Paweł Warszczuk z Lądka-Zdroju smaży w Wiedniu pączki według tradycyjnej polskiej receptury. Pocieknie Wam ślinka!

Przed tłustym czwartkiem przypominamy rozmowę, jaką magazyn polonika.at przeprowadził z Pawłem Warszczukiem, mistrzem piekarskim pochodzącym z Lądka-Zdroju, który ma piekarnię nieopodal Naschmarkt, czyli słynnego targu w Wiedniu. On najlepiej wie, jaki ma być pączek!

– Prawdziwy pączek ma być smażony wraz z nadzieniem, najlepiej z konfiturą z różą. Wówczas ciasto przechodzi aromatem konfitury, a w miejscu nad nadzieniem, po wyparowaniu wody, robi się niewielka wolna przestrzeń. Pączek jest jednocześnie puszysty i sprężysty – tłumaczy pan Paweł. Ba, tylko gdzie teraz takie znaleźć? Z pewnością w nie w zwyczajnej cukierni, a z pewnością nie w dyskoncie spożywczym

A jakie są pączki produkowane w Wiedniu, według szkoły austriackiej? – Są najpierw smażone, a dopiero potem szprycowane marmoladą, oczywiście najczęściej morelową. Taki pączek pachnie i smakuje „oddzielnie”, części składowe nie zdążyły się zmieszać zapachowo i smakowo. W efekcie mamy jednakowy produkt we wszystkich sklepach i piekarniach – opowiada mistrz Anicie Sochackiej i nie brzmi to zachęcająco...

Pan Paweł  do Wiednia przybył w 2006 roku. Przez kilka lata przypatrywałem się „od kuchni”, jak prowadzić firmę gastronomiczną. Odkładał  pieniądze, szukał odpowiedniego lokalu. Teraz ma lokal o nazwie „15 süße Minuten”, czyli 15 słodkich minut. – 15 minut to dokładnie tyle, ile potrzeba na wypicie kawy, zjedzenie pączka i ustąpienie stolika następnym oczekującym – tłumaczy błyskotliwie nazwę.

Skąd jego pasja. – Moja mama pracowała przez lata w sanatorium, często bywałem u niej w pracy, w kuchni napatrzyłem się, jak przygotowuje się potrawy wytrawne i słodkości. W Wiedniu dziennie produkuje w sezonie letnim 200–220 pączków, w sezonie jesienno-zimowym nawet 700–800 sztuk. Rekord pobił podczas polskiego tłustego czwartku – 5100 pączków! Ale gdzie takich szukać na ziemi kłodzkiej? [kot]

Zdjęcie: polonika.at oraz profil na fb pana Pawła.