Lechia pokonała Śląsk II Wrocław
Trójkolorowi ponownie zwycięscy! Lechici pokonali dziś Śląsk II Wrocław 2:1 (1:0) po golach Niedojada i Słoneckiego, podtrzymując passę meczów bez porażki (ostatni raz przegrali 10 października). Podopieczni Zbigniewa Soczewskiego rozegrali bardzo dobre zawody szczególnie w I połowie i ostatecznie zasłużenie pokonali kolejnego rywala ze szczytu ligowej tabeli.
Pojedynek z rezerwami wrocławskiego Śląska był pierwszym z rundy wiosennej. Bardzo dobra jesień w wykonaniu podopiecznych Zbigniewa Soczewskiego bardzo pozytywnie nastrajała przed kolejnym, ciężkim, ligowym pojedynkiem. Wszak Lechici w ostatnim czasie nie znaleźli pogromcy i odprawili z kwitkiem najlepsze ekipy tych rozgrywek. Przyszła więc pora na wrocławski Śląsk, z którym mieliśmy rachunki do wyrównania, bowiem wracając pamięcią do pierwszej, sierpniowej potyczki, nie mamy najlepszych wspomnień. Bardzo wątpliwy rzut karny dał wtedy gospodarzom jeden punkt, a nam zabrał dwa. O motywację zatem mogliśmy być spokojni.
W podstawowym składzie zabrakło jednak tego, który napsuł najwięcej krwi rywalom w letnim pojedynku. Kamila Śmiałowskiego złapała grypa jelitowa i mecz musiał rozpocząć na ławce. W jego miejsce wskoczył jednak Patryk Paszkowski, który jak się później okazało, był jednym z najjaśniejszych punktów naszej drużyny w dzisiejszym meczu. Sam mecz rozpoczął się dość niemrawo i obie ekipy podeszły do siebie z respektem. Jednak już w piątej minucie podopieczni Zbigniewa Soczewskiego mogli wyjść na prowadzenie. Na strzał z bocznego sektora zdecydował się Łukasz Maciejewski i tylko przytomna interwencja Abramowicza, uratowała jego zespół przed utratą bramki, a futbolówka wylądowała na poprzeczce. Dzierżoniowianie dostali impulsu i przejęli inicjatywę, efektem czego była kolejna sytuacja po wrzutce z boku, piłki nie sięgnął Niedojad, końcem buta spróbował Paszkowski, ale strzał minął nieznacznie bramkę. Lechici byli aktywniejsi, posiadali optyczną przewagę, jednak nadal brakowało goli. W odpowiedzi bardzo groźnie zaatakował dwukrotnie Śląsk, ale Łukasz Malec był na posterunku i raz w paradzie wybił futbolówkę nad poprzeczkę, a drugim razem również dzięki jego obronie, piłka trafiła w poprzeczkę. W pierwszej części meczu mieliśmy jeszcze dwukrotnie trafienie w poprzeczkę. Raz po składnej akcji trafili w nią Lechici, raz goście. W końcu jednak szczęście uśmiechnęło się do naszej drużyny. Łukasz Malec rozpoczął grę dalekim wykopem, głową zgrał Ochota i Niedojad wygrał pojedynek najpierw z obrońcą, a później sam na sam z bramkarzem, minął go i skierował piłkę do siatki. Jednobramkowym prowadzeniem zakończyła się pierwsza część spotkania, w której nasza drużyna zaprezentowała się bardzo poprawnie, choć rywale również nie odstawali i mieli swoje okazje.
Na drugą część meczu nasza drużyna wyszła mocno zdeterminowana. Aktywna postawa pozwoliła na podwyższenie prowadzenia. Do piłki bitej z rzutu rożnego najwyżej wyskoczył Paweł Słonecki i głową od poprzeczki ulokował futbolówkę w siatce. Drugi gol podziałał na Lechitów dość kojąco, którzy widząc, że rywal nie zamierza składać broni i szykuje się do odrabiania strat, cofnęli się nieco na swoją połowę, oczekując szans w postaci kontrataków. Niestety taka gra nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. W środku pola brakowało nieco zadziorności Piotra Pietkiewicza, który w pierwszej połowie ujrzał żółty kartonik i musiał się pilnować, a piłkarze rezerw Śląska doskonale to wiedzieli i często próbowali wymuszać nieczyste interwencje na naszym pomocniku. Ten na całe szczęście nie dał się sprowokować i drużyna nie została osłabiona. Oglądaliśmy dobre piłkarskie zawody, w których przewagę zaczynali zdobywać goście z Wrocławia. Więcej operowali piłką i osiągnęli sporą przewagę. Z Lechitów na 25 minut przed końcem meczu zeszło nieco powietrze i swoją szansę zwietrzyli wojskowi. Pech chciał, że w 69 minucie jeden z rywali nastrzelił rękę Marcina Buryło i arbiter zmuszony był podyktować jedenastkę. Łukasz Malec wyczuł intencje strzelca i już miał piłkę na rękawicy, ostatecznie jednak Repski zdobył kontaktowego gola. Ten z kolei dodał skrzydeł gościom i nasz golkiper co jakiś czas miał pełne ręce roboty. Defensorzy Lechii bali się ostrzej powstrzymywać rywali w polu karnym i ci stwarzali sobie czyste okazje, jednak Malec był dziś z gry nie do pokonania. Zastopował przeciwników i dopuścił, aby żadna kolejna piłka nie wpadła mu do siatki. Na boisku pojawił się też Kamil Śmiałowski, jednak stan zdrowia nie pozwolił mu nawet na dokończenie meczu i przedwcześnie opuścił plac gry. Szacunek i brawa za chęć pomocy drużynie. Im bliżej końca spotkania, tym bardziej dłużyły się minuty. I choć Lechici nie pozostawali dłużni rywalom, to jednak nie wypracowali sobie równie klarownych okazji do zdobycia bramki. Ostatecznie wygrana stała się jednak faktem i to w tym wypadku jest najważniejsze. Lechici nie zagrali tak dobrych zawodów jak z Miedzią czy Polkowicami, jednak to wystarczyło dziś na pokonanie rezerw Śląska. Brawa, brawa i jeszcze raz brawa za wygraną, gdyż prawdziwą drużynę poznaje się także po tym, gdy potrafi wygrać, nie rozgrywając najlepszego pojedynku, a tak dziś było w drugiej połowie. Przynajmniej do niedzieli jesteśmy więc na "pudle" ligowej tabeli.
Wypowiedzi pomeczowe - KLIKNIJ TUTAJ
Tekst: Lechia Dzierżoniów
Foto.: Krzysztof Brzeźniak - Doba.pl
Komentarze (14)