Robert Janowski stanął przy ołtarzu w Bystrzycy Kłodzkiej! A świadkami byli pani burmistrz i szef rady miejskiej [FOTO]
To nie żart ani żaden fake news, ale najprawdziwsza prawda! W niedzielę, 15 stycznia, Robert Janowski stanął przy ołtarzu w kościele św. Michała Archanioła w Bystrzycy Kłodzkiej. I zaśpiewał tak, że publiczność długo będzie pamiętać ten wieczór. Okazją był tradycyjny koncert noworoczny.
Czego można było się spodziewać po artyście, który przez 20 lat prowadził telewizyjny program „Jaka to melodia?”? Odśpiewania kilku polskich hitów wszech czasów, okraszonych na dodatek kilkoma kolędami. Do tego paru dowcipów, anegdot i... entuzjazmu zwłaszcza żeńskiej części publiczności. I tak było, ale... Nie dość, że Robert Janowski [rocznik 1961] okazał się RE-WE-LA-CYJ-NYM wokalistą, to jeszcze towarzyszył mu zespół [Tomasz Wójcik i Sebastian Ruciński – gitary oraz Piotr Górka – kontrabas], który dodał tylko jego występowi wyjątkowego smaku.
Zanim artyści pojawili się na scenie bystrzyckiego kościoła, wszystkich przywitała burmistrz Renata Surma. Specjalnie ciepłe słowa skierowała do naszych przyjaciół z Ukrainy, którzy goszczą teraz w Bystrzycy Kłodzkiej. Życzyła im, żeby jak najszybciej wrócili do siebie. Nie dlatego, że są tu źle widziani, ale by skończyła się wojna, a oni mieli gdzie wrócić... Słowom tym swoją obecnością powagi dodawał proboszcz, ks. Andrzej Ćwik. Powaga jednak natychmiast zniknęła, gdy na scenę wszedł Robert Janowski. Było wszystko to, czego się spodziewaliśmy, tylko... znacznie lepsze!
Kolędy – „Pójdźmy wszyscy do stajenki” w rytmie bossa novy, która przeszła w swingującą wersję „Gdy śliczna Panna” – porwały publiczność. A anegdota o Helenie Majdaniec (1941-2020), która określana była mianem polskiej „królowe twista”? Janowski dostał od niej list z nieba, dwa lata po śmierci artystki. Do dziś go nie otworzył, ale zaśpiewał największy chyba przebój pani Heleny: „Zakochani są wśród nas”. Muzycy świetnie się tu spisali w formule gypsy swing.
To, że pani burmistrz śpiewała, to nie dziwota. Ale że przewodniczącego rady miejskiej też poniosło?! Dotąd pana Artura Pokorę mieliśmy za statecznego mężczyznę... Tym razem żartujemy! Ale nie było chyba nikogo w kościele, kogo Janowski by nie oczarował i nie porwał do wspólnego śpiewu. Nawet ksiądz kanonik, który trzymał do pewnego momentu fason, zaczął się uśmiechać i jakby wybijać rytm w ławkę... Wokalista schlebiał publiczności, ale do czasu. Gdy zaśpiewał „Deszcz”, wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, pozwolił sobie na dłuższą pogawędkę.
– Kiedyś to był teksty... A teraz? Ja tych nowych nie rozumiem! – zaczął. Zacytował przy tym jakiś współczesny hit [Niestety, nie jesteśmy na bieżąco z nowym polskim popem, ale publiczności noworocznego koncertu ta piosenka była znana] i powiedział, że jego słowa są po prostu głupie. I to jest zagadka: kościół był wypełniony, publiczność fantastycznie reagowała na mądre teksty śpiewane przez Janowskiego, dla kogo zatem powstają te głupie?
Gdy wszyscy bawili się w najlepsze, Robert Janowski powiedział niespodziewanie: – Jak każdy artysta marzę, aby odejść na scenie... Usłyszał wtedy: – Nie w Bystrzycy! [Nawet wiemy, kto to krzyczał...]. To był jednak wielki finał koncertu: piosenka „My Way”, którą za oceanem wykonywał Frank Sinatra (1915-98), a u nas śpiewał Zbigniew Wodecki (1950-2017) jako „Szczęście jest we mnie”:
„Gdy śpiewam wam
szczęście jest we mnie”...
Po tych słowach bisów nie było.
Nie znaczy to, że artysta zniknął. Najpierw niespodziewanie pojawił się na ambonie, by pomachać publiczności, potem rzucił się w ramiona pani burmistrz w podzięce za maskotkę Lwa Bystrzaka, aż wreszcie długo pozował do wspólnych zdjęć z fanami. Oczywiście przed ołtarzem! Czy to nie jest dowód na szacunek dla publiczności? A na to wszystko do tego patrzyły rzeźby autorstwa Michała Klahra starszego (1693-1742)...
Piosenki oryginalnie wykonywane przez Roberta Janowskiego nigdy nie były przebojami. To też swego rodzaju zagadka. Na koncertach śpiewa więc zwykle przeboje innych, choćby grupy Perfect. Nie chce jednak naśladować na przykład Grzegorza Markowskiego. Robi to po swojemu. I robi to po prostu dobrze. Koncert w Bystrzycy Kłodzkiej był wręcz doskonały.
Nie byłby z pewnością taki, gdyby nie realizatorzy dźwięku: Tomasz Budkiewicz i Rafał Cymbalista oraz cała ekipa Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Bystrzycy Kłodzkiej. A dyrektorka MGOK-u, Ewelina Walczak, twierdzi, że to dopiero początek roku, zatem jeszcze nas zaskoczy. Nie możemy się już doczekać! Wszystkim zaś podpowiadamy: do Bystrzycy Kłodzkiej nie jest daleko i warto ją odwiedzać. [kot]
PS I jeszcze anegdotka, którą opowiedział nam Robert Janowski. Podchodzą do niego fanki i mówią: – Moja babcia nie opuściła żadnego pana programu w telewizji! Cóż, lata lecą, ale życzymy nastolatkom takiej werwy na scenie, takiego dystansu do siebie, a zwłaszcza – tak dobrze wykształconego głosu, jak ma Janowski.
Komentarze (26)