Adam Lizakowski o książce dotyczącej Zuzanny Ginczanki

środa, 6.4.2022 13:45 2109

Izolda Kiec. Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt, czyli śmierć jest mistrzem z Niemiec

Biografia poetki (ur.1917 w Rosji), autorstwa Izoldy Kiec pt. Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt, to koszmary sen, z którego czytelnik pragnie się obudzić jak najszybciej. To opowieść bez happy endu o pięknej, zdolnej literacko dziewczynie, która stanie jest kozłem ofiarnym. O nieszczęśliwym pokoleniu urodzonym u progu odzyskania przez Polskę niepodległości, które nie miało czasu, aby dojrzeć, cieszyć się życiem i radością, miłością i owocami swojego talentu i pracy. Było to pokolenie, na które się polowało jak na zwierzynę łowną, albo, które się broniło strzelając we własnej obronie. Nie wszystkim z tego pokolenia udało się przeżyć wojnę we własnych kraju, Holocaust, uciec za granicę na podrobionym paszporcie. Książka Kiec to także opowieść o tym, że miliony ludzi, nie tylko Niemców dobrowolnie i otwarcie uwierzyło Hitlerowi, (wcześniej Stalinowi), który mówił, wprost, że aby Niemcy były wielkie trzeba wymordować miliony ludzi, ograbić ich ze wszystkiego; czci i godności, mieszkań i domów, poduszek, koców, butów, talerzy i stołów, itp., który uważał, że popełnione zbrodnie szybko się zapomni, a krew na rękach morderców da się bez problemu zmyć.

Zdrada

Kiec na tytuł swojej książki wybrała pierwszy wers z wiersza „Zdrada”, który uważny czytelnik może i powinien odczytać, jako leitmotiv całej książki, poza tym sugeruje on w tym przypadku, o czym jest wiersz i jak wyglądało zło, jak można kierować ideologią agresji wobec słabych i bezbronnych:

Nie upilnuje mnie nikt.

Grzech z zamszu i nietoperzy

zawisł na strychach strachu półmysią głową w dół –

O zmierzchu wymknę się z wieży, z warownej ucieknę wieży

Przez cięcie ostrych os,

przez zasiek zatrutych ziół –

 
Jest to pierwsza zwrotka napisana w pierwszej osobie, czuć jest w niej grozę w samym jego tonie, jakąś dziwną, może gotycką atmosferę. Jest zmierzch i wieża warowna, są i zasieki z zatrutych ziół, są nieprzyjemne nietoperze z półmysimi głowami. Przed kim wymyka się podmiot liryczny o zmierzchu, można sobie zadać te pytanie? Czy przed niechcianą miłością, a może przed swoimi prześladowcami, a może ucieka przed sama sobą? Może nie chce wziąć odpowiedzialności za swój los, bo jak stwierdza w pierwszym wersie; nie upilnuje mnie nikt. Tego jeszcze z pierwszych wersów się nie dowiemy. Jednak w trzeciej zwrotce (ostatniej) można już się domyśleć, snuć hipotezy:

Ty w wilka się zmienisz, ja w pliszkę –

ty w orła, ja w kręte dziwy – –

nieprzeniknionym zamysłem uprzedzę każdy twój pościg.

 

Tutaj w tym miejscu jest już wiadomo, że jest to wiersz dziewczyny, która myśli o zdradzie;

 

Nie upilnuje mnie świat,

o luby – o drogi – o miły,

jeśli nie zechcę

sama

słodkiej majowej

wierności (11).

 

Te kilka wersów udowadnia, że podmiot liryczne czuje się wolny, ma poczucie wolności, na wolność wyboru całkowitą i niezależną. Wolność świadomego wyboru; nie upilnuje mnie świat i w następnych wersach; jeśli nie zechcę // sama. Inny wybór byłby sprzeczny z namiętnością. Ta słodka majowa wierność jest tak samo krucha jak pierwsze majowe kwiatki i kwiaty na gałęziach drzew czereśni czy wiśni. Lekki wiaterek może jest postrącać, lekki w nocy przymrozek może uśmiercić. Tak samo „majowa wierność”, to coś dopiero, co się rodzi, rozkwita, dopiero na koniec lata lub jesienią wyda plon, owoc.

 

Debiut

Zuzanna mając czternaście lat, jako uczennica debiutuje w 1931 r. utworem pt. „Uczta wakacyjna”, zamieszczonym w szkolnej gazetce w polskim gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki, do którego uczęszczała w Równym. Jej świat składający się w z wielu języków i kultur, tradycji i kuchni, smaków i kolorów oglądamy oczami dziecka, które wybrało język polski i kulturę polską pomimo tego, że w domu mówiło się po rosyjsku lub po żydowsku. Wiersz jest przeuroczy, melodyjny i łatwo wpada w ucho:

Na talerzu szarym ziemi, malowanym w zieleń trawy,
Mam sałatkę, przyrządzoną z kwiatów wonnych i jaskrawych
I z naczynia w kształcie słońca, które formy swej nie zmieni,
Leje lato na nie ciepły i złocisty miód promieni. (78).


To jest pierwsza zwrotka trzy zwrotkowego wiersza napisanego przez dziewczynkę, uczennicę klasy Vb, która sobie jeszcze sprawy nie zdawała z tego czym jest poezja i z tego, że wiele dekad po jej śmierci będą jeszcze czytelnicy podziwiać jej wyobraźnię poetycką i kunszt. Historia nie zapomniała o niej i spełniła jej najśmielsze oczekiwania, została poetką, ziarno jej słów wydało plon z którego teraz korzystamy. Trzeba też podziwiać jej język poetycki, poligloty, pamiętać o tym, że autorka tego wiersza na co dzień w domu nie mówiła po polsku.

 

Warszawa i Żydzi

Józef Łobodowski „wieczny jej adorator” wiele razy powoływany na świadka na kartach tej książki wspomina, że Zuzanna Ginczanka nie znała rzeczywistości ortodoksyjnych Żydów, zetknęła się z nią dopiero w Warszawie, podobnie jak z antysemityzmem. (232). Przeraziły ją też dzielnice miasta: Nalewki, Muranów, Gęsia, zamieszkałe przez miejskich Żydów. Ci z jej stron na Wołyniu nie nosili chałatów i jarmułek. (232). Odkrycie tego było dla niej szokiem Warszawa, jak wszystkie wielkie miasta całego świata jest zła, okrutna, podła, a różnica pomiędzy biednymi i bogatymi jest bardziej widoczna niż w małych prowincjonalnych miasteczkach, gdzie przeważnie wszyscy są biedni, albo nie widać tak bardzo przepychu czy bogactwa. Warszawa błyszcząca w porannych promieniach słońca, lub wieczornych światłach ulicznych latarń, szumu ulic, kawiarnie, sklepy, starannie ubrani mężczyźni, eleganckie kobiety. Zuzanna w stolicy mieszkała zaledwie parę lat od 1935-1939 roku. Młoda, zdolna zaledwie nastoletnia, bo jeszcze nie dwudziestoletnia dziewczyna o nieprzeciętnej urodzie mile widziana prawie w każdym towarzystwie, i pożądana przez wielu dużo starszych od niej mężczyzn. Jej dzisiaj już legendarna uroda niestety staje się nie tylko powodem do dumy, ale i przekleństwem. Pragną ją i marzą o niej nie tylko artyści i poeci, ale i dziennikarze i satyrycy, malarze i „cała reszta banda zazdrośników”, którzy z wiadomych powodów próbowali dać się jej we znaki na wszelkie sposoby. W tym miejscu warto zacytować fragment przeuroczej anegdoty opowiedzianej przez Zuzannę dwóm starcom.

Zresztą, prawdę mówiąc, przyjęłam jego zaproszenie, bo mi ogromnie pochlebiło, a poza tym jeszcze nigdy w życiu nie byłam w żadnym kawalerskim mieszkaniu, i to u Grydzewskiego.

- Obawiam się, że jesteś nierządnica i za cenę wydrukowania wierszyka w „Wiadomościach” kupczysz ciałem – oświadcza Uniłowski.

- A właśnie, że nie ! - zaperza się Zusia, która broni swoje cnoty. – Zaraz zobaczycie, że nie. No więc przyszłam do niego. Przyjął mnie z ogromną atencją, ubrany na c ciemno, pocałował mnie w rękę i wprowadził do pokoju, gdzie stały czerwone róże w wazonie, butelka likieru, spodeczek z czekoladowymi wafelkami i klosz owoców”. (158). Ta anegdota to jedna z niewielu zabawnych i wesołych stron w tej liczącej wiele stron książce.

 

Gwiazda Warszawy

Trzeba też prawdę powiedzieć ,to nie tylko książka o poetce, którą znały wybitnie osobowości 20 lecia między wojennego m.in. wydawca i redaktor naczelny „Wiadomości Literackich” Mieczysław Grydzewski, ale i Julian Tuwim, Witold Gombrowicz, ale cała śmietanka towarzyska ówczesnej Warszawy. Takich dziewczyn poetek było więcej, choćby Kazimiera Iłłakowiczówna, Anna Świerczyńska, czy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, która też była luźno związana ze Skamandrytami i Skamandrem.

Przynależność Ginczanki do środowiska Małej Ziemiańskiej i grupy skamandrytów potwierdzają rysunki sytuujące poetkę w ‘obozie’ Tuwima i jego przyjaciół oraz zwolenników. (179).

Czy jest młoda poetka zapraszana do stołu tych największych, najpopularniejszych literatów Warszawy, tego na sto procent nie wiemy, ale wiemy, że oni są jej przychylni i to musi wystarczyć jej na początek. Piękna, młodziutka córka rodziców, którzy ją porzucili. którą wychowuje babka, która wie czego chce; uznania kobiet, pożądania mężczyzn, podziwu rówieśników.

Debiut książkowy

Warto za Kiec zacytować fragment recenzji jedynej książki poetki z Wołynia pt. „Wiersze o Centaurach” z 17 lutego 1937 roku;

W tym fenomenie poetyckim, jakim, zdaniem naszym, jest młodziutka, z dalekiej prowincji przybyła Ginczanka, najbardziej uderza krytyka trafność, celność i giętkość własnego na wskroś języka: język ten lśni, jak mora, jest jak gdyby podany i uchwytny palcom, jest materialnie dotykalny, podobnie, jak to bywa w prozie Marii Kuncewiczowej, raz po raz przebiegają go zimne, jedwabiste dreszcze, niby smugi cieniujące atlas, w jednych budząc zachwyt, a w innych odruch niechęci. (192).


Pochlebna recenzja jest nie jest jeszcze sukcesem, jest tylko zapowiedzią czegoś, co dopiero ma nastąpić. Recenzję napisał znany krytyk literacki Stefan Napierski zwrócił on uwagę na język poetycki młodziutkiej poetki, opisując go zastosował własne „wyszukane metafory” np.; „jedwabiste dreszcze”.

Zapowiedz wojny i zagłady

Cierpiała nie ona jedna i nie ona jedna obawiała się o swoje życie, rodzący się nacjonalizm, faszyzm, komunizm zawsze potrzebował wroga klasowego, kogoś, na kim można wyładować swoją złość. Studiowała pedagogikę na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego bojówkarze bili studentów pochodzenia żydowskiego tylko za sam wygląd. (229). Dla kogoś, kto nigdy nie spotkał się z antysemityzmem, był to szok, nawet dzisiaj wiele dekad od tych wydarzeń jest trudno uwierzyć, że antysemityzm był tak mocno osadzony w realiach ówczesnej Polski. Najpierw są to antysemici Polacy a później Niemcy wraz z armią „niewidzialnych donosicieli”, którzy z różnych powodów, nie zawsze ze strachu donosili do okupanta o ukrywających się Żydach. Biografia bardzo młodej Ginczanki, którą rozstrzelano, gdy miała zaledwie 27 lat życia opisana jest na prawie 400 stronach a nie powinna zawierać więcej niż jedna strona maszynopisu. Zawiera tyle stron, bo młoda dziewczyna była poetką, której wiersze się podobały wtedy i dzisiaj.

Polowanie

Młoda osoba, twierdziła, że nikt jej nie upilnuje, upilnowała ją śmierć, o której napisał Paul Celan, że jest mistrzem z Niemiec. Historia dziewczyny z wołyńskiego miasta Równe nie ma nic w sobie nadzwyczajnego poza tym, że po tej dziewczynie pozostały wiersze, czyli jakieś kruche słowa, które z czasem stają się coraz to twardsze i dzisiaj są już jak kamienie. Polowanie zbiorowe na ludzi, którzy nie powinni być nazywali ludźmi, tylko podludźmi, to ułatwia całą sprawę prowadzącym je w Berlinie, Hitlerowi i jego ludziom. Ta grupa myśliwych ustaliła własne prawa i zasady jego przestrzegania. Każdy Niemiec, Polak, Ukrainiec, Francuz, Belg, Hollender, który bierze udział w tego rodzaju polowaniu, musi postępować według założeń określonych przez przewodnika, mistrza ceremonii Hitlera. Opowieść Kiec niczym scenariusz filmowy pozwala obserwować czytelnikowi na własne oczy i wrażliwość jak rodacy poety Goethego popełniają zbrodnie na innych narodach, na poszczególnych członkach podbitych i męczonych społecznościach. Niemcy „tworzą nową kulturę” poprzez publiczne egzekucje, wieszanie i rozstrzeliwania, tortury i gwałty. Mordują nie tylko swoje ofiary, ale także swoją własną kulturę, swój dorobek dokonując na oczach świata samobójstwo.

Wiersz pt. „Łowy” z 1937 roku jest bardzo niepokojący w swojej treści, jest sygnałem, że tak nie może być, trzeba coś zrobić, zapobiec czemuś, bo inaczej będzie wojna. Fanatyczny nazizm Niemców zaślepia i zastrasza tych, co rządzą narodami w szczególności Europę Zachodnią, która przyzwala sobie na coraz większe ustępstwa wobec Hitlera w imię zachowania pokoju. Jak wiemy z historii pokoju nie było nawet po tym jak Zachód w imię pokoju poświęcił swoich sojuszników. Ofiarami Hitlera padli wszyscy począwszy od Świadków Jehowych, Cyganach a na Żydach skończywszy.

Poetka pisała:

w gąszczach przeszłości z uporem mrówki

babki szukają, babki-żydówki,

 

babki-żydówki bliźniego swego

wroga ciętego, druha dobrego,

 

a gdy wywęszą babkę jak łanię,

to w surmy, w trąby, w rogi i granie! (237).

 

Te wydarzenia zapowiadały coś tak strasznego, że nawet ludzka wyobraźnia nie była w stanie

sobie wyobrazić. Organizowane nagonki były przygotowywane przez kilka lat zanim 1 września 1939 roku o wschodzie słońca armie myśliwych wyruszyły na polowanie. Można powiedzieć rozpoczęło się, ruszyła nagonka na ludzi, Hitler dokładnie określił reguły i zasady polowania. Jego ministrowie pilnowali tych zasad jak psy, np. Bernhard Rust minister nauki, edukacji i kultury narodowej , który 8 maja 1945 roku na wieść o kapitulacji Niemiec popełnił samobójstwo nie miał nic przeciwko temu, aby młodzi Niemcy śpiewali piosenki nie tylko przeciwko Żydom, Rosjanom, Polakom, którzy nie byli godni nawet nazwy „człowiek” ale i przeciwko Ameryce.

Ameryka, Ameryka ,

żydowski kraj, Ameryka.

swe zasługi wyolbrzymia,

lecz to tylko tłusta świnia.

Ameryka, Ameryka,

żydowski kraj, Ameryka,

Ameryka, Ameryka. (1)

 

Piosenki takie i podobne liczące kilka czy nawet kilkanaście zwrotek zagrzewały młodzież niemiecką do walki, na wiele lat przed wojną. O paleniu książek takich jak Biblia, Koran, Talmud, dzieł Szekspira nie trzeba pisać, bo to powszechnie wiadomo. Nienawiść do obcych była wpajana na każdy kroku, już w przedszkolu, dlatego nie może dziwić, że były „Noce kryształowe”, czy dzień 25 lipca 1941 roku, gdy rozpoczęła się krwawa akcja tzw. Dnie Petlury, podczas której uzbrojone w łopaty, widły, noże, siekiery naganiacze Hitlera wymordowali ponad dwa tysiące Żydów, zniszczono ich sklepy i synagogi, dobytek życia, lwowskie ulice spłynęły krwią żydowską. (319). Ze Lwowa, poetka po donosie – ucieka do Krakowa. W 1944 roku, po kolejnym donosie, została zatrzymana i rozstrzelana kilka miesięcy później w maju w Płaszowie.

 

Zakończenie

Książka Izoldy Kiec, - biografia nastoletniej dziewczyny - jest też pretekstem do oprowadzenia po bagnach i bezdrożach Wołynia, jego najładniejszego miasta Równe, które jest brzydkie zaniedbane, poprzez ulice i kawiarnie Warszawy, Lwowa i Krakowa. Nie jest to podróż sentymentalna, bo wiersze poetki z Równego spełniają rolę tarczy, która ma ją obronić przed ludźmi i światem. Biografia kończy się ostatnim zachowanym wierszem bez tytułu rozpoczynającym się łacińskim wersem Non ommis moriar, (Nie wszystek umrę, rzymskiego poety Horacego, który zmarł dwa tysiące lat temu, a my wciąż podziwiamy jego pieśni). Wiersz ten został ogłoszony drukiem w krakowskim tygodniku, „Odrodzenie” 24 marca 1946 roku, (387), czyli w dwa lata po zabójstwie poetki. Redaktorem, który przyjął go do druku był także poeta Julian Przyboś, który miał dokonać drobnych poprawek wiersza. Jak duże były to poprawki dzisiaj tego już nie wiemy i chyba się nie dowiemy.

Non omnis moriar — moje dumne włości,

Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,

Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel

I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.

5

Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,

Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,

Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,

Donosicielko chyża, matko folksdojczera.


Te osiem wersów rozpoczynający wiersz dobitnie mówią, w jakim nastroju była poetka, gdy go pisała. Poza łacińskimi słowami najważniejsze są w nim nazwisko, Chominowej, żony szpicla, która jest donosicielką i matką folksdojcza. Reszta rzeczowników takich jak; obrusy, szafy, prześcieradła, pościel, suknie, są tylko tłem do tragedii, która ma się rozegrać i się rozegrała. Poetka najwidoczniej ma już wszystkiego dość i krok po kroku rezygnuje ze wszystkiego łącznie z życie, gdy mówi; Nie, więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera. Nie będzie dla nas czytelników tej poezji żadną pociechą, że dłoń wyciągnięta po cudze będzie ukarana, a nieucięta, że spotka ją minimalna zasłużona kara, bo to będzie kpina w porównaniu z odebraniem życia drugiemu człowiekowi. Człowiek o nazwisku Chominowa w tym wierszu jest absolutną nicością, której nie wolno okazywać ani pogardy ani żadnych uczuć, gdyż okazując jej jakiekolwiek uczucie uczłowieczamy ją, a tego nie chcemy robić. Jednak po chwili dochodzimy do wniosku, że nie mamy prawa pozbawiać Chominowej praw do człowieczeństwa, bo gdy zaczniemy się wgłębiać w ludzkie życie to dojdziemy do wniosku, że słowo człowiek nie zawsze jest powodem do dumy.

Kiec niczym przysłowiowa mrówka, wykonała mrówczą pracę poprzez zgromadzenie mnóstwa nie tylko dokumentów, ale i świadectw minionej epoki, wiele zdjęć, wiele faktów historycznych, choćby te o początkach miasta Równe a na interpretacji wierszy skończywszy. Wszystko to tak „delikatnie zszyła” w całość, nie podważa ani niczego nie rozstrzyga jak to w życiu bywa sprzecznych ze sobą informacji, lub nawzajem się wykluczających. Czas spędzony w archiwach i na korespondencji z ludźmi, których los wiele dekad zetknął lub skrzyżował drogi. Korespondencja i zachowane dokumenty i fotografie nie zawsze ułatwiają zadanie odpowiedzenia na pytanie; jaka była Zuzanna Ginczanka?

Źródła: Wszystkie cytaty i zdjęcia pochodzą z książki Izoldy Kiec pt. Ginczanka. Nie Upilnuje Mnie Nikt. Wydawnictwo Marginesy. Warszawa 2020.

1.Gregor Ziemer. Jak wychować Nazistę. Reportaż fanatycznej edukacji. Wydawnictwo Znak. Litera nova. Kraków. 2021.

Adam Lizakowski

Marzec / 2022/ Świdnica