Góry Literatury w Świdnicy. Joanna Lamparska o skarbach i pałacach, Wojciech Tochman o zabójstwie sprzed niemal trzydziestu lat

poniedziałek, 17.7.2023 22:39 1021 0

Dobiegła końca 9. edycja Festiwalu Góry Literatury. W ciągu dziesięciu dni, w dwudziestu lokalizacjach 200 gości wzięło udział w 130 wydarzeniach. Na żywo uczestniczyło w nich prawie 34 tys. osób, a kolejne 190 tys. obejrzało lub wysłuchało transmisje online. Przyszłoroczną, jubileuszową edycję 10. Festiwalu Góry Literatury zaplanowano w dniach 5-14 lipca 2024 roku. Frekwencja dopisała również w Świdnicy. Festiwal gościł w mieście po raz trzeci. Pierwszego dnia zorganizowano spotkanie z pisarkami Katarzyną Bondą i Joanną Bator, drugiego z reporterem Wojciechem Tochmanem i dziennikarką i pisarką Joanną Lamparską. Mieszkańcy mogli także wziąć udział w akcji edukacyjnej Tour de Konstytucja i obejrzeć dwa filmy Jerzego Skolimowskiego: Walkower (1965) i IO (2022).

Historia zabójstwa z lat 90.: kara śmierci rozłożona na raty

Reporter i pisarz Wojciech Tochman w swojej najnowszej książce „Historia na śmierć i życie” wraca do wydarzeń z 1995 roku, kiedy troje osiemnastolatków brutalnie zamordowało w Warszawie kobietę. Opisuje historię jednej z nich, Moniki, pierwszej w Polsce kobiety skazanej na dożywocie. Ale to także opowieść o ówczesnym sądownictwie, mediach, systemie penitencjarnym i nieżyjącej już reporterce Lidii Ostałowskiej, która jako pierwsza podjęła się opisania w książce tej sprawy.

- Nie było moją intencją usprawiedliwiać morderstwa – tłumaczył autor w rozmowie z Ewą Winnicką. - Chciałem jednak przekonać czytelników, że dożywocie jest karą śmierci rozłożoną na raty. Nigdy nie powinno być orzekane w stosunku do nastolatków. Skazany musi mieć nadzieję. Inaczej hoduje się bestie, którym na niczym nie zależy. Sąd wówczas nie tylko nie uznał, że udział poszczególnych osób był nierówny w tym przestępstwie. Przewodniczący składu powiedział, że tego dnia oni zabili nie tylko ofiarę, ale także samych siebie, swoją teraźniejszość i swoją przyszłość. Czyli wiedział, jak okrutną karę im wymierza i że tych ludzi definitywnie skreśla. Tego robić nie wolno. To jest kara śmierci rozłożona na raty.

Tochman nakreśla sylwetkę szwagra ofiary, Krzysztofa, który tworzy Stowarzyszenie Przeciwko Zbrodni.
- Ludzie w latach 90., jak wynika z badań, bali się wychodzić w dużych miastach po zmroku na ulice. Nagle objawił się Krzysztof z komunikatem: ja państwa obronię. Tę jego grę kupiło i dziennikarze, i państwo. Politycy zaczęli mu dawać funkcje, pieniądze, limuzyny. On lub jego przedstawiciele jeździli po różnych rozprawach domagając się wszędzie dożywocia. Moim zdaniem sąd uległ presji mediów, opinii publicznych, czasu. Wszyscy myśleli, że drastyczne kary zlikwidują przemoc. Sąd skaza l tych maturzystów, ale nie zapytał, kim są – podsumował.

Reporter od lat mieszka zagranicą, sprawa morderstwa sprzed lat jest jego pierwszym od dawna tematem podejmowanym w Polsce. Zwraca uwagę, że ludzie mniej ufają mediom, a instytucje państwowe często nie ułatwiają pracy dziennikarzowi, który pozostaje zależny od ich decyzji dostępu do źródeł lub osób osadzonych.

 O znaleziskach najwięcej wie policja, straż miejska i budowlańcy 

Joanna Lamparska, dziennikarka od lat z ogromną pasją odkrywająca tajemnice Dolnego Śląska, jego historii, ukrytych skarbów.
- Znajdowanie jest nudne, szukanie jest najlepsze. Dla mnie skarbem jest informacja, spotkanie z niezwykłą historią. Lubię pracować na najstarszych dokumentach. Zawsze interesowały mnie didaskalia: wróżki, tajemnice, podziemia – zadeklarowała Joanna Lamparska. - Najwięcej o znaleziskach wie zawsze policja, straż miejska, no i budowlańcy, bo oni stosują najprostszą metodę archeologiczną, czyli wykop. Skarbów szukają bardzo różni ludzie. Od niewykształconych, patrzących na niezwykły magiczny kamień, po wybitnych fachowców, których ta tajemnica pociąga.

Pasja poszukiwania skarbów potrafi być niszcząca. Zdarzało się, że zapamiętałych poszukiwaczy na przestrzeni lat traciło majątki czy życie rodzinne.
- W najnowszej książce opisuję sytuację, jak pewna grupa poszukiwawcza napisała do mnie list: „Pani Joanno, szukamy w okolicach Ślęży i Świdnicy, może się pani do nas przyłączy”. Pojechałam. Umówiliśmy się w dworze w Gogołowie, pomiędzy Świdnicą a Ślężą. Wychodzi z tego pałacu kilku facetów ubranych w wojskowe stroje, a za nimi facet w czarnej wojskowej kurtce i żółtych kaloszach i krzyczy: będziemy szukali aż do zmierzchu! I opowiada historię o bańce pełnej złota. Szukaliśmy, ale najlepsze były potem wieczorne opowieści w dworze, gdzie nie było kilka lat temu prądu i wody. Opowiadano magiczne historie. Jedną z nich podzielił się Karol z Zielonej Góry, ubrany w kożuch z Bułgarii. Kiedyś pojechałem na wykopki. Patrzę, samotny dom, otwarte okno na piętrze, jest drabina, myślę, wchodzę. Dom na górze wyglądał tak, jakby przed chwilą ktoś z niego wyszedł. Na dole siedziała w fotelu siedziała staruszka. Uratowałem ją, bo była tam więziona”.

Amerykanie w Wałbrzychu: Dżoana, znajdź nam sześć grobowców nazistowskich generałów z ukrytymi skarbami

Dolny Śląsk ma bardzo ciekawą historię i ta historia w ogóle nie jest rozumiana przez obcokrajowców. Joanna Lamparska pamięta, kiedy w 2015 toku rozpoczęły się poszukiwania złotego pociągu, a w okolice Wałbrzycha przyjechali amerykańscy dziennikarze.

- Oni pracują zupełnie inaczej niż polscy dziennikarze. My chcemy być pierwsi, oni oczekują wyłączności, za którą płacą bardzo dużo pieniędzy. Aby osiągnąć cel, używali różnych argumentów w stosunku rozmówców. Przekonywali więc ówczesnego prezesa Zamku Książ Krzysztofa Lubańskiego: proszę pana, tylko nasza stacja zrobi piękny film o polskich partyzantach broniących Zamku Książ, a do mnie: Dżoana, ty jesteś the best, znajdź nam z sześć, siedem grobowców nazistowskich generałów, w których są ukryte skarby. Mówiłam im: nigdzie nie ma takich grobowców, ale oni powtarzali: Dżoana, przecież jesteś the best.

Prowadzący Waldek Mazur spytał, z jakimi historiami i tajemnicami kojarzy się dziennikarce Świdnica?
- Przede wszystkim z Marią Kunitz, śląską astronomką. Myślę, że w ogóle jej nie rozumiemy, patrzymy jak na osobę, która żyła dawno temu, nazywamy ją feministką, ale tak naprawdę ta dziewczyna walczyła bardzo dzielnie o swoje zawodowe dokonania. Słyszałam też kiedyś o dokumentach, które zostały zabrane po wojnie przez jakąś jednostkę ze świdnickiego ratusza i te dokumenty podobno wypływają na aukcjach gdzieś na świecie, bardzo mnie to interesuje.

 Kiedy mieszkańcy Dolnego Śląska, stanowiący prawdziwy tygiel kulturowy, zaczęli zdawać sobie sprawę z wyjątkowości tego regionu?
- Odkrywanie Dolnego Śląska przypadło na połowę lat 90. Wcześniej patrzyliśmy na jego wielokulturowość, niezwykłe bogactwo historyczne, oswojenie się z wymianą nastąpiło dopiero w połowie lat 90., kiedy zaczęła się fascynacja niemieckością - pałacami, rodami. I o różnych wpływach, czeskich, austriackich, gdzieniegdzie francuskich. Nie ma drugiego takiego regionu w Europie.

Na tych terenach długo panowało nie tylko poczucie obcości w życiu otoczonym kulturą agresora z II wojny światowej, ale także podsycane przez komunistyczną władzę poczucie tymczasowości, mieszkańcy byli przekonani, że „Niemcy tutaj wrócą”. Gdy jeszcze w latach 90. Joanna Lamparska jeździła w teren z fotografem, szczupłym, wysokim blondynem w okularach, starsze osoby bały się, że przywiozła Niemca, który będzie odbierał im dom.

 Znajomy od lat kąpie się w wannie wyniesionej z pałacu, miła pani w domu ma zegar z Kamieńca Ząbkowickiego

Na samym Dolnym Śląsku jest więcej pałaców niż w całej Polsce. Niektóre z nich znalazły swoich właścicieli, którzy latami inwestują środki finansowe, by przywrócić im dawną świetność. Wiele obiektów popada jednak w ruinę, ponieważ właściciele nie podejmują żadnych działań, często wyjechali i pozostają nieuchwytni. Zaledwie dwa, trzy obiekty wróciły do stanu poprzedniego, zazwyczaj są one remontowane ze śladami nowoczesności. Często są odnawiane latami, z ogromną pieczołowitością i dużym nakładem środków, które nigdy się nie zwrócą. Cieszą ratowane od ruiny pałace w Piotrowicach Świdnickich czy Roztoce czy ostatnio kupiony przez aktora Macieja Musiałowskiego pałac w Domanicach.

- Najpierw opuszczony pałac tubylcy traktowali jako swoje wspólne dobro, wynosili z niego cenne rzeczy. Ostatnio rozmawiałam z miłą panią, która zdradziła, że ma zegar z Kamieńca Ząbkowickiego i za nic go nie sprzeda, z kolei właściciel pałacu w Maciejowcu opowiedział mi, że jego kolega ma wannę z tego pałacu, do której się przyzwyczaił. W każdej miejscowości jest jakiś dom, w którym można znaleźć zegar, szafę czy stół z tamtejszego pałacu – uważa dziennikarka.

Według Joanny Bator krajobraz Dolnego Śląska był zaprojektowany doskonale. Należy zwrócić uwagę na osie widokowe na kościoły, zamki, pałace.
- Bardzo niszczymy krajobraz. Architekci często mi mówią, że nie możemy budować pałaców, ale budować nowocześnie. Przykładem połączenia tradycji z własnymi wizjami jest pałac w Pieszycach. To nie jest pałac, który podziwia się głową. Zobaczycie państwo tysiące kolorów, złoto, srebro, portrety żony właściciela, Paris Hilton, Marie Curie-Skłodowskiej, Chopina, Marylin Monroe. Tam jest wszystko. Nieżyjący już właściciel, Stanisław Hajduk, był twórcą pierwszej polskiej gry komputerowej, ale nigdy nie wypuścił jej na rynek, ponieważ uważał, że gry będą zagrożeniem dla młodzieży. Wszyscy się zastanawiają, jak konserwator mógł na to pozwolić? Od drugiej żony pana Stanisława, pani Dagmary dowiedziałam się, że ten pałac miał skarb. Kiedy jej brat robił tam remont, w 2000 roku robotnicy znaleźli w sali na górze zamurowane bardzo starannie w ścianach, dwa zwinięte portrety mężczyzn w historycznych strojach. Powiedział mi brat pani Dagmary, komu te obrazy przekazał. Był oczywiście jakiś kierownik budowy. Zadzwoniłam do konserwatora i usłyszałam: Aśka, przecież to przedawnienie, zadzwoń na policję. A policja: to przedawnienie, zadzwoń do konserwatora – relacjonuje Joanna Lamparska i zachęca: - Wystarczy rozejrzeć się dookoła, by w starym kamieniu czy łyżeczce odnaleźć jakąś historię. Zachęcam więc, by w szklaną butelkę włożyć swoje zdjęcie, parę słów o sobie dla potomności, może ktoś znajdzie to za sto lat, będzie zastanawiał się, kim była ta osoba, może będzie szukał waszych losów, a może będzie miał frajdę po prostu.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)