Wywiad z Michałem Mossoniem, trenerem paraolimpijczyków
Michał Mossoń, wybitny trener paraolimpijczyków. Mieszkaniec Wierzbnej. W przeszłości utalentowany lekkoatleta. Szkoleniowiec Lucyny Kornobys, trzykrotnej medalistki Igrzysk Paraolimpijskiej. Laureat Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski, za wybitne zasługi dla rozwoju sportu osób niepełnosprawnych.
- Wszystko zaczęło się w Żarowie. To tutaj, jako zawodnik stawiałeś pierwsze kroki pod okiem Jolanty Kumor, w klubie ULKS Zielony Dąb Żarów.
Zgadza się. Jako młody zawodnik trenowałem pod okiem Pani Jolanty Kumor. To ona ukazała mi piękno lekkoatletyki. Pod jej okiem udało mi się zdobyć dwa albo trzy razy Mistrzostwo Polski w rzucie młotem. Przyznam się, że już nie pamiętam. Następnie moja kariera pokierowała mnie do szkoły sportowej w Warszawie, w której spędziłem trzy lata. Jednak Warszawa to nie były moje miejsce, więc na studia wróciłem do Wrocławia, na ukochany Dolny Śląsk.
- Kiedy zrodził się pomysł na trenowanie osób z niepełnosprawnościami?
To właśnie we Wrocławiu, z powodu paru zdarzeń losowych stałem się trenerem. Pierwszym była kontuzja, po której nie mogłem chodzić, a co dopiero trenować. Drugą była nieznajomość trenerów z Wrocławia, już spieszę wytłumaczyć. Na czwartym roku studiów trzeba wybrać klub, w którym odbywa się staż na trenera. A ja w swoim czasie, kiedy byłem zawodnikiem miałem przyjemność uczestniczyć w treningach WZSN Startu Wrocław. Więc znałem trenera sekcji lekkoatletycznej Jacka Książyka. Od słowa do słowa zgodził się być moim mentorem. I tak właśnie moja kariera trenerska zaczęła kiełkować. I do dnia dzisiejszego działam aktywnie w klubie.
- Bez wątpienia najwybitniejszą podopieczną jest Lucyna Kornobys, z którą na trzech paraolimpiadach zdobyliście trzy srebrne krążki. Jaką zawodniczką i osobą jest Pani Lucyna?
Luci, bo tak ją nazywamy jest tytanem pracy. Zawodnik, którego trzeba stopować i wyhamowywać, gdyż na każdym treningu dawałaby z siebie sto dziesięć procent, a nawet więcej. Wiadomo, kiedy przebywasz z drugą osobą tyle czasu, to dochodzi do jakichś spięć i nieporozumień. Ale przez tyle lat wypracowaliśmy model, w którym gdy kurz opadnie, siadamy i sobie wszystko wyjaśniamy. Trenowanie to jest system, w którym trener i zawodnik muszą stworzyć idealny „organizm”. Wszystko, co robimy ma głównie służyć temu, aby końcowy wynik był jak najlepszy, a żeby to uczynić trzeba sobie zaufać w stu procentach i przede wszystkim szanować siebie.
- Wróćmy jeszcze raz do Paraolimpiady w Paryżu. Jaka ona była? Jak oceniasz najważniejszą imprezę dla sportowca od Rio de Janeiro, kiedy to Lucyna Kornobys zdobyła swój pierwszy krążek paraolimpiady?
Była taka jak każda inna. To jest nasza praca. Przychodzimy i robimy swoje. Nie ma czasu na zwiedzanie. Po przyjeździe do wioski siadamy i planujemy każdy dzień, godzinę, minutę, a nawet sekundę do dnia startu. Jako trener dbam o to, by zawodnik miał wszystko, aby czuł się komfortowo, a co najważniejsze, żeby był dobrze przygotowany. Bo proszę pamiętać, zawodnik, który widzi, że na treningu nie idzie dobrze, siłą rzeczy nie uwierzy w sto procent w siebie. Tu właśnie trener ma za zadanie pokazywać i udowadniać wynikami i odległościami, że jesteś dobrze przygotowany. Pod względem organizacji wszystko było dopięte na prawie ostatni guzik. Nie da się przy tak wielkim przedsięwzięciu przewidzieć wszystkiego. My mamy łatwiej, bo startujemy po zawodnikach pełnosprawnych, co przekłada się na wyeliminowanie wielu problemów jakie tam wystąpiły. Jedzenie było dobre. Nie było takiego poziomu jak w Tokio 2020, ale każdy mógł coś znaleźć dla siebie. Baza treningowa była na wysokim poziomie. Pokoje, jak pokoje, tam tylko się odpoczywa. I tutaj od razu powiem o „kartonowych” łóżkach. Były wygodne już w Tokio, na nich spaliśmy i było „jak w domu”.
- Na koniec zapytam o rozwój sportu osób niepełnosprawnych w naszym kraju. Czy jest on wystarczająco wspierany? Jak wygląda dostępność osób, które chcą podjąć aktywność sportową?
Jest to trudny i złożony temat. Pierwszy problem to niechęć ludzi niepełnosprawnych do podjęcia treningu. Spowodowane jest to strachem przed nowym, czymś co jest nieznane, a czasem brakiem możliwości dojazdu na trening, bo nie mają czym, lub rodzice nie mają siły po ciężkim dniu w pracy. Niestety w naszym społeczeństwie osoby niepełnosprawne są postrzegane jako te, nad którymi trzeba się rozczulać i współczuć im. A to nie pomaga. Powinno się ich wspierać i motywować. Jeśli chodzi o sprawy finansowe to z roku na rok jest lepiej. Pojawiają się coraz nowe projekty z PKP-aru, Ministerstwa Sportu i Turystyki, od Marszałka Województwa Dolnośląskiego i wiele innych. Więc jak widzisz jest lepiej. Wiadomo do pełnosprawnego sportu jeszcze daleka droga, ale jest znacznie lepiej niż jak zaczynałem.
/UM Żarów/
Dodaj komentarz
Komentarze (0)