Byliście już tego lata na Śnieżniku? Pan Mirek pierwszy raz zrobił to 50 lat temu. I ciągle tam lubi wracać [FOTO]

piątek, 2.8.2024 08:35 1888 0

To był piątek, 26 lipca 1974 roku. W telewizji premierę miał serial „Janosik”, a Mirek Zbrzeźniak też miał swój pierwszy raz. Ten uznany dziś przewodnik sudecki z Lądka-Zdroju wdrapał się na Śnieżnik [1423 m n.p.m.]. Pół wieku później umówiliśmy się, że zrobimy to razem. I zdarzył się cud. Taki spacer w towarzystwie doświadczonego przewodnika nie wymaga żadnego wysiłku. Słowo! Wystarczy słuchać jego opowieści...

Umówiliśmy się w Schronisku PTTK „Na Śnieżniku”, czyli znacznie niżej. Tu pan Mirek zaczął swoją opowieść. – Czy na całe życie zapamiętałem, kiedy pierwszy raz wszedłem na Śnieżnik? Nie, ale wieczorem w telewizji wszyscy oglądaliśmy „Janosika”. Niedawno sprawdziłem: pierwszy odcinek serialu pokazany był właśnie 26 lipca 1974 roku – mówi nam przy herbacie. A ile razy tam już wszedł od tego czasu?

Tego nie da się policzyć. W 1997 roku został przewodnikiem sudeckim i zdarzyło mu się, że był tam nawet pięć razy w jeden weekend. – To było podczas obsługi rajdu, czyli w piątek po dotarciu do schroniska wieczorem. W sobotę i w niedzielę raniutko z chętnymi na wschód słońca, a później normalna trasa zgodnie z planem – precyzuje pan Mirek.

A jak było za pierwszym razem? Skończył właśnie IV klasę. – Ojciec podwiózł mnie z kolegami swoją syrenką z Lądka do Kletna – to pamięta dobrze. To i dziś najczęstsze miejsce startu wyprawy na szczyt, także dla niedoświadczonych turystów. Szlak stamtąd prowadził jednak inną drogą, niż teraz. – Dopiero, gdy turystom udostępniono Jaskinię Niedźwiedzią, przesunięto go w obecne miejsce – dodaje.

Obowiązkowym przystankiem dla wszystkich, jak i dziś, było schronisko. Jego wygląd różnił się już od tego z czasów niemieckich. Pan Mirek jest kolekcjonerem regionaliów i chyba nikt na świecie nie ma tylu widokówek z naszych stron [kilka z nich dołączyliśmy do tego tekstu]. Na Śnieżniku nie było też wieży zbudowanej tam w końcu XIX wieku. Została zburzona w 1973 roku, pozostały po niej tylko kamienie.

– Gdy schodziliśmy, przeszliśmy przez granicę, na czechosłowacką stronę. Szedł za nami komendant placówki WOP z Międzylesia, ale mu uciekliśmy... – wspomina pan Mirek. Był wówczas w połowie szkoły podstawowej. Czy wtedy złapał górskiego bakcyla? Nie, dopiero gdy poszedł do tzw. Czerwonej Szkoły [dziś Kłodzka Szkoła Przedsiębiorczości] i zapisał się do kółka turystycznego, które prowadziła prof. Caryk.

A gdy został już przewodnikiem sudeckim, nie od razu miał łatwo. Pamięta grupę starszych kolegów z Malborka, którzy traktowali go jak to młodego: przynieś, wynieś, pozamiataj... Aż opowiedział im prawdziwą historię bitwy pod Grunwaldem. Tylko on ma do niej prawo, nie będziemy więc zdradzać szczegółów. Jest... pikantna, zatem pytajcie się o nią, gdy w pobliżu nie będzie dzieci.

Pan Mirek ma poczucie humoru, ale wie, z kim może sobie pozwolić na więcej. Na pierwszej „przewodnickiej” wizytówce miał takie motto: „Kobiety i góry najpierw się zdobywa, a potem zastanawia się, czy warto było”. I pokazuje nam kolejną widokówkę ze swojej kolekcji. – Od 40 lat za nim chodzę... – wtrąciła tu ze śmiechem jego żona, która wraz z nami szła na Śnieżnik. Widocznie warto było.

A na szczycie, do którego docieramy ze schroniska bez nawet chwili, by odsapnąć, musi być toast! Wchodzimy na wieżę i... strzela korek. Wszak co jubileusz, to jubileusz. Turystów wokół mnóstwo, a wielu z nich podpytuje pana Mirka, co widać z góry i gdzie warto dalej iść. Nawet w dobie wszechobecnych smartfonów [w Masywie Śnieżnika trudno o zasięg...] czy sztucznej inteligencji nic nie zastąpi rady mądrego człowieka.

Pan Mirek umie dobrać trasę do możliwości grupy. Potrafi ją też modyfikować, gdy widzi, że nie wszyscy sobie z nią radzą. Choć zdarza się, że i jego sytuacja zadziwia. Pamięta, że raz z grupy kursantów, którzy chcieli zostać przewodnikami sudeckimi, na 40 tylko 12 dało radę jego propozycji. Zwłaszcza w warunkach zimowych trzeba po prostu znać góry od podszewki. – Ale co to teraz za zimy... – wdycha.

Wspomina, że kiedyś było tyle śniegu, że do schroniska wchodziła się przez okno na pierwszym piętrze. Tak było jeszcze 25 lat temu. Teraz, w lecie, potrafi zadziwić sąsiadów. – Skąd idziecie? – pytają Czesi i nie mogą uwierzyć w odpowiedź. Na „spacer w chmurach” po czeskiej stronie Śnieżnika pan Mirek może bowiem zaprowadzić bardziej wytrawnych turystów od strony Trójmorskiego Wierchu [po czesku Klepáč].

Spytaliśmy ChatGPT o pana Mirka. Co nam odpowiedziała sztuczna inteligencja? To doświadczony przewodnik, który z pasją dzieli się swoją wiedzą o pięknie Sudetów. Znany jest z organizowania ciekawych wycieczek, które łączą nie tylko trekking, ale także odkrywanie lokalnej historii i kultury. Jego entuzjazm i zaangażowanie sprawiają, że każda wyprawa staje się niezapomnianą przygodą dla turystów w każdym wieku.

Święta prawda! Ale gdy dopytywaliśmy, padła taka odpowiedź: Nie posiadam szczegółowych informacji na jego temat. My Wam zatem podpowiemy. Jeśli chcecie nie tylko „zaliczyć” wieżę na Śnieżniku, ale i wynieść stamtąd coś więcej, niż kamyk ze szczytu i to z miejsca, gdzie turyści nie powinni wchodzić, po prostu historię, idźcie tam z doświadczonym przewodnikiem. Rodzina pana Mirka to potwierdza. [kot]

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Nowy wątek