Piękna i Bestia... Nula Stankiewicz i Janusz Strobel zaczarowali publiczność „Gitariady”. Szykujemy się na finał kłodzkiego festiwalu!
Recital Nuli Stankiewicz i Janusza Strobla na scenie kłodzkiej kawiarni „Pan Kawka” był tym, czego mężczyzna po prostu potrzebuje. Można było podziwiać – aż do uwielbienia! – wspaniałą wokalistkę i zazdrościć nieprawdopodobnemu wręcz gitarzyście. Zaskoczenie? W żadnym razie. Można było postawić ostatnie pieniądze, że występ tego duetu na Kłodzkim Festiwalu Muzycznym „Gitariada”, to będzie wielkie wydarzenie.
– Na kabaret czy na koncert? – tym pytaniem w piątek, 14 kwietnia, byliśmy witani po przekroczeniu progu Kłodzkiego Ośrodka Kultury. W sali widowiskowej występował Kabaret Paranienormalni, polska czołówka w tej kategorii. Koncert zaś, w ramach „Gitariady”, dawały absolutne gwiazdy: Stankiewicz i Strobel właśnie. I doczekaliśmy czasów, że pod jednym dachem, w dwóch zapełnionych publicznością salach, mogliśmy wybrać: śmiech czy... śmiech, choć z dużą dawką refleksji. My wybraliśmy to bardziej kameralne spotkanie.
Przedstawiać wykonawców nawet nie wypada. Zacznijmy, wyjątkowo, od mężczyzny. To, co Janusz Strobel wyczynia z gitarą, po prostu nie mieści się w głowie. Wydawało się, że robi to z taką lekkością, jakby oganiał się od mało natrętnej muchy. A dźwięków z instrumentu wydawał tyle, ile było potrzeba, by na ich tle zabrzmiał niezwykły głos Nuli Stankiewicz. Ani jednego więcej, żadnych zbędnych ozdobników czy wirtuozerskich popisów. Kapitalna lekcja dla młodszych, nie tylko muzyków zresztą.
A Nula Stankiewicz? Oczarowała wszystkich od pierwszego wersu, który wyśpiewała, a tak naprawdę od pierwszego kroku na scenie. „Trzeba marzyć” – kompozycja Strobla do słów Jonasza Kofty. Tak, ta wokalistka byle czego nie śpiewa... A że wszystkie piosenki, które śpiewała w Kłodzku, znamy z innych, wcześniejszych wykonań, sami się przyłapaliśmy na rozważaniach: kto lepiej to zaśpiewał? Na przykład Irena Santor, Hanna Banaszak czy Ewa Bem, a może jednak Nula Stankiewicz? Nic głupszego, niż takie dywagacje!
Nula Stankiewicz śpiewała tak, jakby wszystkie te piosenki były napisane właśnie dla niej. Może zresztą tak było, choć twórcy nawet nie zdawali sobie z tego sprawy? Śpiewała „po swojemu”, choć nie wydziwiając przecież. I bardzo ważne: w tych piosenkach tekst jest równie ważny, jak muzyka, który mu towarzyszy. U Stankiewicz słyszeliśmy każdą głoskę, a te syczące nie syczały! Banał? To proszę posłuchać wielu piosenkarek... – Za dużo jest piosenkarek – powiedział w trakcie koncertu Janusz Strobel. Racja, dobrze jednak, że jest Nula Stankiewicz. Chociaż...
Artystka jest straszną gadułą! Ale – prosimy o wybaczenie... – nie plecie, ale mówi. Opowiada tak ciekawe historie, że moglibyśmy ich słuchać nawet bez gitary Janusza Strobla w tle. Ponoć przecież najważniejsze jest, by kobiet słuchać. Udowodnimy zatem, że to robiliśmy, nie z obowiązku, ale z rosnącą przyjemnością słuchania. Na wstępie musimy jednak zaprotestować. – Witek jest kłamczuszkiem... – powiedziała pani Nula o Witoldzie Kozakowskim, dyrektorze artystycznym „Gitariady”. Nie może nim być, skoro tak ją zachwalał!
Niezwykle ciekawa była za to historia piosenki „Ździebełko”, którą Jonasz Kofta i Janusz Strobel napisali dla Ireny Santor. Zrobili to, gdy późno w nocy opuścili klub SPATiF [to taki warszawski „Pan Kawka”, tylko artystom tam mniej kawy rozlewają, niż u nas] i nie chcieli jeszcze kończyć dnia. Zapukali więc w środku nocy do pani Santor, a gdy już ta otworzyła, Kofta bez ogródek zapytał: – Co masz w lodówce i kredensie? Odpowiedź – i zawartość tych mebli – musiała być satysfakcjonująca, bo rano piosenka była gotowa.
Albo historia związana z piosenką „Jej portret”, którą Stankiewicz zjawiskowo zaśpiewała, a sama opowieść była równie dobrze opowiedziana. Utwór ten skomponował Włodzimierz Nahorny, ale... Janusz Strobel utrzymuje, że tylko dlatego, że pan Włodzimierz jest od niego starszy i właśnie dlatego, go wyprzedził. Jak opowiadała pani Nula, Strobla to zawsze bolało, że dał się wyprzedzić z tak banalnego powodu. Aż kiedyś zdradził swoją teorię Nahornemu i ten... przyznał mu rację.
To miłe artystyczno-inteligenckie opowiastki, ale Nula Stankiewicz dotknęła też współcześnie ważkiego tematu. Jak motywować uczniów? Wyłącznie ich chwalić, co postulują niektórzy? Opowiedziała o swoim pierwszym spotkaniu z Januszem Stroblem. Odbyło się przy okazji jakiegoś konkursu wokalnego. Ona była uczestniczką, on jurorem. Po występie podeszła do już wtedy wielkiej gwiazdy gitary, i spytała: – Jak było? Strobel odparł: – Co było dobre, to sama wiesz. Powiem ci, co było źle... I była to ponoć bardzo długa przemowa.
Przykład Nuli Stankiewicz pokazuje, że nie warto „zagłaskiwać” młodych. Ci ambitni, posłuchają mądrzejszych, co robią źle i wyrosną choćby na wybitnych wokalistów, jak pani Nula [to przy tej opowieści Janusz Strobel powiedział właśnie, że „za dużo jest piosenkarek” i to była jego najdłuższa tego dnia wypowiedź, która padła ze sceny]. A Nula Stankiewicz w Kłodzku pokazała, do czego doszła: oddechem oddawała emocje. Jak zaczerpuje powietrze słychać było tylko wtedy, gdy ona chciała tym coś wyrazić. Czy Strobel jest zatem złym pedagogiem? Doskonałym!
Była też historia, która nie wywołała uśmiechów na twarzy publiczności. Pani Nula opowiedziała o swojej przyjaciółce, Paulinie z Mińska, która w związku z sytuacją polityczną na Białorusi, nie może wrócić w swoje strony, po prostu do siebie. Mieszka we Wrocławiu, a tego wieczoru była z nami w Kłodzku. Zaśpiewała potem piosenka „Ptaki Smutku” , wbiła nas w fotel, ale niosła ze sobą przecież też optymistyczne przesłanie:
„Listopad choćby trwał bеz końca
Też w końcu kiedyś minie”...
A co mogliśmy usłyszeć na koniec właśnie? Oczywiście „W moim magicznym domu”, którą rozsławiła Hanna Banaszak. To piosenka, która – według słów pani Nuli – sprawiła, że Janusz Strobel jest bogaty. Bo... może reklamować wszystko! Jakoś jesteśmy jednak przekonani, że śpiewająca z artystką tę piosenką publiczność, nie znała jej z reklamy. Proszę Państwa, w Kłodzku mamy wspaniałą publiczność! I to nie dlatego / właśnie dlatego [proszę wybrać bliższą sercu wersję], że wśród niej był starosta kłodzki Maciej Awiżeń czy burmistrz Michał Piszko. Zapewniam jednak, że na tym koncercie nie byli specjalnie celebrowani, co tylko dobrze świadczy o obu panach.
I jeszcze bis: „Uciekaj moje serce” Seweryna Krajewskiego. Nula Stankiewicz zaśpiewała to tak, że jesteśmy przekonani, iż Krajewski skomponował tę piosenkę właśnie dla niej. Nigdy nie słyszeliśmy lepszej wersji. O Stroblu nic tu nie piszemy, bo zagrał tak, że... Każdy chłopak chciał być kiedyś gitarzystą. Dlaczego? Bo mógłby słuchać takich dziewczyn jak Nula Stankiewicz na co dzień.
Napisaliśmy o tym koncercie dużo, może za dużo, a moglibyśmy jeszcze więcej. Po prostu dlatego, że byliśmy świadkami wielkiego wydarzenia. I znowu przywołamy tu słowa pani Nuli: „Bardzo wartościowego, choć niszowego”. Takie rzeczy dzieją się w Kłodzku, za co warto podziękować Witoldowi Kozakowskiemu, ale docenić pracę Tomasza Laska, dyrektora Kłodzkiego Ośrodka Kultury, który wraz ze swoim zespołem tworzy coraz ciekawsze miejsce. A scena klubowa w „Panu Kawce”? To majstersztyk. I niewątpliwy cichy bohater koncertu: akustyk Piotr Wąsik. Na jego widok już zawsze będziemy się kłaniać.[kot]
PS Jeżeli ktoś jeszcze zdąży... W sobotę o 18:00 w KOK zagra Erlendis Quartet [jak mówił Kozakowski, to niegdysiejsi laureaci kłodzkiej „Gitariady”] a o 20:00 u jezuitów Krzysztof Meisinger. Grzech nie skorzystać.
Przeczytaj komentarze (3)
Komentarze (3)