"Ta sprawa była do wykrycia, ale od samego początku popełniono wiele błędów"

sobota, 19.8.2017 00:00 4668 2

Jest emerytowanym policjantem. 20 lat temu prowadził śledztwo w sprawie brutalnego zabójstwa studentów w Górach Stołowych. Czy od tego czasu udało się ustalić motyw lub wpaść na przełomowy trop – na te pytania, w rozmowie z portalem Doba.pl odpowiedział Janusz Bartkiewicz z ówczesnej Komendy Wojewódzkiej w Wałbrzychu.

Fot. P. Bidowaniec 

Paulina Schulz: Mija 20 lat od tragicznej zbrodni w Górach Stołowych, w wyniku której śmierć poniosła dwójka studentów. Brał Pan wówczas udział w czynnościach związanych z tym zabójstwem, a obecnie jest Pan na emeryturze. Dlaczego po latach postanowił Pan wrócić do tej sprawy?

Janusz Bartkiewicz: Ja do niej nie wróciłem, ja się z nią nie rozstałem. Interesowałem się nią cały czas i powoli, w miarę moich możliwości, starałem się pozyskiwać nowe informacje, docierać do ludzi, rozmawiać z nimi. A dlaczego? Bo ta sprawa szczególnie utkwiła mi taką „zadrą” w pamięci. Raz, z uwagi na jej rodzaj, ponieważ zastrzelenie dwóch młodych ludzi na szlaku turystycznym to jest coś naprawdę szczególnego, nawet w mojej karierze policyjnej, a w wydziale kryminalnym pracowałem bez mała 25 lat. Ta brutalność, to, że stało się to na szlaku turystycznym, młodzi ludzie, którzy nie byli związani z jakąkolwiek sytuacją, która by „uzasadniała” taką zbrodnię. Po drugie uważałem, że ta sprawa była do wykrycia, ale od samego początku popełniono wiele błędów. One były też wynikiem tej drastyczności i ze względu na to ówczesne kierownictwo i komendy wojewódzkiej, i głównej uznało, że aby uspokoić społeczeństwo, to trzeba pokazać, że policja do rozwiązania tej sprawy skierowała bardzo duże siły i środki. Podjęto decyzję, wbrew mojemu stanowisku, a byłem wtedy naczelnikiem wydziału kryminalnego i nie zgadzałem się z takim podejściem, o powołaniu prawie 20-osobowej specjalnej grupy, to jest większej niż liczył wydział kryminalny Komendy Wojewódzkiej Policji w Wałbrzychu. Ta grupa przyjechała na miejsce mieszkała w tym terenie 2,5 miesiąca. Bazę noclegową mieliśmy w Dusznikach-Zdroju, w Ośrodku Wypoczynkowym Straży Granicznej, a siedzibę w Urzędzie Gminy Szczytna, bo ówczesny pan burmistrz zaoferował nam taką pomoc. Zbyt duża liczba policjantów, która brała udział w tych działaniach powodowała, że wszystko się rozmywało, rozłaziło i wiele rzeczy umknęło. Problem polega na tym, że z reguły przy zabójstwie, a ja zajmowałem się tym od pierwszych dni mojej służby, najpierw w milicji, później w policji, powoływało się grupę, która liczyła 4 osoby. Oczywiście nie zawsze, gdyż nie wszystkie sprawy były tak skomplikowane, bo przy niektórych sprawca był znany w momencie popełnienia przestępstwa. Chodzi o to, że przy takiej małej grupie, kiedy w terenie działają dwa zespoły 2-osobowe, które są w stałym kontakcie ze sobą, to oni mają możliwość bezpośredniej, lepszej komunikacji, sprawdzenia, co ustalono itd. Ci partnerzy wiedzą na bieżąco jaką informację kto ustalił, co należy robić i na czym się skupić. Przy tak dużej grupie, gdzie każdy z nich spotyka się z dziesiątkami innych osób, gdzie każdy musi wrócić do bazy, napisać notatki, przeanalizować je - jest to trudne. To był pierwszy przypadek, gdy nie brałem udziału w tych czynnościach wykrywczych. Tutaj siedziałem w bazie, zbierałem materiały, musiałem je przeanalizować, a następnie rano przekazywać policjantom, co trzeba zrobić, uzupełnić itd. Niestety był to przekaz, nie takie żywe źródło. Byli to policjanci z różnym doświadczeniem przy sprawach zabójstw i np. rozmawiając z kimś nie zwrócili uwagi na jakiś szczegół, który gdzieś się tam pojawił. Jak jechali ponownie, to ci ludzie nie byli już tacy żywiołowi w tych swoich wypowiedziach także to się rozmywało.

Paulina Schulz: Uważa Pan, że zbyt duża liczba funkcjonariuszy utrudniła działania?

Janusz Bartkiewicz: Ja do tej pory powtarzam, że największym błędem było powołanie tak olbrzymiej grupy. Największa siła jest właśnie w małej, zgranej grupie. Co jest jeszcze ważne, to ta grupa została powołana 27 sierpnia i starałem się, nie drażniąc kierownictwa, sukcesywnie ją zmniejszać, ale mimo wszystko działała ona do 31 grudnia 1998 roku. My pracowaliśmy w terenie do końca października, początku listopada. Później wróciliśmy do Wałbrzycha i co jakiś czas policjanci wyjeżdżali tam jeszcze, żeby wykonać czynności. Trzeba jednak pamiętać, że doszło do likwidacji województwa i likwidowano także komendy, przenoszono ludzi. Trzeba było sprawy poopisywać, pozamykać.

Paulina Schulz: Przez lata nie udało się ustalić motywu tej tragicznej zbrodni?

Janusz Bartkiewicz: Do końca 1998 roku, czyli do końca istnienia wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej w Wałbrzychu, nie mogliśmy ustalić żadnego motywu tej zbrodni. Sprawdziliśmy studentów bardzo dokładnie, staraliśmy się wyłapać cokolwiek z ich życia, co mogłoby być motywem dla sprawców. Później doszło do zabójstwa z broni palnej, w okolicach Polanicy-Zdroju. W lesie zostały zastrzelone dwie osoby. Byli to mieszkańcy bodajże Bielska-Białej. Było to tak samo brutalne zabójstwa, ale na tle rabunkowym. Wtedy już nie zgodziłem się na powoływanie jakiś wielkich grup. Miałem mocny argument z tego zabójstwa studentów. Powołana została grupa 4-5 osób i udało się znaleźć sprawców w przeciągu dwóch miesięcy, gdzie sprawa także była bardzo trudna. To też odciągnęło nas w jakimś stopniu od tej sprawy studentów.

Paulina Schulz: Po latach wpadliście jednak na pewien trop?

Janusz Bartkiewicz: Jak poszedłem na emeryturę, to zacząłem wracać do tej sprawy, bo czułem i do tej pory czuję, że ona była do wykrycia. W 1999 r. do połowy czerwca byłem jeszcze do dyspozycji komendanta, bo zamykaliśmy wydział, ale to takie bardziej techniczne rzeczy. Później trafiłem do CBŚ, a mój kolega, z którym wcześniej pracowałem w wydziale kryminalnym, został zastępcą komendanta wojewódzkiego we Wrocławiu, doszedł do wniosku, że sprawa nie może leżeć i zadecydował o reaktywacji tej grupy. Były to 3 osoby plus jedna osoba wspomagająca. Sprawę podjęliśmy w połowie 2000 roku i wtedy nam się udało, do tej pory tak sądzę, choć to było i jest kwestionowane, ustalić motyw tego zabójstwa. Chodziło tam o sprawę neofaszystów. Wcześniej w telewizji pojawił się reportaż o takich najemnikach, którzy byli werbowani do Serbii. Był on kręcony właśnie na terenie Gór Stołowych i m.in. w okolicach Narożniaka. Ustaliśmy autorów reportażu i okazało się, że była to taka „ustawka”, ale grali tam role autentyczni ludzie zajmujący się surwiwalem militarnym.

Paulina Schulz: Ten motyw został w końcu wykluczony?

Janusz Bartkiewicz: Nie. Ten motyw neofaszystów wziął się stąd, że wtedy właśnie na terenie Dusznik organizowane były neonazistowskie zloty. Zjechali się tam neofaszyści z całej Europy. Anna i Robert ostatnią noc spędzili właśnie w Dusznikach i stamtąd wychodzili na trasę do Karłowa. Powiązaliśmy też fakty, że wtedy przypadała 10. rocznica samobójczej śmierci jednego z najbardziej zaufanych ludzi Hitlera, Rudolfa Hessa, a on z kolei stał się takim idolem tych grup neonazistowskich. Ta wersja ewaluowała, bo później pojawiła się wersja z osobami mającymi bardzo skrajne prawicowe poglądy. Było to inne środowisko, ale nie będę rozwijać jeszcze tego tematu. W połowie marca 2003 roku naczelnik wydziału kryminalnego z Wrocławia wydał polecenie, że mam sprawę zakończyć i złożyć do archiwum. Było to polecenie służbowe, więc nie pozostało mi nic innego tylko to wykonać. Takie zabójstwo jeśli figuruje jako niewykryte to obciąża statystykę i źle wpływa na wizerunek wydziału. W 2009 roku sprawa trafiła do tzw. archiwum X i okazało się, że policjanci pracujący nad sprawą negują prawie wszystko to, co nam się przez te lata udało ustalić.

Paulina Schulz: Po tylu latach udało się Panu jednak wpaść na kolejny trop, o którym powiadomił Pan odpowiednie organy?

Janusz Bartkiewicz: Rok temu udało mi się nawiązać kontakt z kilkoma osobami, niezależnymi od siebie, które pozwoliły mi na zebranie wiedzy o pewnych osobach. Wiedza ta wskazywała, w bardzo wysokim stopniu prawdopodobieństwa, na to, że mogą to być potencjalni sprawcy. Te informacje odpowiadały na wiele pytań i były zgodne z założeniami zawartymi w portrecie psychologicznym sprawcy stworzonym w połowie 1998 r. Dwa miesiące temu przesłałem to wszystko do Prokuratury Krajowej, Komendy Głównej i Wydziału Kryminalnego we Wrocławiu. Co z tym zrobią? Nie wiem, bo nie kontaktowano się ze mną. Na pewno podjęli jakieś działania o charakterze operacyjnym, jednak w związku z tym, że ja jestem już normalnym cywilem, nie muszę być o nich informowany.

Paulina Schulz: W jednej z wypowiedzi ocenił Pan, że ta sprawa jest jeszcze w 98% do wykrycia?

Janusz Bartkiewicz: Tak, dlatego, że udało nam się zebrać dowody, zabezpieczyć je. Nie chcę o nich mówić, bo nawet mi nie wolno. Jeżeli policja wpadnie na trop sprawców, to w momencie ich zatrzymania są pewne dowody, które pozwolą ich z tą sprawą powiązać. Nieraz jest tak, że jak się ma jakieś dowody, to na ich podstawie szuka się sprawców. W tej sytuacji dowody są, ale trudno na ich podstawie sprawców wytypować. W momencie kiedy z innych powodów będzie się miało osoby, to do tych dowodów będzie można je dopasować.

Paulina Schulz: Zaczął Pan pisać o tym książkę?

Janusz Bartkiewicz: Tak, napisałem trzy rozdziały. Są one dostępne w internecie. Czy zostanie ona wydana? Tego jeszcze nie wiem. Uzyskałem zgodę prokuratury, mam dostęp do akt procesowych, bo okazało się, że pamięć jest jednak zawodna. Piszę ją również w oparciu o rozmowy z kolegami i moje własne notatki z prywatnego kalendarza. Chcę po prostu odtworzyć te wydarzenia, a przede wszystkim uzyskać odpowiedź na to, dlaczego nam się to nie udało. Wykrywalność jeśli chodzi o zabójstwa mieliśmy na poziomie 96%. To była jedna z najwyższych w kraju.

Paulina Schulz: Dziękuję za rozmowę.

Janusz Bartkiewicz: Dziękuję.

 

Przeczytaj komentarze (2)

Komentarze (2)

b.g środa, 30.08.2017 10:27
Hmmm,często w grze operacyjnej profesjonalna policja puszcza takiego "szczura" aby sprowokować sprawców do pożądanych działań.Z praktyki wiem ,że przynosiło to efekty.Czy tym razem sie uda ?
Artur poniedziałek, 21.08.2017 08:11
"...Ta brutalność, to, że stało się to na szlaku turystycznym, młodzi ludzie, którzy nie byli związani z jakąkolwiek sytuacją, która by „uzasadniała” taką zbrodnię..." - może po prostu zobaczyli coś czego nie powinni widzieć i sprawcy nie mieli wyjścia? Druga sprawa - publikuje pan informacje, że ma nowe dowody obciążające konkretne osoby... Czy to rozsądne zakładając, że to faktyczni sprawcy? Myśli pan że oni tego nie czytają? Jeśli to oni to na pewno siedzą i czekają na przyjazd policji.... ;)