Prawie 40 stopni, okropny ból mięśni, niemożność złapania oddechu - mieszkanka powiatu opowiada, jak wygląda zakażenie koronawirusem

wtorek, 28.4.2020 15:04 26201

Mieszkanka powiatu ząbkowickiego, która wraz z mężem i synem przebywa w izolacji z powodu zakażenia koronawirusem, opowiada o tym, jak doszło do zakażenia, jak zadziałały procedury i jakie były najgorsze objawy choroby.

fot. ilustracyjne, pixabay

 

Ilona Golec, na co dzień policjantka ząbkowickiej komendy, jej mąż Wojtek - pracownik pogotowia ratunkowego i nastoletni syn Kuba są zakażeni koronawirusem. Jako pierwszy zakaził się pan Wojtek, podczas pracy w pogotowiu ratunkowym. W szczerej rozmowie z portalem Doba.pl Ilona Golec opowiada o przebiegu choroby, która z dnia na dzień wywróciła nasz świat do góry nogami.

 

Czego bała się pani najbardziej, kiedy okazało się, że możecie być chorzy?

Chyba nie mogę określić, czego dokładnie się bałam, bo tak naprawdę było to coś zupełnie dla nas nieznanego. Nie wiedziałam tak naprawdę, co nas może spotkać, jak to zniesiemy.  Był to lęk przed czymś nieznanym.

Jak to się stało, że zakaziła się cała pani rodzina?

Mój mąż pracuje w służbie zdrowia, w pogotowiu ratunkowym i będąc w piątek, tydzień przed świętami na dyżurze w Strzelinie, miał kontakt z osobą, której członek rodziny mógł być zakażony, a więc i ona sama była potencjalnie zakażona. Dwa dni później potwierdziły się te przypuszczenia. W tym momencie wspólnie z mężem postanowiliśmy odizolować się w domu. W trójkę, bo mamy nastoletniego syna, z własnej inicjatywy  rozpoczęliśmy kwarantannę do czasu, kiedy zakażenie u nas potwierdzi się lub nie. Nasi przełożeni, zarówno pani dyrektor pogotowia, jak i komendant policji, ze zrozumieniem przyjęli naszą decyzję, w końcu my już także staliśmy się potencjalnie zakażeni. Chodziło nam o ochronę osób, z którymi pracujemy i stykamy się na co dzień. Jak widać, nasza decyzja była słuszna, bo cała nasza trójka ma wynik pozytywny testu na obecność koronawirusa.

Niektórzy twierdzą, że koronawirus to po prostu trochę cięższa grypa. Zgadza się pani z tym?

Z całą pewnością nie jest to grypa. Przebieg choroby jest bardzo indywidualny. Jedni nie mają żadnych objawów, stan innych jest bardzo poważny. My zakażenie znieśliśmy dosyć ciężko, choć na szczęście nie było potrzeby hospitalizacji. Dolegliwości są naprawdę duże. Wysoka gorączka dochodząca do niemal 40 stopni, oboje z mężem mieliśmy ponad 39 stopni, mąż nawet 39,8. Najgorsze jednak było chyba odczucie, że nie można nabrać powietrza. Ma się wrażenie, jakby olbrzymi ciężar leżał na klatce piersiowej lub jakby ta klatka była bardzo mocno zabandażowana i nie było możliwości rozprężenia płuc. Uczucie okropne i paraliżujące, bo wydaje się, że nie można oddychać, jakby w pewnym momencie zabrakło powietrza.  Oprócz tego olbrzymi ból wszystkich mięśni. Nie można sobie znaleźć miejsca, bo w pozycji leżącej wszystko boli, w pozycji siedzącej kręci się w głowie. Dodatkowo totalny brak energii i wszechogarniające zmęczenie, prawie że bezwład. Ręce odmawiają posłuszeństwa, nie można nic zrobić. Przejście kilku czy kilkunastu kroków to wrażenie jakby się przebiegło maraton. Po kilku krokach brak tchu. Kiedy na przykład obierałam warzywa na świąteczną sałatkę, to po obraniu trzech marchewek miałam wrażenie, że obrałam całe wiadro i musiałam odpocząć, położyć się, bo stojąc przy blacie ciągle kręciło mi się w głowie i nie mogłam utrzymać noża w ręce.

 A węch i smak?

Mam całkowitą utratę węchu i smaku. Wszystko co jadłam, czy to warzywa, czy owoce, czy mięso - kompletnie nie czułam smaku. Brak węchu zauważyłam, kiedy robiłam pranie. Wiadomo, że podczas zakażenia trzeba zachowywać idealną higienę, prać, sprzątać, odkażać o wiele częściej. Do prania używam kapsułek, które sprawiają, że uprane rzeczy intensywnie pachną. Kiedy zbliżyłam jednak do nosa świeżo wyprany koc, jeszcze mokry, nic nie poczułam, myślałam nawet, że zapomniałam dać kapsułki, ale syn mówi: mamo przecież ten koc pachnie jak zawsze po praniu. Utratę węchu sprawdzałam podsuwając pod nos po kolei trzy butelki perfum, w tym męskie i kompletnie nie byłam wstanie ich rozróżnić. W tej chwili powolutku wraca mi węch, zaczynam czuć bardzo intensywne zapachy. Najcięższe objawy i gorączka u mnie i u męża trwały 7-8 dni. Najkrócej objawy utrzymywały się u syna, bo około 3 dni.

Wiadomo, że nie ma jeszcze leku na koronawirusa, ale czy próbowaliście jakoś zwalczyć najcięższe objawy zakażenia?

Tutaj pomogli nam dwaj lekarze, nasz lekarz pierwszego kontaktu, Jacek Zwierzchowski oraz znajomy lekarz Andrzej Kornafel. Po konsultacji telefonicznej  i uzgodnieniu z nimi, braliśmy bardzo silny antybiotyk, jak również bardzo mocne leki przeciwwirusowe. Dzięki natychmiastowej reakcji, objawy tak szybko ustąpiły i to bez uciążliwych powikłań, jak na przykład zapalenie płuc, które często występuje po koronawirusie. Wiadomo, jest to leczenie zachowawcze i po omacku, bo nie wiadomo, co działa, a co nie. Na nas akurat to leczenie podziałało.

Całkowita izolacja, osłabienie – jak radziliście sobie z codziennym funkcjonowaniem?

 W tej chwili czujemy się już o wiele lepiej, więc w domu funkcjonujemy normalnie – pracuję zdalnie, sprzątam, gotuję, choć każdy przyprawia sobie sam przez mój brak smaku. Od początku mamy bardzo duże wsparcie od rodziny, sąsiadów, przyjaciół i znajomych. Koledzy z pracy, czy mojej czy męża, dzwonią i oferują pomoc na przykład w zakupach. Robię listę, oni kupują i zostawiają zakupy przy płocie.  Bardzo nam pomaga teściowa, mama męża, która mieszka obok i przynosi nam na przykład pieczywo czy jakieś niezbędne rzeczy i zostawia w ogrodzie. Oczywiście już w momencie podejrzenia, że mogliśmy mieć styczność z osobą zakażoną, poprosiliśmy ją, żeby nie przychodziła do nas w odwiedziny, kontaktujemy się na odległość, przez płot, przez telefon i na razie mama jest zdrowa, co nas cieszy. Także mamy na kogo liczyć i ludzie bardzo nam pomagają. Muszę podkreślić, że burmistrz i władze gminy Bardo także stanęły na wysokości zadania. Wszyscy mieszkańcy gminy otrzymali pakiety z maseczką, rękawiczkami i płynem dezynfekcyjnym. Ponadto osobom przebywającym na kwarantannie przekazywane są paczki żywnościowe. Dostaliśmy m.in. świeże owoce i warzywa, a kilka dni temu wojsko dostarczyło paczki z produktami o długim terminie przydatności: cukier, makarony, puszki, olej. Jesteśmy bardzo wdzięczni za tę pomoc. 

A jak wyglądała cała oficjalna procedura związana z zakażeniem. Kiedy zrobiono wam testy i jak pobierano wymazy?

Mąż, kiedy dowiedział się, że miał kontakt z osobą potencjalnie zakażoną, zgłosił to telefonicznie do sanepidu i wtedy ruszyła procedura. Wtedy jeszcze nie byliśmy objęci nakazem kwarantanny, jeszcze na dobrą sprawę przez tydzień mogliśmy swobodnie poruszać się i pracować, choć jak wspomniałam na początku, sami postanowiliśmy od razu się odizolować. Trzy dni później miał wykonany test. To był piątek przed świętami, mąż swoim samochodem z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa musiał pojechać do Strzelina na test, który był robiony jakby grupowo wszystkim pracownikom tamtejszego pogotowia. Dopiero po pobraniu wymazu, zostaliśmy oficjalnie objęci kwarantanną. To jednak nadal była kwarantanna. Choć mieliśmy już objawy, byliśmy uznawani za osoby zdrowe. Tak wygląda procedura. Mąż dostał wynik dodatni we wtorek po świętach, w tym momencie sanepid wydał decyzję o zamianie kwarantanny na izolację domową na okres 3 tygodni, gdyż osoba chora nie podlega już kwarantannie, a izolacji.  Ja z synem nadal czekaliśmy na testy, choć sanepid od razu zgłosił zapotrzebowanie na ich przeprowadzenie. Muszę przyznać, że kontakt z sanepidem był stały, panie niemal codziennie dzwoniły, pytały, jak się czujemy, czy czegoś nie potrzebujemy. Dopiero po 7 dniach od wyników męża przeprowadzono testy u mnie i syna, wynik był także pozytywny i również otrzymaliśmy decyzję o izolacji domowej.  Samo pobranie wymazu do testów trwa dosłownie kilka sekund, jest bezbolesne, choć może być nieprzyjemne. Jednorazową szpatułką pobiera się wymaz z tylnej ściany gardła.  Z tego co rozmawialiśmy z osobami pobierającymi wymazy, to zespoły tych specjalnych karetek jeżdżą w trybie zmianowym całą dobę. U nas byli akurat około godziny 18.00, ale u znajomych nawet o 3 w nocy. Oczywiście są odpowiednio zabezpieczeni - ubierają kombinezony, kilka par rękawiczek, maski ochronne oraz przyłbice i dopiero wchodzą do domu i pobierają wymazy.

Dla osób przebywających w kwarantannie stworzono specjalną aplikację "Kwarantanna domowa". Na czym polega jej działanie?

Aplikację można pobrać bezpłatnie i zainstalować na telefonie, co trwa kilka minut. Potwierdza się swoje dane, numer telefonu, imię i nazwisko oraz wyraża się zgodę na lokalizację miejsca pobytu. Dzięki tej aplikacji policjanci nie muszą sprawdzać osób przebywających na kwarantannie, choć oczywiście mogą to robić. Za to osoba na kwarantannie ma codziennie do wykonania „zadanie”: zrobienie sobie zdjęcia w miejscu kwarantanny i odesłanie go, z zaznaczeniem, że twarz na zdjęciu musi być wyraźna. Natomiast, kiedy ktoś jest w izolacji, a więc ma stwierdzone zakażenie, to policjanci pomimo używania aplikacji i tak sprawdzają takie osoby.

 Objawy ustępują, zdrowiejecie. Kiedy będziecie mogli wrócić do normalnego funkcjonowania i zakończycie izolację?

Nie wiemy, co będzie dalej. Na razie mąż czeka na kolejny test, gdyż między 12 a 14 dniem od stwierdzenia zakażenia, wykonuje się ponowne badanie. Jeśli wynik będzie znowu pozytywny, to czekamy, jeśli zaś negatywny, to w ciągu 48 godzin robi się test potwierdzający. Jeżeli i on będzie negatywny, to osoba uznana jest za zdrową. Natomiast izolację domową mamy odbywać, jak na razie, do trzech tygodni od pozytywnego wyniku.  

Dziękuję za rozmowę i życzę jak najszybszego powrotu do zdrowia

Rozmawiała Anna Urbaś