Wyjątkowe wianki nad Młynówką. Kłodzcy mężczyźni dali radę! A przynajmniej bardzo się starali trwać u boku wybranek [FOTO]

poniedziałek, 24.6.2024 11:09 2308 0

Plecenie wianków to prosta robota: trzeba po prostu pleść trzy po trzy. Trzy kwiatki takie, trzy zielska owakie i... jakoś to będzie! Tak nam się przynajmniej wydawało... Kłodzka „Noc Świętojańska” na Skwerze Kultury przy Młynówce pod Mostem gotyckim obfitowała jednak w więcej smaków i zapachów. Taki był finał niedzieli, 23 czerwca.

Przede wszystkim warsztaty plecenia wianków pod kierunkiem Agnieszki Merczyńskiej. Cóż to za cudna niewiasta! Od razu poznała, że mamy dwie lewe ręce i delikatnie poradziła, byśmy na początek wykorzystali wcześniej przygotowaną już kanwę. Od biedy coś tam upletliśmy, choć – tak szczerze – bardziej przypominało to chomąto niż subtelny wianek. Przepraszamy zatem damę, której chcieliśmy go podarować. Ale... odważyliśmy się spróbować stanąć w tej konkurencji  u boku kobiet. Nie my jedyni zresztą.

I to drugi smaczek! Pierwszy raz widzieliśmy, by w plecenie wianków angażowało się tak wielu mężczyzn! Pierwsi pojawili się młodzi dżentelmeni, którzy przedstawili nam się jako Leon Pośpieszyński Jan Gregorczyk [pilnowali, żebyśmy nic tu nie popletli]. Jak później sprawdziliśmy, to nieźli matematycy z kłodzkiej „Jedynki”. Pan Jan już kiedyś kręcił wianki, dla pana Leona to była pierwszyzna. I – jak się okazało – nie święci, czyli tylko kobiety, wianki plotą. Inni panowie też dali radę i nie czuli zażenowania rolą. Brawo!

Wielki smak i zapach jednocześnie to instalacja Celestyny i Mikołaja Nowickich, czyli „Kłodzkich Lwów”. Ich Zagajnik jak zwykle oszołomił, a rośliny w nim można było nie tylko podziwiać, chłonąć ich aromat, ale i dotykać. Wiecie, że są na przykład paprocie, które wcale nie wyglądają jak paprocie? A te lawendy... [Szykujcie się! W niedzielę, 30 czerwca, już 6. Festiwal Lawendy w Woliborzu! Szczegóły TUTAJ]. Pierwsze poznały się na nim oczywiście piękne kobiety. A my na ich urzekającej urodzie.

Pomysł, by w ten wieczór towarzyszył nam z akordeonem Józef Kmita, zasługuje na miano „smaku smaków”. Ten artysta, „kowal” z Nowej Rudy, nie wali młotem, a subtelnie koi nasze rozedrgane zmysły dźwiękami. Ciągle mamy wrażenie, że za mało się nim chwalimy. A jego recital sprawił, że poczuliśmy się jak na południu Europy. I naprawdę nie trzeba było przymykać oczu. Dzięki uprzejmości ratowników WOPR mogliśmy podziwiać Most gotycki i Kłodzko płynąc po Młynówce. Nie tylko z tej perspektywy to przepiękna miejsca.

Jaki z tego morał? Szkoda, że następne wianki będziemy pleść dopiero za rok. Ważne jednak, że Kłodzki Ośrodek Kultury potrafi zaproponować subtelną imprezę, która znajduje amatorów. Zwróciliście Państwo uwagę, że przyszła na przykład para bardzo młodych ludzi i... On nieustannie adorował swoją wybrankę, ona obdarzała go pięknymi uśmiechami [nie mieli smartfonów w dłoniach!]. A jak się oboje dla siebie wystroili! Dżinsy i T-shirty są okej, ale nie na randkę! Ech, powspominaliśmy z Mieczysławem Krombachem, co tam kiedyś pletliśmy dla naszych lubych. [kot]

Dodaj komentarz

Komentarze (0)