Krzesimir Dębski o rzezi wołyńskiej na podstawie rodzinnej historii
To była poruszająca lekcja historii, w której honor, godność i zwykłe ludzkie odruchy zeszły na plan dalszy. Liczyło się tylko tu i teraz. Przelana na Wołyniu krew polskich dzieci, kobiet i starców, podnosiła ducha walki ukraińskiego dążenia do niepodległości. Krzesimir Dębski na podstawie historii swojej rodziny opowiedział jak było naprawdę i co przed światem chowają Ukraińcy.
- Banderowcom, mordercom czy wręcz rzeźnikom z tamtych lat stawia się teraz pomniki. To oni są dla Ukraińców bohaterami - mówił autor książki. - Takie błędne koło krąży na tych ziemiach przez tyle lat, a oni nadal nie rozumieją, że bycie ukraińskim nacjonalistą to nie to samo co bycie patriotą - dodaje po chwili Krzesimir Dębski.
Trudne wspomnienia, opisane w książce poruszają słowem. Ta zapomniana, czy też raczej chowana pod płaszczem systemu zbrodnia w dalszym ciągu budzi skrajnie różne emocje. Dla nas, Polaków, była to prawdziwa rzeź, bezwzględne ludobójstwo. Na Ukrainie mówi się o tamtych zdarzeniach jak o "akcji przesiedleńczej".
- Przez pewien czas prowadzono na ziemi wołyńskiej ekshumacje zbiorowych mogił. W jednej wykopano szczątki 90-ciu ciał. Przeprowadzono badania DNA i naukowcy doszli do przerażających faktów. Średnia wieku zabitych wyniosła 7 lat - mówił Krzesimir Dębski. - Ukraińskie władze natychmiast zakazały Polakom dalszych prac. Chyba po prostu bali się, że ich punkt widzenia zostanie obalony - dodaje po chwili.
Dodaj komentarz
Komentarze (0)