Recenzja filmu "Nieobliczalny"

środa, 26.8.2020 13:13 2284 0

"Nieobliczalny" to film przepełniony bezradnością i walką z losem, pokazujący, że jeden dzień może zmienić wszystko. Z jednej strony życiowe porażki kobiety, która tonie w długach, traci najlepszego klienta, nie ma pomocy ze strony byłego partnera. Z drugiej - mężczyzna - żądny krwi i zemsty psychopata, chcący nauczyć świat “przepraszania” przez nieobliczalne, zaskakujące zbrodnie. Te dwa światy zderzają się ze sobą na drodze i zapoczątkowały ciąg dynamicznych i dramatycznych w skutkach zdarzeń. Czego uczy reżyser? - Warto ugryźć się czasem w język.

Postać Toma Cooper’a(Russell Crowe) nie należy do sympatycznych w tej ekranizacji. Już na początku poznajemy go od barbarzyńskiej strony, gdy przeprowadza masakrę na nieznanej widzom rodzinie. Jest bezwzględny, a brzemię zdrady i bycia popychadłem wydało na świat jego zupełnie nowe oblicze. Zaczęło się niewinnie, gdy samotna matka Rachel (Caren Pistorius) postanowiła agresywnie użyć klaksonu w kierunku samochodu Coopera. Przy konfrontacji, od słowa do słowa doszli do tego, że Rachel go nie przeprosi. Mężczyzna postanowił urządzić jej wyścig o wszystko. Crowe znakomicie odegrał powierzoną mu rolę. Utrzymał postać w zagadkowym tonie, aż do samego końca. Nie ma w nim ani iskry męża, którego poznaliśmy w “Gladiatorze”, choć nie ukrywam dobrze byłoby ją zobaczyć raz jeszcze. W zastępstwie zabrał nas w totalnie odmienne wcielenie sfiksowanego paranoika. Tytuł zdecydowanie pasuje do głównego bohatera, za to wielki plus. Psychologicznie film nie jest asem, fabuła co prawda skupia się na obrazie podejrzanego 50-latka charczącego znad kierownicy, ale nic poza tym. Sceny grozy są raczej zaskakujące z samej okrutności oprawcy. Napastnik za wszelką cenę zgotował Rachel piekło na Ziemi i pragnął, aby poczuła co to jest naprawdę zły dzień.

Co ciekawe po obejrzeniu, jadąc autem, zauważyłam wiele agresywnych zachowań na drodze, również swoich własnych. Odniosłam wrażenie. - A gdyby taka historia wydarzyła się naprawdę? - Wolałam nie sprawdzać.

Nowatorsko został ujęty też problem społeczny, czyli prokrastynacja, która dotyka w tych czasach wielu ludzi. Dzięki temu reżyser dał możliwość delikatnego utożsamienia się z postacią głównej bohaterki, bo tu się spóźniła, tu coś zapomniała. Rachel to przykład odwrotny do Coopera - niezdarnie stara się scalić jeszcze życie do kupy. Przejawia oznaki depresji, martwi się, lecz nadal nie daje za wygraną. On zaś wyładowuje gniew i niesprawiedliwość losu na przypadkowych osobach. Uważa, że nie warto się w tym życiu już o nic starać. Pomimo poruszenia ciekawego problemu, film nadal nie był porywający. Skłania do przemyśleń apropo's skupienia uwagi na drodze i zachowania rozsądku. Pokazuje, że ludzie stali się chaotyczni i niebezpieczni. Zbyt duża ilość samochodów oraz brak przystosowania dróg do tak wielkiego ruchu skutkuje bezradnością służb wobec przestępczości w Nowym Jorku. Ekstremalne korki uniemożliwiały pościgi i dotarcie funkcjonariuszy na miejsce zdarzenia. Ciekawe jest spostrzeżenie Toma jako ofiary systemu, ponieważ odnosi się wrażenie, że gdyby ciut mocniej go uczłowieczyć, zobaczyłoby się w nim iskrę dobra. Reżyser wolał jednak pozostać w tonie świra, nie próbował nawet objawić w nim nuty ludzkich uczuć. Sferę osobistą przedstawił, ale nie rozwinął. To sprawiło, że film jest pusty w środku, tak jak reszta postaci. Wskutek tego rodzi się wiele pytań: Jak naprawdę się nazywa i czym się zajmuje główny bohater? Dlaczego nikt go nie aresztuje, skoro video, jak brutalnie zabija człowieka jest wyświetlany ciągle w TV? Dodatkowo przez długi czas nie zmieniał auta. Jaka dokładnie relacja wiązała Rachel i Andiego(przyjaciela/prawnika)? - brakuje wyjaśnień małych wątków, tak jakby nie wiadomo, czy to specjalne zabiegi, czy zwykłe niedociągnięcia. Być może Borte’owi zależało najbardziej na efektach specjalnych i dynamice akcji - pościgi, zabójstwa, wybuchy. Nie można zarzucić mu braku spektakularności w tych aspektach. Również nie został pokazany ojciec Kyle’a, cierpliwie oczekiwałam jego roli, by film rozwinął się w sferze prywatnej Rachel. Jednak bohaterowie pozostali papierowi do samego końca. Snuli się po ulicach, chowali i bawili w przysłowiowego kotka i myszkę. Największe wrażenie zrobiła na mnie scena morderstwa Rosie (dziewczyny Freda - brata Rachel). Rzadko w tego typu filmach - thrillerach, ukazują się aż tak niesmaczne kadry. Jestem pewna, że niejeden widz stracił apetyt podczas oglądania. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie tym dramatyzmem reżyser zapunktował najbardziej.

Krytycy mówią, że można uważać postać Coopera za roztargniony głos społeczeństwa, jak w “Jokerze”. Nie zgodzę się z tą opinią, ponieważ Arthur Fleck (Joaquin Phoenix) może i był charakterem podobny, ale przedstawiona została cała historia jego życia oraz, co ważne, pogoń za prawdą. Natomiast w “Nieobliczalnym” mamy akcję skupioną na “tu i teraz”. Nie ma biograficznej opowieści ani tła. Płytkie to wszystko. Po długiej “korona-przerwie” oczekiwałam nieco więcej od kina akcji, aniżeli seansu o mordercy rodem z GTA. Choć brzmi to niebanalnie, diabeł tkwi w wykonaniu. W skrócie to 90-minutowy, niezbyt dobry pościg. Ten film nie ma w sobie żadnej energii, żadnej tajemnicy, żadnego życia.

Autor: Aurelia Górniak

Dodaj komentarz

Komentarze (0)