Świdniczanie jadą starym polonezem przez Europę. Wspierają dzieci z domów dziecka

niedziela, 30.6.2024 01:21 1158 0

Świdniczanie Łukasz Wolano i Jakub Korzec już po raz trzeci biorą udział w akcji charytatywnej Złombol. W sobotę 29 czerwca wyjechali 27-letnim polonezem do Norwegii, by wesprzeć dzieci z domów dziecka.

Organizowany już po raz osiemnasty Złombol, według opisu organizatora, „nie tylko próba dla starych, zmęczonych samochodów, ale także wyzwanie dla odważnych podróżników gotowych wyjść poza utarte szlaki”. Co roku załogi kierujące starymi, wyprodukowanymi jeszcze w PRL-u autami przemierzają Europę, by w ten sposób pomóc finansowo wychowankom domów dziecka. Udało się w ten sposób na przestrzeni lat zebrać już 15 milionów złotych. Pieniądze przeznaczane są na pomoc psychologiczną, terapie indywidualne i grupowe, superwizje dla wychowawców, mieszkanie usamodzielniające w Krakowie, wyjazdy na wycieczki, obozy, kolonie, ferie, wyjazdy klubowe, spełnianie marzeń: kurs prawa jazdy, kurs językowy, sprzęt sportowy, prenumeraty ukochanej gazety, prezent z okazji ważnego wydarzenia.

W poprzednich edycjach świdniczanie odwiedzili Albanię i Portugalię, w tym roku celem jest bardziej wymagająca pod względem trasy Norwegia. Start zaplanowano 29 czerwca na Stadionie Śląskim w Chorzowie, metę - 3 lipca na Atlantic Road w Norwegii.  Po stronie organizatora przygotowania trwają wiele miesięcy, początkowo wybierany jest kierunek, dokładne miejsce spotkania, sugerowane trasy, jednak każdy jedzie według własnego uznania, ważne jest jedynie, aby dojechać w określonym terminie. W obecnej edycji zadeklarowało się 740 załóg głównie z Polski, ale także z Czech i Słowacji.

Konieczny wkład dla załogi jadącej samochodem wynosi 2600 zł, dzięki zbiórce na stronie https://www.siepomaga.pl/22222 udało się już zebrać ponad trzy tysiące złotych. Świdniczanie zachęcają wszystkich do wspierania tej zbiórki. Łukasz Wolano prowadzi swoją firmę Wolnet z branży IT, Jakub Korzec działa w branży ochrony mienia.Do udziału w akcji zachęca ich nie tylko ważny, szczytny cel, ale także wieloletnia pasja motoryzacyjna.

- Jeździmy starym polonezem trochę z sentymentów, przypomina nam nasze dzieciństwo. Poprzez udział w akcji łączymy więc przyjemne z pożytecznym. Chociaż sama jazda niekoniecznie zawsze jest przyjemna, bo auta postkomunistyczne bezawaryjnością się nie cieszą. Podczas jazdy w Polsce to nie problem, natomiast podejrzewam, że w Norwegii znaleźć części do poloneza, gdyby coś się zepsuło, to już będzie wyzwanie. Staramy się przygotować auto przed wyjazdem na tyle, na ile się da. A co będzie, zobaczymy. Nikt niczego gwarantuje. Postaramy się dojechać. Liczymy, że się nie zepsuje – śmieje się Łukasz.
Wyprodukowany w 1997 roku polonez, pozostając w oryginalnym stanie, będzie jednym z nowszych samochodów, które pojadą w Złombolu. Konstrukcja z lat 70., do końca produkcji nic się nie tam zmieniło. - Będziemy przemieszczać się z prędkością 90-110 km/h, musimy pokonywać kilkaset kilometrów dziennie. To całkiem sporo, ale jedzie się w miarę komfortowo. Przy tej prędkości spokojnie możemy sobie odkręcić szyby, także klimatyzacja jest niepotrzebna. Oczywiście wspomagamy się współczesną technologią przy nawigacji, na trasie mogą pojawić się problemy z zasięgiem, ale z tym sobie poradzimy.

Zdarzyło się im mieć lekką awarię na podobnej imprezie w Polsce, wówczas ostatnich kilkadziesiąt kilometrów polonez wracał na lawecie. Jeśli zaś chodzi o wyjazdy zagraniczne, dotychczas polonez, odpukać, sprawował się bez zarzutu. Uczestnicy Złombola to ludzie z wyobraźnią, niektóre auta są mocno przebudowane.

Organizator proponuje trzy trasy. Pierwsza prowadzi z Chorzowa przez Hamburg, Berlin, Odense, Most Oresund, Kopenhagę i Oslo, druga - przez Wrocław, Szczecin, Malmö, Göteborg, Oslo, Hamar. Trzecia trasa, najtrudniejsza, przez Wrocław, Berlin, Hamburg, Aarhus, Hirtshals, Kristiansand, Bergen, zakłada korzystanie z lokalnych promów, podjazdów i zakrętów dookoła fiordów i dedykowana jest twardzielom. Jednak w Złombolu nic nie jest narzucane, panuje wolność, to bardziej wyprawa niż rajd. Formuła jest luźna, bez checkpointów, ustalonych zadań i konkursów po drodze. Każdy wybiera dogodną i interesującą dla siebie trasę, noclegi i wyżywienie we własnym zakresie.

Świdniczanie chcą podczas podróży zobaczyć jak najwięcej.
- Niektóre załogi jadą na skróty, do Świnoujścia i promem do Szwecji. Zamierzamy przejechać przez Niemcy, następnie Danię, żeby dopiero dojechać do Szwecji, później na drogę atlantycką w Norwegii, żeby przejechać przez metę. Dalej już nie ma planów. Pojedziemy na północ, a potem na wschód. Tam, gdzie nas oczy poniosą, mamy jedynie ograniczenie czasowe, musimy wrócić do Świdnicy do pracy. W drodze powrotnej, by nie wracać tą samą trasą i zwiedzać, chcemy więc okrążyć Bałtyk od strony Finlandii, Estonii, potem Łotwa, Litwa i do Polski – opowiada Jakub.
Cała podróż zajmie im około dwóch tygodni, czeka ich około 10-11 godzin jazdy dziennie, przejadą około 6, 5 tysiąca kilometrów.
Na przestrzeni lat dzięki licznym udziałom w Złombol zawiązała się spora, zaprzyjaźniona ze sobą społeczność. Łukasz i Jakub jeżdżą na wyprawę od trzech lat, wielu uczestników ma dłuższy staż. Żartują, że zrobił się z rajdu taki trochę motoryzacyjny WOŚP. Integracja zaczyna się już po starcie, bo przy wyjeździe ponad 700 starych samochodów mniej więcej w tym samym kierunku, cały czas gdzieś spotykają się po drodze. Jeśli coś wydarzy się na trasie, można liczyć na pomoc kolegów.

Półmetek zaplanowano w Oslo w nocy z 1 na 2 lipca. Wszyscy uczestnicy zjadą się w jedno miejsce na motopiknik połączony z pokazami driftu, koncertem rockowym, foodtruckami oraz spaniem w warunkach biwakowo-festiwalowo-surwiwalowych.
- Metę w Norwegii po prostu się przejeżdża, ponieważ droga atlantycka przebiega przez połączone mostami wyspy. Nie ma warunków na postój kilkuset aut. Trzeba zrobić zdjęcie i jechać dalej – mówi Jakub. - Nie wszystkim uda się dojechać na metę, standardem w Złombolu jest, że ileś aut po drodze odpada, awarie weryfikują trasę, ale szacuję, że około 500 samochodów na pewno tam dojedzie. Warunkiem generalnym jest konstrukcja auta pochodząca z bloku wschodniego, nie może być to na przykład stary Volkswagen Golf czy stary mercedes, bo one są po prostu niezawodne. To nie byłby żaden challenge, żeby przejechać parę tysięcy kilometrów takim samochodem, dla którego to nie jest problem. Natomiast wiadomo, że nasze wschodnie standardy produkcji, przed 1990 rokiem, były jakie były. Każdy egzemplarz samochodu może się trochę różnić, niespodzianek będzie sporo, dlatego to jest tak ciekawe wyzwanie. Oprócz syrenki, poloneza, nysy, warszawy czy Autosanu, bo autobusy też biorą udział, będzie można zobaczyć w akcji niemieckie wartburgi i trabanty czy czeskie skody. 

Kraje skandynawskie przodują w ograniczeniach poruszania się po ich terenie aut spalinowych. Żaden samochód z silnikiem Diesla nie może na przykład wjechać do Kopenhagi. Dopuszczalne są jedynie auta z filtrem cząstek stałych. Natomiast jeśli chodzi o autostrady i drogi tranzytowe, nie ma z tym problemu. Auto osobowe, które ma powyżej 30 lat, jest traktowane jak samochód już klasyczny i obostrzenia go nie dotyczą, chyba że jest to samochód dostawczy. Trzeba naprawdę uważać, bo mandat za wjazd w ochroną strefę w Kopenhadze wynosi 1700 euro.

Połączenie pasji do motoryzacji, podróży oraz pomocy dzieciom daje świdniczanom uczucie satysfakcji. Podkreślają szczyty cel całej akcji.
- Organizator działa bardzo profesjonalnie i przejrzyście, informując o wynikach zbiórki i przeznaczanych środkach. Pierwszą edycję akcji zorganizowano prawie 20 lat temu, wówczas domy dziecka nie były dobrze wyposażone, obecnie celem jest zbiórka na konkretne rzeczy: pomoc psychologiczną, wsparcie w przystosowaniu do życia po opuszczeniu placówki, finansowanie tych mieszkań przejściowych po osiągnięciu dojrzałości, rozwijanie indywidualnych zainteresowań i umiejętności, bo wiadomo, że domy dziecka nie mają pieniędzy, by traktować dzieci indywidualnie, aby mogły spełniać się w swoich pasjach, gdzie w rodzinie dziecko wspierają w tym rodzice.

Dodaj komentarz

Komentarze (0)