Czy można pozostać sobą, gdy ktoś bliski zapomni, kim jesteśmy?

piątek, 29.11.2019 08:56 5867 0

Rok 2019 powoli dobiega końca, jednak na dobre debiuty literackie nigdy nie jest za późno! 

Oto narodziła się pisarka” – tak na debiut Pauliny Jóźwik - "Strupki" zareagowała Joanna Bator

Książka „Strupki” ukaże się 9 grudnia i już teraz wzbudza emocje, bo Paulina Jóźwik pisze z czułością i wrażliwością na drugiego człowieka. “Strupki“ to opowiedziana ciepłym szeptem powieść o godzeniu się z życiem, pamięci i rodzinnym domu, którego głos pozostaje w nas na zawsze.
To powieść o rodzinnych tajemnicach i tym, od czego nie możemy uciec. I jeszcze o ciszy, w której zamknięto całe życie. To książka dla tych, których porusza proza Marcina Wichy, i tych którzy nie mogą przestać myśleć o bohaterach Elisabeth Strout.

Paulina Jóźwik – rocznik 1988. Wychowała się na śląskim blokowisku, mieszka w Krakowie, najchętniej pisze o wsi. O swojej debiutanckiej powieści mówi: „odkryłam, że pisać to pamiętać, a snucie opowieści ocala pamięć, dzięki której istniejemy”.  



Paulina Jóźwik – „Strupki” - fragment

Twoja matka zginęła przez ciebie. To zdanie dostrzegałam w nieruchomych oczach ojca.

Miałam sześć lat i zbliżały się moje siódme urodziny. Rodzice od roku pracowali na plantacji ogórków w Niemczech. Wyjechali w pośpiechu, bo akurat nadarzyła się okazja.

„Coś takiego może się nigdy nie powtórzyć, wybudujemy za to dom, zrobimy łazienkę”, mówił ojciec. Klęczał przed matką i kurczowo trzymał śliską spódnicę, która opinała jej kolana. Matka marzyła o łazience. W każdą sobotę kąpała nas w prowizorycznym pomieszczeniu z wanną postawioną na czterech pustakach i lustrem zawieszonym na cienkim drucie. Kiedy było zimno, używaliśmy małego grzejnika, od którego niósł się zapach gorącego żelaza. W trakcie tego rytuału snuła wizje, jak to w przyszłości będziemy przeglądały się w błyszczących kafelkach. Będziemy mogły godzinami wylegiwać się w wodzie, bo tata zamontuje kaloryfery, i ona już nigdy nie będzie musiała wycierać nas szorstkim ręcznikiem, aż skóra stanie się ciepła i nabierze koloru.

Matka uwielbiała wodę i tą łazienką ojciec przekonał ją do wyjazdu. Ktoś znajomy ze wsi pojechał na zarobek jako pierwszy i po krótkim czasie niemal w każdym domu kogoś zabrakło. Wiedziałam, że moich siódmych urodzin nie będziemy świętować wspólnie. Wypadały w niewłaściwym miesiącu, bez świąt czy długich weekendów, pretekstu do odwiedzin. Mimo to liczyłam po cichu, że rodzice się zjawią. Mama obiecała, że przywiezie mi z zagranicy kolorowankę, najgrubszą, jaką uda jej się znaleźć. Zamiast rodziców i kolorowanki pojawiła się wysoka gorączka. Matka natychmiast więc wsiadła do dostawczego samochodu i zginęła w drodze do Polski. Gdzieś na autostradzie, blisko granicy, ciężarówka wgniotła jej samochód w rampę na poboczu. Uderzyła z taką siłą, że w ciało matki wbiły się ogórki, jak pociski wystrzelone z karabinu maszynowego.

Tak powiedziały mi dzieciaki w szkole. W ciało twojej matki wbiły się zielone ogórki, jak sztylety, dlatego trumna pozostała zamknięta. Nie wiem, jaka była trumna, bo w czasie pogrzebu wciąż leżałam w łóżku z gorączką.

Zza zamkniętych drzwi słyszałam, jak ojciec, uciszany przez babkę, opowiada, że błagał matkę, żeby nie jechała, żeby poczekała na pracowniczy autokar. Ale ona się uparła – dla dziecka. Otumaniona gorączką, domyślałam się tylko, o co właściwie może mu chodzić, i czułam, jak piersi przygniata mi ogromny kamień. W końcu, żeby zbić gorączkę, babka napaliła w piecu – płomienie buchały jak w ognisku na noc świętojańską. Postawiła na fajerkach dwa gary z wodą, a kiedy na wodzie pojawiły się bąbelki, przelała ją do wanny w łazience. Dolała nieco zimnej i wsadziła mnie do środka. Kiedy siostra przycisnęła mi do czoła mokry ręcznik, babka wróciła do kuchni i zaczęła coś szeptać do ojca. Dwunastoletnia Irka szlochała, próbując powstrzymać kolejne fale płaczu.

Po matce zostało nam niewiele. Samotne sukienki i garsonki na niedzielę, złożone na strychu niczym w sarkofagu. Nikt do nich nie zaglądał przez lata. Nosiłam w portfelu jedno zdjęcie: ojciec wychylający głowę z czołgu. Z tyłu pogniecionego kartonika widniała dedykacja dla niej: „Ku pamięci, Twój Kajtuś”. Ten pseudonim wziął się z tego, że ojciec chodził za nią jak pies, wspominała czasami babka. Wierzyłam, że to zapis wielkiego uczucia, w którym kiedyś znajdowało się miejsce dla Ireny i dla mnie. Podczas długich dni żałoby po matce budziłam się w środku nocy. Próbowałam łapać powietrze, jakbym przebywała zbyt długo pod wodą. We śnie podchodziłam do zaparowanego lustra, przecierałam je dłonią i w odbiciu widziałam matkę. Leżała w wielkiej wannie pełnej tych przeklętych ogórków. Czosnek, koper i liście laurowe plątały się między jej włosami.

Z tamtych dni zapamiętałam widok mojej matki, która unosi się w wodzie, zanim wsadzą ją do wielkiego słoja. I ten posmak jeziora w ustach, z którym wstawałam rano. Kiedy patrzę na jej grób, dziwię się, gdzie wtedy byłam i dlaczego ona jeszcze nie wróciła do domu.


Wywiad z autorką

Paulina Jóźwik: mentalnie blisko mi do wsi

- Myślę, że czytelnik może znaleźć w „Strupkach” emocje, wrażliwość i refleksję – mówi Paulina Jóźwik o swojej debiutanckiej powieści. Zdradza też, kto był dla niej największą inspiracją podczas pracy nad książką i jak mieszczuchowi udało się stworzyć tak plastyczny obraz wsi.

- Jesteś mieszczuchem, dlaczego więc swoją debiutancką powieść umiejscowiłaś na wsi?

Mieszkam w mieście, ale mentalnie i rodzinnie blisko mi do wsi – myślę, że nigdy z tego nie wyrosnę. Cała moja rodzina pochodzi ze wsi. Każde wakacje w dzieciństwie spędzałam na wsi u dziadków. Miałam tam dużo swobody, ale też nudy… Myślę, że dzięki nudzie wypracowałam w sobie zmysł obserwacji, z którego do dziś korzystam.
U dziadków były tylko dwa programy w telewizji, więc większość czasu spędzałam na dworze, pomagając dziadkom w pracy (wiem, co to żniwa), biegając po łąkach albo zwyczajnie siedząc na schodach przed domem i obserwując wiejskie życie. To były też czasy, kiedy ludzie na wsi jeszcze się odwiedzali, przychodzili niezapowiedzianie do moich dziadków, przesiadywali na ławeczce przed domem – dzięki temu miałam okazję przysłuchiwać się rozmowom dorosłych i różnym ciekawym historiom z ich życia i przeszłości.
Dużo z tych opowieści pamiętam do dziś. Już jako dziecko miałam tendencję do „przerabiania” zwykłych wydarzeń w historie. To wszystko robiłam w swojej głowie i nie wiedziałam wtedy, że to się nazywa literatura.

- Jak długo zajęły Ci pracę nad książką, co było najtrudniejsze i co zrobiłabyś teraz inaczej?

Książkę pisałam dwa lata. Najtrudniejsze było to, że ja się na tej książce uczyłam warsztatu. Wcześniej nie napisałam ani jednego dłuższego tekstu literackiego. Więc w połowie byłam trochę wystraszona, że rzuciłam się na zbyt głęboką wodę. Co prawda moja powieść nie jest duża objętościowo, ale czasami trudno było mi panować nad tekstem i pamiętać, co napisałam wcześniej. Pisałam fragmentarycznie, więc na końcu musiałam to wszystko poukładać w całość, posklejać niczym puzzle.

- Dlaczego warto przeczytać „Strupki”?

Myślę, że czytelnik może znaleźć w „Strupkach” emocje, wrażliwość i refleksję. Moja bohaterka zmaga się z chorobą swojej babki i rozpadem rodziny – więc historia, którą opowiedziałam jest trudna. Pola próbuje sobie odpowiedzieć na pytanie, czy można pozostać sobą, gdy ktoś bliski straci pamięć i zapomni, kim jesteśmy? To też historia o tym, co to znaczy tak naprawdę wrócić do domu. Mimo wagi tematu, czytelnik znajdzie w książce również momenty pełne ciepła i dające odrobinę nadziei.

- Co było dla Ciebie największą inspiracją w trakcie pisania?

W notce o mnie pojawiły się już nazwiska, którymi się inspiruję: Tulli czy Strout. Tych nazwisk jest oczywiście o wiele więcej. Muszę jednak wymienić jeszcze dwie ważne dla mnie postaci literackie, czyli Wiesława Myśliwskiego i Tomasza Różyckiego. Oprócz tego inspiruje mnie film – uwielbiam kino autorskie, np. filmy Almodovara, ale także japońskiego reżysera Hirokazu Koredę i jego „Złodziejaszki” czy „Nasza młodsza siostra”, które odkryłam niedawno. Ostatnio ogromne wrażenie zrobiły na mnie filmy „Portret kobiety w ogniu” czy „Wysoka dziewczyna”.
Gdy oglądam filmy, szukam pomysłów na kadry, zwracam uwagę na to, jak są kręcone sceny, jakie jest oświetlenie, detale, kolorystyka. To bardzo pomaga potem w pisaniu. Kiedy pisałam „Strupki” dużo sięgałam do obrazów, np. świetnej amerykańskiej malarki Andrei Kowch – mają niezwykły klimat, łączą w sobie wiejskość z czymś niepokojącym. Inspiruje mnie też fotografia – szczególnie zdjęcia, które czasem oglądam w antykwariatach, potem mają odzwierciedlenie w moich tekstach.

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze (0)