Jedyna w Polsce wystawa historycznych neonów na wolnym powietrzu znów świeci pełnym blaskiem
Przez długie lata nadawały Wrocławiowi szyku i elegancji. W czasach PRL były namiastką lepszego, kolorowego świata, za którym każdy tęsknił. Dziś, zgromadzone w jednym miejscu, znów cieszą oczy. W sobotę odbył się uroczysty restart galerii neonów w podwórku przy Ruskiej 46c. Wszystkie napisy przeszły remont kapitalny, wart łącznie 250 tys. złotych. To jedyna w Polsce ekspozycja historycznych neonów w ogólnodostępnej przestrzeni publicznej.
W czerwcu 2024 roku Miasto podpisało umowę najmu z Tomaszem Kosmalskim, kolekcjonerem neonów i przedstawicielem fundacji Neon Side. Uzgodniono, że Wrocław weźmie napisy przy Ruskiej w 10-letni najem. Poza kosztami bieżącego utrzymania, w ciągu 9 miesięcy Miasto miało przeprowadzić remont, gdyż wiele z nich nawet nie świeciło. Ten termin właśnie został zachowany.
- Nie powinno się nadużywać słowa „kultowe”, ale do tego miejsca chyba nic nie pasuje lepiej. To podwórko łączy pokolenia. Odwiedzają je młodzi, by zrobić zdjęcia. Starsi mogą tu odświeżyć wspomnienia – mówi prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. - To miejsce stało się świetlną mapą Wrocławia, który żyje już głównie w ludzkiej pamięci. Mamy tu i chętnie odwiedzane kina sprzed lat, i biurowiec „Cuprum” z ówczesnego Placu 1 Maja. Mamy duży i mały handel: uczęszczane obiekty handlowe, jak „Rumcajsa” z Powstańców Śląskich, „Hermesa” z Grabiszyńskiej, i małe placówki: obuwniczy z narożnika Kościuszki i Stawowej, spożywczy ze Spółdzielczej na Biskupinie czy kwiaciarnię. A nawet dyskotekę „Hanka”. Pełen przekrój życia naszego miasta z drugiej połowy XX wieku - dodaje Jacek Sutryk.
Uratowane przed złomowiskiem
Kolekcja neonów w podwórzu przy Ruskiej została zgromadzona przez Tomasza Kosmalskiego. Pan Tomasz, prawnik z wykształcenia, „kolekcjoner Wrocławia” z zamiłowania, zajął się ratowaniem neonów w 2005 roku. Formalnie nie były zabytkami. Dla ówczesnych właścicieli, zazwyczaj prywatnych, stanowiły raczej problem, a nie coś, w co warto inwestować. – Bardzo się cieszę, że porozumienie z Miastem znajduje swój finał w kompleksowym remoncie tych neonów. Każdy z nich ma swoją wyjątkową historię, która łączy w sobie czasy świetności i opowieść, jak to się właściwie stało, że dostał drugie życie. Niektóre z nich odkupiłem od ekip remontujących elewacje budynków, a na przykład napis reklamujący sklep spożywczy z Biskupina kupiłem w skupie złomu, gdy był już pocięty. Wiele napisów było trudnych w demontażu. Przykładem jest jeden z największych neonów w podwórzu przy Ruskiej, czyli „Elam”. Trafił tutaj z zakładów automatyki przy Chorwackiej. Znajdował się tam na dachu pięciopiętrowego budynku. Niełatwo było go zdjąć nawet przy użyciu podnośnika – wspomina Tomasz Kosmalski.
Sobotnie otwarcie galerii neonów nie było po prostu „naciśnięciem włącznika”. Artysta i scenograf, a zarazem wykładowca wrocławskiej ASP Sebastian Siepietowski przygotował na tę okoliczność efektowny pokaz multimedialny. Dzieje wrocławskich neonów barwnie opisał profesor Jan Miodek. Ponieważ budynki w podwórku neonów są jednocześnie siedzibą wielu wrocławskich organizacji kulturalnych, w ramach promocji zbliżającego się 61. Festiwalu Jazz Nad Odrą mieszkańcy zobaczyli i usłyszeli również występ saksofonisty Roberta Kamalskiego oraz Sebastiana Filiksa, znanego na rynku muzycznym jako DJ Feel X, kojarzonego głównie ze współpracy z Kaliber 44.
Z kolei na niedzielę (6 kwietnia), na godz. 19, zaplanowane jest oprowadzanie po neonach przy Ruskiej 46 c. Tym razem zaprasza Neon Side. O historii napisów opowiedzą Tomasz Kosmalski oraz Daniela Szymczak reprezentujący fundację – właściciela neonów.
Na trzech ścianach podwórza wisi dziś dwadzieścia napisów. Zdecydowanie najliczniej reprezentowane są placówki handlowe różnej wielkości, których jest osiem. Kolejna najliczniejsza kategoria to wrocławskie kina – są trzy.
- Cztery neony były w takim stanie, że w zasadzie trzeba było je stworzyć od nowa. Mam tu na myśli „Grand Hotel”, „Elam” i „Rumcajsa” oraz „Cuprum”. W tych przypadkach trzeba było wykonać nowe rury, nowe transformatory. Stare zostały tylko pudła, stanowiące tło dla liter. To nie był łatwy logistycznie remont, bo naprawa neonów to nie „tylko” formowanie nowych rur w zakładzie. Sam podnośnik koszowy w tym podwórku pracował przez siedem tygodni. Był konieczny do montażu, demontażu, czyszczenia – mówi Robert Konopka z firmy KONO, która na zlecenie Zarządu Zasobu Komunalnego była wykonawcą remontu.
Z dziejów wrocławskich neonów: pożar, skandal i czarownica
Lampy neonowe to wynalazek z początku XX wieku. Zaczęły rozpowszechniać się na ulicach dużych miast od lat dwudziestych. Także w Breslau, gdzie takie napisy wieczorami można było dostrzec w Rynku czy przy reprezentacyjnych, handlowo-rozrywkowych traktach miasta: Gartenstrasse (dziś Piłsudskiego) albo przy Schwo (gwarowa nazwa Schweidnitzerstrasse, dzisiejszej Świdnickiej).
Jeszcze większego znaczenia neony nabrały dla powojennych wrocławian. Prawdziwy boom na kolorowe napisy zaczął się w latach sześćdziesiątych. Z ulic znikały ruiny, powstawały nowe osiedla z wielkiej płyty, ale nowi mieszkańcy wciąż „oswajali” tkankę jeszcze niedawno całkowicie obcego im miasta. Za dnia wciąż nosiła ona liczne powojenne rany. Za to o zmroku, dzięki neonom, nabierała już całkiem eleganckiego, wielkomiejskiego sznytu. W 1960 roku Wydział Gospodarki Komunalnej wygospodarował na neony dwa miliony złotych. Lawina ruszyła. Świecące napisy we Wrocławiu wkrótce liczyły się w setkach.
Warto wspomnieć tu nazwiska przynajmniej niektórych zasłużonych twórców wrocławskich neonów: Jerzego Werszlera, Janusza Tarantowicza, Tadeusza Ciałowicza, Mariana Fijałkowskiego, Stanisława Chronowskiego. Co ciekawe, nie tworzyli wyłącznie napisów informujących, gdzie znajduje się hotel, gdzie dom towarowy, a gdzie warzywniak. Janusz Tarantowicz jest „ojcem” między innymi kultowego ludzika i napisu „Dobry wieczór we Wrocławiu”. Do dziś wita on z dachu bloku przy Piłsudskiego podróżnych, wychodzących z Dworca Głównego. Marian Fijałkowski stworzył dynamicznie wyglądający, edukacyjny i zajmujący pół bocznej ściany kamienicy na rogu Świerczewskiego (ówczesna nazwa ul. Piłsudskiego) i Komandorskiej neon „nieuwaga = pożar”. Niektóre neony były całkiem kreatywne, zwracały uwagę i prowokowały do dyskusji. Gdy Jerzy Werszler zaprojektował nagą Ewę z jabłkiem w ręku, by rozpropagować zdrowotne właściwości owoców, wybuchł obyczajowy skandal. Neon zawisł przy rogu Teatralnej i Piotra Skargi, naprzeciwko ówczesnego Wzgórza Partyzantów (dziś już Bastionu Sakwowego). Okoliczni mieszkańcy zaczęli jednak mieć pretensje, że napis może i głosi słuszną sprawę, ale goła Ewa jest niemoralna. Szybko ją zdjęto. Ciekawe, że znacznie cieplej przyjęto dosłownie kilkadziesiąt metrów dalej inną kobietę, dosiadającą odkurzacza. Ową postępową wiedźmą, która oddała do lamusa atrybut w postaci miotły, reklamowały się sklepy AGD „Eldom” na kamienicy przy Piotra Skargi.
Dzieje wielu tych napisów były równie barwne, jak same neony. Z większością czas obszedł się niezbyt łaskawie. Wiele bardzo ciekawych neonów trafiło na złom. Szczególnie w III RP, gdy wydawały się reliktem minionej epoki. W podwórku przy Ruskiej zachowujemy wiele wspomnień, a samo miejsce jest symboliczne. Od lat sześćdziesiątych właśnie w tym miejscu funkcjonowało przedsiębiorstwo „Reklama”, które było największym producentem neonów na Dolnym Śląsku.
Dodaj komentarz
Komentarze (0)