Michał Nocoń to prawdziwy mag: swoją wiedzę tajemną pokazał na kłodzkiej scenie. „Dzikie Koty” wróciły!
Niech nam wybaczą aktorzy, ale to nie będzie tekst o nich. Grupa Teatralna „Dzikie Koty” pokazała 6 grudnia na scenie Kłodzkiego Ośrodka Kultury wybitne przedstawienie. Aktorzy, uczniowie „Chrobrego”, zagrali wręcz nieprawdopodobnie. I nie jest to żadna przesada. Sprawił to on: Michał Nocoń. Teatralny mistrz, mentor młodzieży, czasem wręcz ich kat. Przede wszystkim jednak WIELKI MAG.
Gdy zapowiadaliśmy premierę komedii Williama Szekspira „Sen nocy letniej”, spodziewaliśmy się raczej ludzkiego dramatu... Jak można przez rok przygotowywać szkolne przedstawienie? Jak na tak długo można angażować uwagę uczniów? Zresztą, po co?! Michał Nocoń powtórzył ze sceny KOK to, co już kiedyś od niego słyszeliśmy: – Teatr w szkole nie jest celem samym w sobie, ale drogą, doświadczeniem...
Znaliśmy już wielu z jego aktorów. Widzieliśmy ich nie raz na scenie. Mieliśmy wrażenie, że wszystko o nich wiemy. Ale to, co po morderczej pracy z reżyserem pokazali, z czym nas zostawili, można podsumować jednym słowem: podziw. Ich dykcja, panowanie nad oddechem, ruch na scenie... Wręcz ucieszyliśmy się z kilku drobnych potknięć, bo inaczej wydawałoby się, że to doskonałe maszyny, a nie ludzie.
Michał Nocoń zapowiadał, że w tym spektaklu nie będzie głównych ról, że wszyscy na scenie będą tak samo ważni. Owszem, podziwialiśmy wszystkich aktorów, ale scena „pojedynku” Hermii i Heleny? Naprawdę można tak przejmująco oddać emocje, gdy ma się tylko tyle lat? I zagrać je całym ciałem, ba, ciałami obu aktorek?! A scena finałowa? To była komedia najwyższych lotów! Zanosiliśmy się śmiechem.
Warto wspomnieć, że po spektaklu, który trwał niemal godzinę i 50 minut [to informacja specjalnie dla reżysera], Michał Nocoń przepraszał uczniów, że „czasem od nich za dużo wymagał”. – Czasem? Zawsze! – odezwał się wtedy jednej z jego aktorów. To najlepsze, czego mogli doświadczyć ci młodzi ludzie: sukces, a tym bez wątpienia jest to przedstawienie, nie przychodzi łatwo. Wymaga ciężkiej pracy.
I oto okazało się, że Michał Nocoń to szlifierz diamentów, a brylanty pomogła mu oprawić Ludmiła Chludzińska. Jej kostiumy podkreśliły blask, który bił od aktorów. A stylizacje, scenografia, muzyka? Wszystko było perfekcyjne. W żadnej mierze nieprzerysowane, ale w zgodzie z hasłem „mniej znaczy lepiej”. – Czy jesteście pewni, że nas zbudzono, bo mnie się wydaje, że nadal śnimy... – mówił Demetriusz w KOK.
Michał Nocoń dziękował swoim aktorom za odwagę. Podkreślił jednak, że obowiązki szkolne są dla nich najważniejsze. Trafił w sedno. A dla nas jedną z bohaterek tego przedstawienie była dziewczyna, która w nim nie zagrała. – A dlaczego nie na scenie? – spytaliśmy. Odpowiedziała: – Matura... Jeśli sama, jej rodzice czy nauczyciele podjęli taką decyzję, szanujemy ją jeszcze bardziej. Zrezygnować z takiej przygody?!
Podziękowań było więcej. I dla dyrektora „Chrobrego”, Marcina Klimaszewskiego, że pozwalał „zabierać uczniów z lekcji”. I dla dyrektora KOK, Tomasza Laska, że „Dzikie Koty” czuły się tam, jak u siebie. I dla Damiana Ślaka, m.in. kłodzkiego radnego i członka Dolnośląskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego, za to, że aktorzy mogli chłonąć atmosferę krakowskich teatrów. Warto w nich inwestować.
Koniec jest jednak słodko-gorzki. Wielu z nich nie zobaczymy już na kłodzkich scenach. Premiera za nami, ale czy będzie kolejne przedstawienie? Matura, a potem wylecą stąd w świat... A autor tego tekstu będzie po latach się chwalił: – Ja ich widziałem, gdy mieli naście lat i się na nich poznałem! Jak kiedyś na Robercie Lewandowskim... Pomogli mu w tym s. Benedykta Baumann, a teraz Michał Nocoń. [kot]
Zdjęcia: Mieczysław Krombach [publikujemy dzięki uprzejmości autora i Kłodzkiego Ośrodka Kultury].
Dodaj komentarz
Komentarze (0)