Rodzice zmarłego Filipa poszukują świadków. Szpital oddalił skargę
Wracamy do sprawy 2-letniego Filipa, który nie został przyjęty do szpitala Latawiec i po kilku dniach zmarł w wyniku sepsy i rozległego obrzęku mózgu. Sprawą oprócz Prokuratury Okręgowej zajął się także Rzecznik Praw Pacjenta. Skarga na działania pediatry Anrolda W., została rozpatrzona negatywnie.
Filip zaraz po urodzeniu przeszedł operację usunięcia jednego z płatów płuca, w wyniku choroby. Później wykryto u niego hemofilię. Pomimo przeciwności losu, nie poddawał się i dzielnie znosił wszystkie zabiegi i procedury medyczne. Feralnego dnia (24.12) chłopiec uskarżał się na bóle brzucha, miał też wysoką gorączkę. Po wizycie w przychodni, rodzice otrzymali skierowanie do szpitala. Po godzinie malucha zbadał w końcu pediatra dr Arnold W., uznając jednocześnie, że nie ma wskazań do hospitalizacji chłopca, wypisując rodzicom jedynie leki na przeziębienie. Do bólu brzucha, jak relacjonują rodzice, odniósł się jedynie stwierdzeniem, że może to być problem z wypróżnieniem.
Stan 2-latka uległ drastycznemu pogorszeniu ok.godz. 16 tego samego dnia. Filip stracił przytomność, dwukrotnie ustała akcja serca, którą udało się przywrócić. Został przetransportowany do Wrocławia, gdzie wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. W między czasie lekarze wykonywali mnóstwo badań i okazało się, że maluch ma sepsę, która powstała prawdopodobnie w wyniku infekcji pęcherza. Jakby tego było mało doszedł jeszcze obrzęk mózgu. Niestety, pomimo wysiłków lekarzy, chłopiec zmarł 28 grudnia.
Rodzice złożyli zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do prokuratury, osobnym pismem powiadomili także dyrekcję szpitala oraz Izbę Lekarską.
Z protokołu sekcji zwłok Filipa wynika, że bezpośrednią przyczyną śmierci była sepsa oraz obrzęk mózgu. Państwo Kowalowie otrzymali na swoją skargę także odpowiedź ze szpitala Latawiec. Została ona rozpatrzona negatywnie. Wobec pediatry nie zostaną wyciągnięte żadne konsekwencje służbowe.
- W wyniku przeprowadzonego postępowania wyjaśniającego, na podstawie dokumentacji medycznej sporządzonej w szpitalu, dokumentacji medycznej przedstawionej przez rodziców oraz w związku z wyjaśnieniami złożonymi przez lekarza Arnolda W., i lekarza kierującego oddziałem pediatrii (...) nie stwierdzono nieprawidłowości podczas udzielania świadczenia medycznego na rzecz małoletniego Filipa Kowal (...) W ocenie SPZOZ Świdnica Państwa twierdzenia jakoby doszło do popełnienia przez lekarza Arnolda W., błędu medycznego polegającego na nierozpoznaniu sepsy, wskutek czego nie wdrożono odpowiedniego leczenia, nie znajdują uzasadnienia w dokumentacji szpitalnej - czytamy w odpowiedzi.
Władze placówki wskazują także, na brak informacji o gorączce czy też bólu brzucha i stawów zarówno w skierowaniu do szpitala wystawionym przez lekarza POZ jak i w notatce sporządzonej przez pediatrę Arnolda W. Podkreślają także, że posocznica zwana inaczej sepsą, to nie choroba a reakcja organizmu na silne zakażenie organizmu drobnoustrojami.
- Wbrew Państwa twierdzeniom, w szczególności w początkowym stadium rozwoju, prezentuje ona mało swoiste objawy(...). Choroba jest bardzo podstępna, atakuje nagle, a okres jej wylęgania to najczęściej 2-10 dni - napisano w odpowiedzi. - Z uwagi na nieswoisty przebieg choroby i prezentowany obraz kliniczny posocznica najprawdopodobniej dopiero się rozwijała i jeszcze nie zamanifestowały się jej pełne objawy, dlatego lekarz nie był w stanie jej rozpoznać. Udzielone przez niego świadczenie i wydane zalecenia były właściwe dla tego obrazu klinicznego.
Historię choroby i dokumentację medyczną Filipka reporterka TVN Uwaga pokazała specjaliście, lekarzowi z wieloletnim doświadczeniem. Profesor Janusz Książyk jest szefem kliniki pediatrii w Centrum Zdrowia Dziecka.
- Dziecko miało bogatą medyczną przeszłość i to powinno zwracać uwagę lekarza przyjmującego go na izbie przyjęć. Dla takiego dziecka, nawet mała infekcja może być niebezpieczna. Ja bym nie ryzykował. Dziecko musiało być przyjęte do szpitala. Tragiczne sytuacje, jakie mogły się zdarzyć były by pewnie łatwiejsze do opanowania na oddziale szpitalnym niż w domu. Być może podanie leczenia, nie doprowadziło by do wszystkich tych powikłań – komentuje prof. Książyk, kierownik kliniki pediatrii, żywienia i chorób metabolicznych w CZD.
Tymczasem rodzice nie poddają się i szukają, m.in. za pośrednictwem naszej redakcji, rodziców, którzy 24 grudnia przebywali w szpitalu Latawiec i oczekiwali na zejście lekarza razem z nimi na korytarzu.
- Zgłosiła się już do mnie jedna mama, ale były tam z nami w sumie trzy rodziny. Bardzo proszę by te dwie rodziny zgłosiły się do mnie, ich pomoc będzie nieoceniona. One widziały w jakim stanie był nasz syn - apeluje Jolanta Kowal.
Informacje można przekazywać TUTAJ
Cała historia Filipa: Mały wojownik umarł, a mógł żyć
REPORTAŻ TVN UWAGA: TUTAJ
Przeczytaj komentarze (44)
Komentarze (44)
Tym pomogli by innym, a wymierzanie sprawiedliwości niech zostawią odpowiednim służbom, bo jak było to wie tylko ten lekarz i rodzic.
Sepsa to okropna choroba, zabijająca skrycie i podstępnie i niestety nawet wcześnie rozpoczęte leczenie często jak można przeczytać w statystykach opisów tego stanu, kończy się niepowodzeniem i zgonem. Obiektywnie patrząc Lekarze nie są jasnowidzami,Czy można było po podanych objawach podejrzewać sepsę u chłopca to wie tylko dr A.W. i jego sumienie, nikt inny. Osądzi go prokurator i sąd, ale nie można go piętnować, kamienować publicznie bez udowodnienia winy.
Że stan septyczny jest fikcją / - no to wg ciebie to dziecko zginęło fikcyjnie...
czy że szczepienia są głupotą ? Jakoś dzieci szczepione rzadko umierają jeśli wytworzyły odporność... nie chroni to w 100% ale zwsze zmniejsza prawdopodobieństwo zgonu...
To co jest głupotą ??? oprócz Twojego wpisu !
Takiego bełkotu już dawno nie czytałem. Ci ludzie powinni trafić do ciebie i na pewno byś uzdrowił ich dziecko wlewką witaminy C, oczywiście za grube pieniądze... gratuluję. Poczytaj jeszcze o szczepionkach, bo mylisz pojęcia wypisując takie bzdury.
Taki Specjalista z taką rozległą wiedzą powinien się podpisać z imienia i nazwiska... Podpiszesz się panie DOZ ?
No właśnie - Co Ty kobieto piszesz??? W Klinikach do których jeździsz pracuje na oddziale kilku (do kilkunastu czasami) asystentów, doktoranci i docenci, a w dodatku bywasz tam w dni robocze w godzinach porannych gdzie jest ich "tłum", a w oddziale w Świdnicy pracuje w dni robocze tylko 3 lekarzy pediatrów, w dni świąteczne jest tylko jeden lekarz na dyżurze, a w tym feralnym dniu w Wigilię dr Arnold był sam jeden, bo był to dzień wolny i jego podstawowym obowiązkiem było zajmowanie się dziećmi na oddziale, a dopiero później zgłaszającymi się do SOR. Nie rozerwie się, dlatego na SOR pacjenci muszą czekać, a ich stan jest oceniany przy rejestracji czy mogą czekać czy jest to nagły przypadek. Jeden lekarz musi "obsłużyć" 2 oddziały, więc nie znając realiów nie plujcie na lekarzy bo NIE SĄ BOGAMI i nie występują w 3 osobach na raz, nie są w stanie być jednocześnie na oddziale i w izbie przyjęć, więc trochę pokory i zrozumienia poproszę.
Zanim kogoś oplujecie dowiedzcie się jakie są realia i czy aby nie krzywdzicie osoby pisząc, że "komuś się nie chce ruszyć d..y", czy po prostu wykonuje swoją pracę rzetelnie tam gdzie ma być i za co mu płacą, a schodzi na izbę jak tylko może opuścić oddział.
Przede wszystkim nie szkodzić... to się tyczy również zdrowia psychicznego pacjentów!