Oto jedna z twarzy cudnych Aniołów, które niosą pomoc powodzianom. Nie, nie są to urzędnicy [AKTUALIZACJA]

Widać je w naszej okolicy od 2 miesięcy wszędzie: to Anioły. Anastazję Sosnowską ze stowarzyszenia ArteWeda spotkaliśmy na rynku w Lądku-Zdroju, gdy niosła wielki gar z... bigosem. „Anioł z bigosem” – tak kiedyś ten obraz zatytułują znawcy.

Koło ratusza działa garkuchnia, w której każdy może otrzymać ciepły posiłek. Czy 2 miesiące po tym, jak żywioł zniszczył  życie wielu mieszkańców tej części ziemi kłodzkiej, nadal to jest potrzebne? Głupie pytanie. Ale pada, niestety.

A Anastazja właśnie wybierała się, by zawieźć obiady starszym ludziom z wiosek koło Lądka-Zdroju. Tak właśnie rozumie swój obowiązek. Aniołami nie tylko są jednak członkowie stowarzyszeń, ale także przedsiębiorcy.

Nigdy nie zapomnimy zaangażowania ekipy lądeckiego hotelu Lido, prawda? W czasach „pokoju” można tam było smacznie zjeść, a goście nie mogli wyjść z podziwu nad kunsztem kucharek. Na „wojnie” ze skutkami powodzi one były i są pierwsze.

Czy potrafimy docenić nasze Anioły? Anastazja nie pyta, czy ktoś zasługuje na darmowy obiad. Nie zbiera wniosków, które potem tygodniami są rozpatrywane. Nie upokarza ludzi na krawędzi procedurami i nie zmusza do mówienia: „proszę”.

Anioły tak nie robią. Anastazja sama z uśmiechem proponuje przechodniom: – Może ciepłego bigosu? Szuka tych, którzy potrzebują pomocy, choćby ciepłego posiłku czy jej uśmiechu. Przecież nie samym bigosem człowiek żyje.

Jeśli chcecie się przekonać, że nie jest żadnym wstydem zjeść obiad w towarzystwie sąsiadów za jedyne „dziękuję” [tego słowa zawsze warto używać], przychodźcie od 14:00 do namiotu, który stoi koło lądeckiego ratusza. Nie zawsze jest tam bigos.

AKTUALIZACJA. Od 9 do 14 listopada wydanych zostało 2 tys. posiłków. Niestety, możliwości finansowe społeczników się wyczerpały. Wydawanie obiadów w miejscowościach Lądek-Zdrój, Radochów, Stójków oraz Trzebieszowice zostało zakończone. [kot]