[WYWIAD] Bolesław Faber - pomaganie ma we krwi

poniedziałek, 7.6.2021 08:52 2088 0

Niezwykle życzliwy i uczynny. Nigdy nie odmawia pomocy, zawsze można na niego liczyć, znajdzie czas dla każdego. Odkąd pamięta, był typem społecznika. Od dziecka związany z Ochotniczą Strażą Pożarną, najpierw w Milikowicach, potem w Pasiecznej, promotor sportu w sołectwie, inicjator wielu imprez kulturalnych. Nie oczekuje pochwał czy nagród za swoją działalność. Urzeka skromnością. Pomaga, bo „tak trzeba”. – Trudno odmówić – mówi Bolesław Faber z OSP Pasieczna.

* Nie ulega wątpliwości, że pomaganie ma Pan we krwi. Jest Pan aktywny od zawsze. Przygoda ze strażą też zaczęła się w dzieciństwie?

- Tak, z OSP Milikowice związałem się na początku lat 60. Jak każdy młody chłopak biegałem wtedy za strażakami. To były inne czasy. Nie było telefonów, komputerów, telewizorów. Czas po szkole spędzało się na podwórku. Jakoś trzeba było go spożytkować. Graliśmy w piłkę i stopniowo angażowaliśmy się w działania strażaków. W mojej rodzinie akurat nie było tradycji strażackich. Będąc najstarszym z rodzeństwa, wstąpiłem w szeregi formacji jako pierwszy. Prezesem jednostki był wówczas Władysław Kubara, a komendantem Stanisław Studnicki. Miałem też ten przywilej w przeciwieństwie do części moich kolegów, że moi rodzice nie byli rolnikami. Nie musiałem więc pomagać w pracach gospodarskich. Warto wspomnieć, że straż wówczas nie była jeszcze zmotoryzowana. Pamiętam, że były dwa konie i dwa wozy. Jednym wożono pompę, drugim – strażaków. Wodę czerpano ze stawów. Pierwszy ŻUK trafił do Milikowic dopiero w latach 70.

* Zaangażował się Pan nie tylko w działania OSP. Doszedł jeszcze sport i to, śmiało można powiedzieć, na szeroką skalę.

- W 1965 r. zostałem przewodniczącym Ludowych Zespołów Sportowych w Milikowicach. Sponsorem było kółko rolnicze. Prowadziliśmy drużynę piłki nożnej oraz dwie drużyny piłki siatkowej – męską i kobiecą. Piłkarzy trenował Edward Cegielski, siatkarzy – Jan Żołnierek, a siatkarki – Zofia Bogacz. I muszę przyznać, że lepszych od naszych zawodniczek nie było w całej gminie. Siatkarze z kolei dotarli do rozgrywek Pucharu Polski. Także już wówczas sport w Milikowicach stał na bardzo wysokim poziomie. Piłkarze grali, jak większość wówczas w „C” klasie. Byłem także przewodniczącym Klubu Książki Prasy Ruch. W każdej wsi takie kluby istniały.

* Już wtedy nie mógł Pan narzekać na nudę.

- To były zupełnie inne czasy. Ludzie nie gonili tak, jak dzisiaj, tylko mieli czas, by usiąść, porozmawiać, pobyć z sąsiadami. Nie przesadzę, jeśli powiem, że to były złote lata kultury klubowej. Jak wspomniałem, nie mieliśmy wówczas nawet telewizorów. Miejscem spotkań była świetlica i proszę mi wierzyć, to były zupełnie inne obiekty niż dzisiaj. Były dobrze wyposażone kuchnie, na sali stoliki, każdy z obrusem. Do tego krzesła, fotele. Na każdej wiosce funkcjonowały 3-4 zespoły muzyczne, które występowały w świetlicach. To były takie kluby, mieszkańcy spotykali się tu, słuchali muzyki, grali w karty, szachy. Rodzice zawsze mieli czas na te spotkania, na wypicie kawy ze znajomymi. To był czas dla ludzi, dziś go brakuje. Stąd też ta moja działalność. Byłem nauczony bycia z ludźmi, angażowania się w sprawy wsi.

* Z Milikowic przeprowadził się Pan do Pasiecznej, gdzie mieszka do dzisiaj. Z marszu zaangażował się Pan w działania tutejszej OSP, która w tym roku obchodzi piękny jubileusz 75-lecia. Pamięta Pan, jak wyglądała jednostka, gdy Pan do niej dołączył?

- Do Pasiecznej przeprowadziłem się w 1985 roku. To już był czas przemian. Remiza była jeszcze taka, jak ją Niemcy zostawili, przystosowana pod sprzęt konny. Niemniej już wówczas na wyposażeniu znajdowały się motopompy i, co ciekawe, ten ŻUK, który wcześniej służył w Milikowicach. Stamtąd przekazano go właśnie do Pasiecznej. W latach 90. przystosowano już remizę do pojazdów. Bardzo o to zabiegał ówczesny komendant Andrzej Szydłowski. Prezesem był jego brat - Ireneusz Szydłowski. W latach późniejszych prace remontowe kontynuował kolejny prezes – Henryk Ślęk. Od początku angażowałem się w działalność jednostki. Pomagałem w remoncie i rozbudowie remizy, przy wykonaniu podjazdu. Ponieważ z zawodu jestem elektrykiem – mechanikiem, pomagałem przy konserwacji i naprawie sprzętu przeciwpożarowego, motopompy, czy samochodu. Prowadzę szkolenia młodych strażaków, przygotowuję ich do zawodów. Staram się pozytywnie na nich wpływać. Młodzieżowe Drużyny Pożarnicze to nasi następcy, którzy nas obserwują.

* Dużo pracy i wysiłku poświęcono pozyskaniu sztandaru dla jednostki.

- To było bardzo ważne. Wcześniej brakowało środków, inicjatorów. Potem, gdy jednostki przechodziły przemiany, nadszedł dobry czas na rozpoczęcie działań w tym celu. Bardzo o to zabiegał ówczesny prezes - Tadeusz Cymerys. Starania rozpoczęły się w 2004 r. Dwa lata później, 1 października 2006 r. uroczyście odsłonięto tablicę pamiątkową z okazji 60-lecia istnienia OSP Pasieczna. Potem w latach 2009-2010 z inicjatywy Tadeusza Cymerysa, sołtysa Mariana Smolińskiego i Rady Sołeckiej utworzono Społeczny Komitet Fundacji Sztandaru. Mnie powołano na zastępcę przewodniczącego. Uczestniczyłem aktywnie we wszystkich pracach, także tych związanych z pozyskaniem funduszy. Uroczyste nadanie i wręczenie sztandaru odbyło się 12 czerwca 2010 r. Byliśmy dumni z jego posiadania.

* Historia zatoczyła koło, znów Pan zajął się działalnością społeczną, sołecką i… sportem.

- Tak jakoś się złożyło. Przez wiele lat byłem członkiem Rady Sołeckiej, ostatnio jej wiceprzewodniczącym i dwie kadencje przewodniczącym. Dziś znów jestem jej członkiem. Z racji tego, że w OSP jestem odpowiedzialny za sport, pod egida jednostki utworzyliśmy drużynę piłki halowej „Absolwent”. Trenuje ją Wojciech Chrzan. Drużyna regularnie bierze udział w mistrzostwach gminy, gdzie zajmuje czołowe miejsca. Często też rywalizujemy z innymi sołectwami.  

* Mówi się o Panu, że nigdy nikomu nie odmawia Pan pomocy. Nie ma w tym ani krzty przesady…

- Staram się pomagać, rozwiązywać problemy osób, które się do mnie zwracają, niezależnie, czy są to przyjaciele, znajomi, czy znajomi znajomych. Trudno odmówić. Poza tym to cieszy, kiedy udaje się pewne sprawy załatwić na terenie sołectwa. Poza tym praca w straży, strukturach samorządowych, organizacjach społecznych jest pracą na rzecz miejscowości, w której żyję razem z  rodziną i dlatego staram się poświęcić jej jak najwięcej czasu. Nie mnie osądzać efekty.

* O czym Pan marzy, czego można Panu życzyć na kolejne lata?

- Mam rodzinę, dom, mam wszystko. Bardzo lubię zbierać grzyby, wędrować po lasach. Gdy marzy mi się wyjazd zagraniczny, jadę w odwiedziny do córki mieszkającej w Niemczech. Jeśli o czymś marzę, to chyba o tym, by młodzież przejęła wartości druhów. Marzy mi się też nowa remiza, taka z prawdziwego zdarzenia. Ani w Milikowicach takiej nie było, ani tu. Stawiamy w sołectwach poprzeczkę wysoko. Kto wie, może się uda.

                                                                        ***

Bolesław Faber urodził się 5 stycznia 1948 r. w Witkowie. W pierwszych latach związany z OSP Milikowice, od 1985 r. – z OSP Pasieczna. W latach 2001-2006 pełnił funkcję zastępcy przewodniczącego Komisji Rewizyjnej, od 2006 r. – przewodniczącego. W latach 2006 – 2016 zastępca przewodniczącego KR MGZ OSP RP w Jaworzynie Śląskiej.
W 2001 r. został odznaczony brązowym medalem za zasługi dla pożarnictwa, w 2008 r. – srebrnym, w 2014 r. – złotym. W 2019 r. uhonorowany tytułem „Zasłużony dla Gminy Jaworzyna Śląska”.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)