16. Dolnośląska Brygada OT to dzisiaj porządna, rozpoznawalna marka
16. Dolnośląska Brygada OT to dzisiaj porządna, rozpoznawalna marka
Jak wojna rosyjsko-ukraińska zmieniła plany szkolenia żołnierzy WOT na Dolnym Śląsku? Czym będzie się różnił 163. Batalion Lekkiej Piechoty w Wałbrzychu od dwóch pozostałych? Czego Szwajcarzy nauczą naszych terytorialsów? I dlaczego nie ma obaw o brak chętnych do służby w 16. Dolnośląskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej? O tym wszystkim mówi jej dowódca, pułkownik Artur Barański trzy lata od chwili, gdy zaczął formowanie Brygady
Rozmawiamy w specyficznym czasie – po pierwsze, mijają trzy lata, od chwili, gdy zaczął Pan formować brygadę. Po wtóre, to jest trudny okres pod tym względem, że podobno ostatnio sporo osób z WOT-u odchodzi. Dlaczego? Co się dzieje?
Trzy lata formowania – patrząc z boku, można by dostrzec jakąś zadyszkę, chociaż w istocie zupełnie tak nie jest. Dlaczego? Bo wraz z tym większym odejściem, rozstaniem się z pewną grupą żołnierzy (ona przynajmniej od początku roku wydaje się większa) jednocześnie około 60% więcej osób przychodzi do służby w stosunku do tego samego okresu zeszłego roku, czyli mamy więcej chętnych!
Muszę Pana w tym momencie zapytać o przyczyny. Oczywiście dużo zmieniło się pod względem założeń istnienia WOT-u, jeżeli chodzi o trwającą od kilku lat epidemię. Ale też chyba konflikt za naszą wschodnią granicą mocno wpłynął na to, że ludzie chcą przychodzić do wojska albo z niego odchodzić. Ale to też wpłynęło zapewne na sposób, w jaki Państwo podchodzicie do swoich zadań.
Formowanie Brygady jest permanentną oceną sytuacji ze względu na zagrożenie, które od lutego tego roku jest zdecydowanie większe – widzimy to na wschodzie, gdzie toczy się konflikt między Rosją a Ukrainą. Musimy na to reagować, a więc też zmieniać nasze programy szkolenia. Po prostu musimy przygotowywać się również do wojny. Cały czas powtarzam, że Wojska Obrony Terytorialnej to równorzędny rodzaj sił zbrojnych, więc oprócz tej „covidowej” części naszych kryzysowych zadań, oprócz wspomagania ludności cywilnej, naszej lokalnej społeczności, mamy też tę część wojskową, mobilizacyjną, wojenną i do niej również musimy być dobrze przygotowani. Myślę, że żołnierze, którzy służą dłużej, lepiej rozumieją tę wojenną część swoich obowiązków, przygotowanie się do tego, bo to też jest bardzo ważne. Wojna toczy się przecież za naszą wschodnią granicą, więc takie decyzje dotyczące działań taktycznych, jak wyjazd na granicę, ochrona granicy polsko-białoruskiej, jak szkolenia z tym związane powodują zwiększenie świadomości naszych żołnierzy. A ci, którzy się z tym do tej pory nie mogli pogodzić, nie potrafili tego zaakceptować, odchodzą ze służby – służba w WOT jest dobrowolna i dla ochotników. Zwracam jednak uwagę na to (obserwujemy to na co dzień), że ostatnio takich żołnierzy, którzy są bardziej świadomi przychodzi do 16 DBOT coraz więcej.
W konkretnym celu związanym właśnie z zagrożeniem za wschodnią granicą?
Dokładnie. Ci ludzie są bardziej świadomi, czyli wychodzi na to, że trochę nasz stan osobowy wymieniamy na bardziej świadomy, dostosowany do czasów. Ci, którzy się nie godzą z nową sytuacją, bądź nie do końca są świadomi, że taka wojenna rzeczywistość może ich zastać, dzisiaj są zamieniani przez innych.
Przy tej okazji zapytam o jedną szczegółową rzecz: jak się mają wyjazdy Pańskich żołnierzy z Dolnego Śląska na granicę wschodnią do idei WOT-u, mówiącej o służbie blisko domu: „Zawsze gotowi, zawsze blisko"?
Tej naszej głównej zasady oczywiście nikt nie zmienia! Dzisiaj wspieramy straż graniczną na naszej wschodniej granicy. Jest to również zewnętrzna granica Unii Europejskiej – proszę o tym pamiętać. Myślę, że trochę o tym zapomnieliśmy, ale warto przypomnieć, że województwo dolnośląskie również ma zewnętrzne granice – dzisiaj ta z Czechami czy Niemcami jest bezpieczna...
...ale chce Pan powiedzieć, że nic nie jest dane raz na zawsze?
Oczywiście! Mieliśmy przecież przykład sprzed dwóch lat (już tutaj funkcjonowaliśmy), gdy te granice musieliśmy zamknąć. Co prawda był to przeciwnik trochę inny niż taki z konwencjonalnego konfliktu, bo mieliśmy do czynienia z groźnym wirusem, ale granice trzeba było uszczelnić. Dlatego wyjazd na wschodnią granicę i służba w krótkich okresach na pewno przygotowuje żołnierzy do zadań, które mogłyby się potencjalnie w przyszłości wydarzyć.
Mówi Pan w takim razie wprost o tym, że te wyjazdy na granicę polsko-białoruską są też elementem szkolenia bojowego na przyszłość?
Zdecydowanie tak, bo przecież incydenty, z którymi mieliśmy do czynienia jesienią zeszłego roku były bardzo częste i było ich dużo więcej niż teraz. Mam na myśli nielegalne przekroczenia granicy ze strony białoruskiej do Polski, których dopuszczali się przede wszystkim obywatele państw bliskowschodnich. Dzisiaj takie incydenty są zdecydowanie rzadsze i służba żołnierzy na granicy jest przede wszystkim zadaniem szkoleniowym. Podkreślić jednak trzeba, że nie jest to wyjazd na wojnę, jak niektórzy powtarzali czy obawiali się tego jeszcze jesienią ubiegłego roku. Dzisiaj wiemy doskonale, że to jest typowe zadanie szkoleniowe. Kierujemy na granicę żołnierzy z pełnym wyposażeniem, z bronią, z amunicją i uzbrojeniem, z którego na co dzień nie korzystamy na naszych szkoleniach rotacyjnych albo korzystamy rzadko. Dlatego warto tam pojechać – z czysto szkoleniowego punktu widzenia. Na pewno taka osoba stanie się lepiej wyszkolonym żołnierzem, przede wszystkim pod względem wykorzystania sprzętu wojskowego. To ważna wartość dodana tych wyjazdów.
To, o czym mówimy w kontekście trzylecia istnienia Brygady na Dolnym Śląsku, dotyczy głównie tych ludzi, którzy ochotniczo przychodzą do WOT-u. Przygotowując się do tej rozmowy, poczytałem komentarze na wojskowych stronach i portalach. Tam zauważyłem ciekawy wątek związany z zawodową kadrą oficerską i podoficerską. Internauci często twierdzą, że część kadry przychodzi do Wojsk Obrony Terytorialnej tylko po to, by podnieść sobie emeryturę lub stopień, a tak naprawdę z ideami przyświecającymi istnieniu WOT-u jest u nich kiepsko. Pan musi się mierzyć z takimi problemami, bo one pewnie w części tych przypadków są realne?
Niestety, rejestrujemy takie przypadki: żołnierz przychodzi do służby z deklaracją, że będzie wspierał rozwój 16. Brygady, natomiast po pół roku rozstaje się z mundurem i armią z „różnych” powodów. I to jest sytuacja, o której pan wspomniał. Jednak proszę pamiętać, że są to przypadki incydentalne. Oczywiście one wpływają na opinię o służbie w wojsku. Kolejnym razem nie chcemy już tak łatwo sięgać po żołnierza, który ma za sobą służbę wojskową. Pytamy go, czy ma świadomość, że powinien z nami trochę dłużej posłużyć. Chcemy wiedzieć, czy jego przyjście do służby nie jest spowodowane na przykład wyłącznie czynnikami finansowymi. Ale tak bardzo bym się tym problemem nie przejmował, bo to – jak już wspomniałem – przypadki naprawdę pojedyncze. One się zdarzają w całym Wojsku Polskim, więc trudno, by nie zdarzały się także w Wojskach Obrony Terytorialnej, skoro również przyjmujemy do służby żołnierzy zawodowych.
Jednym z bezpośrednich skutków tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, było przyjęcie przez Parlament ustawy o obronie ojczyzny. Ona dała WOT nowe możliwości, ale też spowodowała wzrost oczekiwań względem całej formacji. Jak to zmienia plany związane z budowaniem Brygady?
Dobrze, że mamy za sobą trzyletni okres, który przygotowywał nas do tych nowych zadań. Mówiąc o nowych zadaniach, mam na myśli przede wszystkim te dotyczące reagowania kryzysowego. Ustawa zmieniła głównie to, że za reagowanie kryzysowe w całym województwie, czy też zarządzanie reagowaniem kryzysowym, odpowiada dowódca brygady OT. Jest ze strony wojska prawą ręką wojewody, doradza wojewodzie w sprawach wykorzystania żołnierzy i sprzętu wojskowego.
Może Pan więc podejmować samodzielne decyzje, racjonalne względem tego, co Pan widzi?
Właściwie jestem doradcą wojewody w sytuacjach kryzysowych, jeśli chodzi o pomoc oraz wsparcie wojska i to zarówno przy wydzielaniu żołnierzy, jak i sprzętu. Doradcami wojewody w zakresie całego systemu reagowaniu kryzysowego są również samorządy na czele z dyrektorem wydziału zarządzania kryzysowego. Tam również pracują byli żołnierze – znam tych ludzi. Trzeba tu jednak pamiętać o tym, że środowisko wojskowe, choćby na skutek wprowadzenia nowej ustawy, mocno się zmienia, a wraz z tym zmienia się cała wojskowa rzeczywistość. Wojska Obrony Terytorialnej są stosunkowo młodą formacją, więc to nasze środowisko też nie jest do końca znane wszystkim byłym żołnierzom, którzy wojsko opuścili kilka lat temu. Dlatego wsparcie, o którym przed chwilą wspomniałem, jest wojewodzie potrzebne. Patrząc na te wszystkie wyzwania oraz na wpływ, jaki wywierają na życie formowanej 16. Brygady, nasuwa się wniosek o potrzebie weryfikacji naszych programów szkolenia – musimy się w pierwszej kolejności nastawić bardziej na nabieranie umiejętności współpracy z instytucjami, które za reagowanie kryzysowe są wspólnie odpowiedzialne. Mam tu na myśli chociażby straż pożarną, która przy najczęściej występujących zagrożeniach (powodziach, pożarach wielkopowierzchniowych, zagrożeniach chemicznych czy takich jak ostatnio mieliśmy na Odrze) pełni główną rolę.
Ale Dolny Śląsk to nie tylko tego rodzaju zagrożenia – mamy na południu góry: Sudety, Kotlinę Kłodzką, Karkonosze. Zaczęliśmy mocno współpracować z organizacjami i instytucjami takimi, jak Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe czy Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Prowadzimy coraz więcej wspólnych ćwiczeń, bierzemy udział w ćwiczeniach dotyczących reagowania kryzysowego w górach. To już przynosi konkretne efekty. Mamy w batalionach wyspecjalizowane pododdziały, które nabywają coraz więcej umiejętności po to właśnie, by w momentach zagrożenia mogły pomagać, a nie przeszkadzać tym instytucjom, które są przeznaczone w pierwszej kolejności do likwidacji skutków katastrof bądź ich zapobiegania.
Bataliony działają we Wrocławiu i Głogowie, a niebawem też w Wałbrzychu. To diametralnie różne obszary, należy więc przypuszczać, że różnić się będą także ich programy szkoleniowe. Czy na przykład w Wałbrzychu (połączonym z Kłodzkiem) będzie szkolenie takie jakie przechodzi (przynajmniej po części) piechota górska?
Rzeczywiście, od ponad dwóch miesięcy mamy w Wałbrzychu wyznaczonego dowódcę batalionu. Jestem po kilku rozmowach z panem pułkownikiem Andrzejem Brzozowskim – to specjalista wielu kierunków szkoleniowych, bardzo doświadczony oficer. Wiemy już, że w jego rejonie odpowiedzialności główny nacisk położymy na szkolenie górskie. Pan pułkownik jest doskonałym instruktorem, na pewno więc świetnie wyszkoli żołnierzy 163. Batalionu Lekkiej Piechoty. Co więcej, będziemy te szkolenia systematycznie rozwijać – nawiążemy współpracę z różnymi instytucjami w Polsce, ale również za granicą. Jestem świeżo po spotkaniu z dowódcami wojsk obrony terytorialnej Szwajcarii.
Najlepsi w Europie...
Tak, mają góry „troszeczkę” wyższe na południu kraju niż u nas (uśmiech) – Alpy to góry naprawdę bardzo wysokie, są tam też niebezpieczne przełęcze. Często dochodzi tam do zdarzeń kryzysowych, w których trzeba szybko reagować. Wojsko szwajcarskie ma bardzo dobrze wyszkolonych ratowników górskich i świetnych instruktorów. Myślę, że nawiązanie współpracy będzie tutaj kluczowe, jeśli chodzi o podnoszenie umiejętności naszych instruktorów. Na pewno takie wspólne szkolenia rozpoczną się już w 2023 roku – na razie na płaszczyźnie reagowania kryzysowego, ratownictwa górskiego, wspinaczkowego, linowego. Doświadczenia przekazywane przez naszych partnerów z armii szwajcarskiej będą doskonałym wkładem do szkolenia kryzysowego, szczególnie w 163. Batalionie w Wałbrzychu.
Jak rozumiem Szwajcarzy chętnie chcą się dzielić swoją wiedzą w tym zakresie?
Zdecydowanie! Powiedziałbym nawet, że nie tylko w tej kwestii ratownictwa górskiego. Oni zdają sobie doskonale sprawę z tego, jakie zagrożenie wynika z konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Myślę, że również nasze doświadczenia szkoleniowe (oczywiście w odpowiednim zakresie i na odpowiednim poziomie) przydadzą się Szwajcarom.
Mówi Pan o planach na nieodległą przyszłość i o tym, co powinno się dziać w kontekście naszej sytuacji geopolitycznej. Ale tu też pojawia się problem ludzki. Brygada cały czas organizuje nabory. Ale coraz częściej mówi się o tym, że całe Wojsko Polskie wyczerpuje swoje możliwości mobilizacyjne. Gdzie szukać nowych terytorialsów? Na pewno myśli Pan o tym intensywnie.
Mamy świadomość, że jest już naprawdę mało miejsc w województwie dolnośląskim, w których nie słyszano o Wojskach Obrony Terytorialnej. Przy okazji różnego rodzaju spotkań i w rozmowach z osobami, które na co dzień wojskiem się nie zajmują, takie informacje do mnie dochodzą. Dzisiaj jesteśmy rozpoznawalną marką, o ile można tak powiedzieć o 16. Dolnośląskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej.
Marka to marka – bez względu na to, czy to wielka firma produkująca coś konkretnego, czy instytucja taka, jak WOT...
W każdym razie jesteśmy rozpoznawalni i mamy poparcie społeczne, co też jest ogromnie ważne. Może ono nie jest dokładnie zmierzone, natomiast wyraźnie odczuwalne wśród społeczności lokalnej. Tam, gdzie się pojawiamy, jesteśmy dobrze przyjmowani – zarówno w instytucjach, jak i wśród zwykłych ludzi. Myślę, że zdobyliśmy to zaufanie właśnie przez realizację naszych podstawowych zadań, przez taką działalność jak niesienie pomocy podczas epidemii covidu, przy niesieniu pomocy uchodźcom zza wschodniej granicy, głównie obywatelom Ukrainy. To wszystko przekłada się na liczbę przyjęć do służby. W 16. Brygadzie służy się dobrze – dzisiaj mamy około 1,5 tysiąca żołnierzy. Żołnierze są środowiskiem opiniotwórczym w społecznościach lokalnych – przenoszą informację o możliwości służby u nas do swoich kolegów, koleżanek, do rodzin i znajomych. Mówiąc krótko, zupełnie się nie boję o to, że zabraknie nam kandydatów na nowych terytorialsów. Myślę raczej o tym, że za chwilę za bramą jednostki ustawi się kolejka chętnych do służby, a ja nie będę mógł ich przyjąć ze względu na wypełniony etat jednostki wojskowej. Dlatego, patrząc na demografię województwa dolnośląskiego (to prawie 3 miliony ludzi), na nastawienie do służby, na potrzeby organizacyjne wojska, zgłaszam mojemu dowództwu potrzebę zwiększenia struktury organizacyjnej Brygady. Mówiąc wprost, myślimy o stworzeniu nowego batalionu, który mógłby zacząć działać być może od początku roku 2024. Prowadzimy zaawansowane prace nad tym, by nasze struktury niebawem powiększyć. Jeśli więc chodzi o rozwój Brygady, naprawdę nie ma się czym martwić (uśmiech).
Wspomniał Pan o kilku bardzo ważnych krokach, które planujecie zrobić. A jak docelowo ma cała struktura wyglądać? W tej chwili mamy trzy bataliony, mówi Pan o czwartym – to już naprawdę duża brygada. Jak to powinno wyglądać w przyszłości?
Musimy pamiętać, że struktura brygady to nie tylko decyzja jej dowódcy. Wojska Obrony Terytorialnej to dzisiaj 20 brygad na terenie całej Polski – one odpowiadają za rejony swojej odpowiedzialności we wszystkich województwach. Wszędzie można spotkać żołnierzy OT i wszędzie realizują zadania, do których zostały powołane WOT. Nie możemy więc swoją strukturą odbiegać od brygad, które działają w innych regionach kraju. Ale – jak już powiedziałem – województwo dolnośląskie ma ogromny potencjał ludzki i przestrzenny. Patrząc na potrzeby niesienia pomocy tutaj, na konieczność realizacji zadań ściśle kryzysowych, ale również tych związanych z gotowością bojową, taki rozwój jest jak najbardziej potrzebny. Nie ma więc odwrotu – na pewno w tę stronę będziemy szli.
Zaczynaliśmy naszą rozmowę od tego, że mijają trzy lata istnienia 16. Brygady. Co przez ten czas było dla Pana radością zawodową, a co utrapieniem (bo nie wierzę, że są same radości…)?
Z formowaniem Wojsk Obrony Terytorialnej jestem związany od 2016 roku...
Długą drogę na Dolny Śląsk Pan przeszedł...
Na Dolny Śląsk przeszedłem właściwie z granicy wschodniej. Jestem związany z rozwojem WOT-u od początku i bardzo się cieszę, że mogę również tutaj służyć swoim doświadczeniem. I to jest właśnie ta największa radość – gdy tworzy się coś od początku w bardzo trudnych warunkach. Proszę sobie wyobrazić, że gdy 27 września 2019 roku zameldowałem się we Wrocławiu, byłem jedynym terytorialsem na ziemi dolnośląskiej (śmiech).
Cytując klasyka: „Na początku był chaos”?
O tak – na początku był chaos i nad tym chaosem trzeba było jakoś zapanować… Ale chyba już tak jest, że jeżeli coś tworzymy od początku, to trzeba mieć tą umiejętność zapanowania nad chaosem. Dzisiaj to już dobrze funkcjonująca struktura, w której jest ponad 1,5 tysiąca ludzi: żołnierzy i pracowników resortu obrony narodowej. Współpracujemy z wieloma instytucjami po to, by ludziom żyło się lepiej. Myślę, że to jest największa radość – że można w naszej przestrzeni lokalnych społeczności spotkać terytorialsów, którzy są potrzebni i skuteczni dzięki temu, że nabyli i ciągle nabywają coraz więcej umiejętności. I dzięki temu mogą pomagać ludziom.
I że tym ludziom, którym niesiecie pomoc, twarze się uśmiechają na widok munduru?
I że jesteśmy w stanie im pomóc – to chyba najważniejsze, dlatego że od tego jesteśmy, takie jest przeznaczenie naszych żołnierzy, żeby umieć pomagać ludziom. A utrapienia? Pewnie są – trochę już o nich mówiliśmy. Poważnym utrapieniem bywa to, że czasami dostajemy zadania, które są niespodziewane, które zakłócają ustalony rytm szkolenia, nasz plan rozwoju. Ale musimy być do tego przygotowani, dlatego że plany są po to, by nad nimi pracować i żeby je zmieniać. Czasami one zmieniają w efekcie sytuację, na przykład obecnej wywołanej przez konflikt rosyjsko-ukraiński.
Ma Pan na myśli zdanie, że jedyne, co jest pewne w życiu (również wojskowego) to zmiany.
Można tak powiedzieć (uśmiech). To jest permanentne w naszym wojskowym życiu. Ale musimy ze zmianami umieć sobie radzić.
Wspomniał Pan przed chwilą o swojej służbie w innych miejscach – i na Podkarpaciu, i na Kielecczyźnie – tamtejsze brygady WOT też Pan tworzył. Dolny Śląsk mentalnie bardzo różni się od tamtych części Polski. Pewnie widzi Pan to jako dowódca dużej formacji wojskowej?
Tu zdecydowanie jest inaczej niż w miejscach, o których pan wspomniał. Wschód Polski (zarówno Podkarpacie, jak i Kielecczyzna) to środowiska bardziej patriarchalne, przywiązane do ziemi, do rodziny, bardziej zachowawcze, tradycyjne. Dolny Śląsk to zachód Polski – tutaj żyje się inaczej, bliżej stąd do krajów zachodniej Unii Europejskiej, tu bliżej do otwartych granic.
Trudniej się żołnierzy na Dolnym Śląsku do różnych rzeczy przekonuje niż choćby na Podkarpaciu?
Trzeba mocniej nad tym popracować… (uśmiech).
Jak liczna docelowo ma być cała 16. Dolnośląska Brygada Obrony Terytorialnej?
Dzisiejszy etat to ponad dwa tysiące ludzi. Jak widać, ten region też ma silne tradycje wojskowe, ludzie mają tu dobre nastawienie do obronności. Wielu jest takich, którzy chcą służyć, zakładać mundur i nieść pomoc innym. I jest ich znacznie więcej, niż zakładaliśmy na początku formowania 16. Brygady. Nie dotyczy to zresztą tylko województwa dolnośląskiego. Być może działalność WOT podczas epidemii covidu czy innych sytuacji kryzysowych (jak trwający za wschodnią granicą konflikt) przysporzyły nam więcej kandydatów? Być może to efekt tego, że właściwie wykorzystaliśmy dany nam czas i dlatego mamy teraz więcej chętnych do służby – również na Dolnym Śląsku? A może to po prostu ciężka praca brygady, oficerów, podoficerów, szeregowych, żołnierzy, pracowników wojska, którzy codzienną ciężką służbą starają się, by tych kandydatów było tutaj jak najwięcej? Dzisiaj zdajemy sobie doskonale sprawę, że jesteśmy w stanie jeszcze ją powiększyć. Wiem, że tak się stanie, że to tylko kwestia czasu (uśmiech).
Proszę więc jeszcze zdradzić, gdzie powstanie ten czwarty batalion?
Nie możemy jeszcze o tym mówić dzisiaj. Mogę tylko powiedzieć, że środkowa część naszego województwa potrzebuje jeszcze dodatkowego batalionu...
Dodaj komentarz
Komentarze (0)