie przyjmowana rzecz. I to jest odpowiedź. Na koniec profesor sam pyta: – Czyż nie jest to fascynujące? [kot]

Zdjęcia: archiwum prywatne Wojciecha Ciężkowskiego, UM w Stroniu Śląskim, Starostwo Powiatowe w Kłodzku, doba.pl

 

Przeczytaj komentarze (3)

Komentarze (3)

przewodniczka sudecka sobota, 01.10.2022 10:26
nie znam osobiście, ale mam najlepszą książkę o Lądku autorstwa...
***** *** sobota, 01.10.2022 07:06
To brzmi jak początek programu "Trudne Sprawy..."
mieszkanka ziemi kłodzkiej od la sobota, 01.10.2022 00:49
Ten artykuł powinno się przedstawiać na lekcjach w szkole, szczególnie...