ZACZYTANI... Hubert Klimko-Dobrzaniecki "Samotność"
Badania wskazują, że 56% Polaków nie czyta książek. Bądź kimś wyjątkowym, dołącz do tych, którzy czytają! Sięgnij po książkę rekomendowaną przez ząbkowickie koło Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Dzisiaj lekturę poleca Elżbieta M. Horowska.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Samotność, Kraków 2015 Noir sur Blanc
Wywodzącemu się z Bielawy pisarzowi, zdarzało się już w przeszłości wydawać dwa tytuły w roku. Co stawia Huberta Klimko-Dobrzanieckiego w szeregu autorów płodnych, a w każdym razie pracowitych i twórczych. W rubryce ZACZYTANI pisałam o jego pierwszej w 2015 r. książce pt. „Predator”. Autor już wtedy sygnalizował, że jesienią ukaże się polecana dzisiaj powieść „Samotność”. Dorzucam od siebie impulsywnie, że samotność spotęgowana, totalna, absurdalna wręcz.
Jej – samotności – ofiara (?) żyje rejestracją codziennych, prozaicznych, powtarzalnych czynności. Oraz wspomnień gorącego romansu z wakacji spędzonych w Chorwacji. Romansu z kobietą, o której mówi tylko: ona. Imienia bohater książki nie zna lub zapomniał w alkoholowym niebycie. Wakacyjne wspomnienia są jedyną rzeczą, która pobudza tego martwego, choć żywego na pozór człowieka. Doprawdy trudno polubić Bruno Stressmeyera. Już początkowe partie powieści obnażają jego cynizm, rasizm, uprzedzenia i wszystkie inne nieludzkie właściwości. Absolutny brak empatii. Nie ima się go cień współczucia. Nawet w odniesieniu do ludzi, którzy na ogół spotykają się z troską, chęcią niesienia pomocy, czasem litością po prostu. Myślę o osobach niepełnosprawnych. Pisarz chlaszcze na odlew charakteryzując towarzyszących Brunowi w podróży współpasażerów: „...matka, zabrała kretyna, owoc swojej miłości czy też nienawiści, na dotleniającą wycieczkę. Pewnie wierzyła, że jakoś go rozrusza...I po to się ludzie mnożą, żeby potem pakować pieniądze w posągowe postacie wpatrzone w jeden punkt? Matki nie żyją wiecznie, kiedyś odchodzą, a nim umrą, załatwiają takim jak on miejsce w państwowej albo prywatnej instytucji zajmującej się zaspakajaniem ich podstawowych potrzeb już do końca” (s. 20). I tak dalej w podobnym duchu.
Przechodząc od postawy społecznej bohatera do jego przekonań politycznych ma się przemożne wrażenie, że Bruno Stressmeyer jest jakąś współczesną odmianą übermenscha germańskiego pochodzenia. Inne nacje, inne rasy to ludzie niższego gatunku. Podczas czytania przydaje się znajomość historii Austrii, która jest bezpośrednią sukcesorką potęgi politycznej Habsburgów. A taka np. Chorwacja to ubogi, nieudany spadkobierca wielkiej cywilizacji z czasów Franciszka Józefa I. „Siedzicie tutaj na naszym (...) a kim wy jesteście, leniwa zgrajo?” (s. 106).
Skoro już tyle złego wylałam na bohatera książki, a rubryka ZACZYTANI służy p o l e c a n i u książek do czytania, pora napisać o rzeczach dobrych. Bo ogólnie biorąc „Samotność” to jedna z ciekawszych książek Klimko-Dobrzanieckiego. W moim odbiorze najmniej osobista, nie zaczepiona o prywatne życie autora. Być może jedynym łącznikiem jest w przypadku tego tytułu miasto, gdzie mieszka zarówno Bruno Stressmeyer jak i Hubert Klimko-Dobrzaniecki, czyli Wiedeń. „...uważam Wiedeń za najpiękniejsze miasto świata” (s.67) z czym nie zamierzam dyskutować, tylko od razu się podpisać pod powyższym. Powieść mimo – delikatnie mówiąc – mało sympatycznego bohatera, płynnie się czyta. Z rosnącym zainteresowaniem i czekaniem na odpowiedź – co z tej wiwisekcji, bezwarunkowego obnażenia się bohatera wyniknie, co dalej? Autorowi nie brakuje, co widać, wiedzy o mechanizmach człowieczej psychologii. Udaje mu się sprawić, że czytelnik jest w stanie zaakceptować poczytania Bruna, a w każdym razie pogodzić się z nimi. Bardzo ważną rolę pełni w powieści to, co niewypowiedziane. Bohater ma (miał?) rodzinę. Brat mieszka w Brukseli i - ożeniwszy się z Żydówką - sam uważa się za Żyda. Z jednej więc strony Bruno, jako wyraźny rasista, jest przeciw żydostwu, z drugiej brakuje mu brata. W miarę przewracanych kartek wyczuwa się dystans pisarza do stworzonej postaci; wyczytuje ironię i złość. Bruno staje się bardziej żałosny niż tylko wstrętny. Książka nie jest pozbawiona humoru, nawet jeśli to czarny humor pokazujący bohaterów w krzywym zwierciadle, „...bo samotność to stan, który oswoiłem, do którego się przyzwyczaiłem i który bywa przez niektórych wręcz pożądany , choć nie jest i nie będzie im nigdy dany. Ja ją mam. Samotność jest moja. I dobrze nam razem?” (s.14). I niech ten znak zapytania pozostanie w zawieszeniu, skoro sam autor ma wątpliwość.
Elżbieta M. Horowska
Książkę wypożycza biblioteka publiczna w Ząbkowicach (ratusz), szukaj jej także w swojej bibliotece.
Rekomendacji następnej książki szukajcie na Doba.pl za dwa tygodnie!
Przeczytaj komentarze (1)
Komentarze (1)