Zlikwidowali dyspozytornię w Świdnicy. Na karetkę pacjenci czekają dłużej
Miało być lepiej i szybciej a wyszło w praktyce jak zwykle. Nowy system ratownictwa, który został wdrożony 1 sierpnia tego roku, nie sprawdza się tak jak powinien. A cierpią na tym pacjenci- osoby potrzebujące szybkiej pomocy medycznej.
Wraz z wprowadzeniem zmian w systemie powiadamiania służb ratunkowych zlikwidowano dyspozytornie m.in. w Świdnicy, Kłodzku czy Wałbrzychu. Teraz telefony odbierają osoby zatrudnione w centrum powiadamiania we Wrocławiu. Rodzi to ze sobą mnóstwo problemów.
- Po pierwsze wydłuża się czas przyjazdu pogotowia do pacjenta. Wiąże to się z tym, że w naszym powiecie pracuje obecnie 5 karetek. Wystarczy żeby któraś z nich została zadysponowana do powiatu ościennego i już nie ma jak obsłużyć jakiegoś zdarzenia na naszym terenie. Po drugie: często, a nawet bardzo często zespoły wysyłane są do zdarzeń, które nie zagrażają życiu a pomocy mogliby udzielić medycy z POZ-u. To rodzi kolejne przesunięcia i wydłużenia się w udzielaniu pomocy pacjentom naprawdę potrzebującym - wylicza dyrektor Powiatowego Pogotowia Ratunkowego w Świdnicy, Małgorzata Jurkowska.
Za przykład niech posłuży wypadek do jakiego doszło 12 grudnia przy ulicy Pl.Św. Małgorzaty w Świdnicy. Kierujący skuterem zderzył się z samochodem dostawczym. Na pomoc poszkodowany mężczyzna, według relacji świadków, czekał ponad 20 minut. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało.
- Mamy też zdecydowanie więcej wyjazdów poza nasz powiat, więc to także kładzie się cieniem na szybkość udzielanej pomocy. Problem zgłaszają nam także sami pacjenci i ich rodziny, które mają w ogóle problem, aby połączyć się z dyspozytornią we Wrocławiu. Z kolei gdy zadzwonią na numer alarmowy 112 to muszą opis zdarzenia przedstawić dwa razy: operatorowi numeru oraz dyspozytorowi To rodzi kolejny stres a czas, który w wielu przypadkach decyduje o czyimś życiu (np. w wypadku zatrzymania krążenia) jest tracony - mówi Małgorzata Jurkowska.
Zdarzają się też sytuacje, wynikające z tego, że dyspozytor we Wrocławiu nie zna terenu. Karetka zostaje wysłana pod niedokładny adres lub pomyloną ulicę. Na szczęście zespół jest w stałym kontakcie z centrum i wtedy informacje są na bieżąco korygowane. To jednak wydłuża udzielenie pomocy o kolejne cenne sekundy i minuty.
- Najczęściej nasi ratownicy mają problem z tym w trakcie wyjazdu poza teren powiatu - dodaje dyrektor Jurkowska.
W tym miejscu warto wspomnieć, że w samym powiecie świdnickim mieszka obecnie ok.160 tysięcy osób. Do tego dochodzą inne powiaty i sam Wrocław (ok. 3 milionów ludzi). W sumie telefony alarmowe odbierane są na 15 stanowiskach a miesięcznie jest ich ponad 60 tysięcy.
Czy zatem nowy system się sprawdza? - Moim zdaniem na pewno nie - podsumowuje dyrektor Małgorzata Jurkowska.
Przeczytaj komentarze (51)
Komentarze (51)
awo/Swidnica-8-miesieczny-chlopiec-zmarl
-bo-karetka-jechala-za-dlugo,164475,2.ht
ml - tutaj jakoś nie było...