Piramida w Bielawie
W pewnym przewodniku po Śląsku wydanym na przełomie wieków w Berlinie, spośród atrakcji wymienionych w Bielawie, można przeczytać o marmurowej piramidzie przy kościele ewangelickim. Przeczytałem raz, drugi, „eine Marmorpyramide” stoi jak byk. O co chodzi?
Kluczem do rozwiązania zagadki jest dalsza część opisu. Okazuje się, że piramidę wzniesiono na pamiątkę wydarzeń 1866 roku. Po sprawdzeniu okoliczności okazuje się, że autora przewodnika poniosła nieco fantazja, faktycznie był to obelisk, nie piramida. No cóż, piramida czy nie, wiąże się z nią ciekawa historia.
Dawno, dawno temu był sobie król, który zapragnął zostać cesarzem. Jego królestwo było bogate i dobrze rządzone, armia świetnie uzbrojona, z doborowym dowództwem i niezwykle bitnymi żołnierzami, na dodatek uzbrojonymi w najnowocześniejszą na świecie broń. Wojsko to nie miało sobie równych w całym ówczesnym świecie, nic więc dziwnego, że ów król nie zawahał się go wykorzystać do realizacji swych celów i niebawem cała ta potężna armia ruszyła przez górskie przełęcze na południe, by rzucić na kolana pewne stare Cesarstwo...
To nie jest bajka, to naprawdę wydarzyło się w 1866 roku. Tak zjednoczono Niemcy pod przywództwem Prus. Decydująca bitwa wojny Prusko-Austriackiej miała miejsce pod Sadową niedaleko Hradca-Kralowe w Czechach. Była to bitwa dwóch epok. Armia pruska była uzbrojona w nowoczesne karabiny iglicowe systemu Dreyse, które można było przeładowywać w pozycji leżącej, zaś austriacka w ładowane odprzodowo kapiszonowe karabiny Lorenza, co prawda o wiele bardziej donośne i celne od pruskich, jednak do jego załadowania żołnierz musiał wstać lub przynajmniej przyklęknąć stając się tym samym doskonałym celem. No i najważniejsza różnica - w czasie kiedy piechur austriacki oddawał jeden strzał, Prusak mógł wystrzelić cztery lub nawet pięć razy.
W jednej z potyczek z których składała się ta bitwa zginął Carl Heilmann z Bielawy. Austriacki oficer relacjonował po latach w taki sposób:
„Atak rozpoczął się bez przygotowania. Na rozkaz pułkownika Poeckha zostało wysłanych do przodu kilka oddziałów. Brygada zaatakowała z zapałem w dół przez zwłoki przeciwników. Zepchnęła wroga do krawędzi lasu, wielokrotnie przełamała jego linie i zbliżyła się do zachodniego skraju lasu. Przeciwnik cofał się w wielkim nieładzie. W jednej chwili sytuacja odwróciła się (do walki weszły dwa bataliony pruskiej 8 Dywizji Piechoty gen. por. Horna i zdezorganizowały jednostki brygady Poeckha). Na czele swojej brygady znajduje się pułkownik Poeckh i szybko atakuje ponownie. Ludzie byli wyczerpani, nieustannie wspinając się i schodząc poprzez gąszcz lasu, byli bez tchu. Musieli się zatrzymać.
Spostrzeżono na zalesionym wzgórzu po prawej stronie wielkie masy wojsk pruskich, które rozpoczęły morderczy ogień. To trzy dywizje pruskiej 2 Armii szybkim marszem z rejonu Dvur Kralove dotarły na pole bitwy. Tam nasza brygada poniosła największe straty. Dowódca i wszyscy oficerowie sztabowi - z wyjątkiem jednego - polegli. Kapitan Klobus który rzucił się z powrotem po wsparcie, musiał przedzierać się przez linie wroga i stracił konia. Tymczasem sytuacja w tej części lasu stała się nie do opanowania. Ze wszystkich stron oblężeni, nie mieli wyboru, musieli przebijać się z okrążenia. Żołnierze znaleźli się w walce z wrogiem i doznali mnóstwa ran ciętych i kłutych, i tylko niewielkiej części udało się wycofać. Pole bitwy przez wiele dni przedstawiało widok jak z najstraszniejszego horroru. Ciała poległych leżały wiele dni, nie było ich komu pochować. Ranni również długo musieli czekać na pomoc, o ile się jej w ogóle doczekali. Walczące wojska odeszły, a nieliczne oddziały sanitarne nie były w stanie w krótkim czasie przeszukać dużego obszaru bitwy. Brakowało lekarzy, austriaccy wzięci do niewoli pracowali ramię w ramię z pruskimi ratując życie rannym obu stron.”
Poległo tam tysiące żołnierzy, również Polaków skutkiem zaborów walczących po obydwu stronach konfliktu. Poległo również wielu Bielawian siłą wcielanych do armii pruskiej. Wśród nich szeregowy Carl Heilmann z 10 kompanii 51 regimentu piechoty dolnośląskiej, Carl Ernst Zucher z 3 eskadry Śląskich Dragonów 8 Regimentu, Józef Pohl artylerzysta 9 kompanii 51 dolnośląskiego regimentu piechoty - zginęli w środku lata, 3 lipca 1866 roku wraz z wieloma swoimi kolegami z Bielawy. To im, niewiele ponad dwa lata po tej bitwie, 18 października 1868 roku, postawiono nieopodal kościoła ewangelickiego obelisk nazwany w przewodniku nie wiedzieć czemu piramidą. Na 70-te urodziny marszałka armii cesarskich Niemiec, 2 października 1917 roku posadzono tam 7 dębów. Obecnie próżno szukać czegokolwiek, ślad zaginął i po pomniku, i po dębach. Pozostało kilka pocztówek.
Rafał Januszkiewicz
Przeczytaj komentarze (22)
Komentarze (22)
I co z niego zrobiliśmy? asfaltową pustynię!