Każdy z nas miał dziadka w Wehrmachcie? Nowa wystawa w Twierdzy Kłodzkiej pozwala postawić to pytanie [FOTO]
Na zdjęciu widzimy kadr z filmu, który towarzyszy nowej wystawie „Więźniowie Twierdzy Kłodzko w latach 1918-1945”. To fascynująca podróż w nieznaną historię naszych bliskich, całkiem obcych, ale i przede wszystkim naszego miasta. Spytacie: czy w czasie II wojny światowej można było być równocześnie polskim patriotą i żołnierzem armii, która mordowała Polaków? Co ma z tym wspólnego Kłodzko, wtedy Glatz?
Gdy niemal równo rok temu pisaliśmy o wystawie upamiętniającej pracowników przymusowych fabryki AEG z lat 1944-1945, którzy trafili do kłodzkiej twierdzy, byliśmy nią zachwyceni. Głosiliśmy wręcz, że wydarzył się cud. To bowiem jest opowieść o ludziach. Konkretnych, znanych z imienia i nazwiska. Jednym z nich jest Adam Bieńkowski, ceniony po wojnie rysownik, który w kłodzkiej twierdzy założył pismo satyryczne.
Teraz jest podobnie. Władysław Planetorz (1910-44), Otto Schimek (1925-44) czy Bernard Stokowski (1926-2016)... To postaci zapomniane, a może więcej: nigdy u nas znane. Teraz stali się bohaterami wystawy, po której w sobotę, 21 grudnia, oprowadzał nas Kornel Drążkiewicz. Oczywiście są tam interesujące multimedia, są osobiste pamiątki po więźniach, najbardziej wartościowe jest jednak przypomnienie ludzi.
Kim był Władysław Planetorz? To syn powstańca śląskiego, nic zatem dziwnego, że sam działał w Związku Harcerstwa Polskiego w Niemczech. Jeszcze w 1939 roku został wcielony do Wehrmachtu, podobnie jak potem niemal 0,5 miliona Polaków. To nie był ich wybór, a dramatyczny los. Władysław za polskość trafił jednak do KL Auschwitz-Birkenau, a potem zmarł w kłodzkim więzieniu. Na otwarciu wystawy była jego rodzina.
Otto Schimek był Austriakiem. On też był więźniem kłodzkiej twierdzy. Trafił tu zanim został rozstrzelany przez Niemców za – jak chcą jedni – dezercję, a inni – co ważne dla naszej historii – odmowę udziału w egzekucji Polaków. Jak by nie było, w połowie lat 80. XX wieku stał on się patronem pacyfistycznej i antykomunistycznej organizacji Wolność i Pokój, która organizowała marsze na jego domniemany grób.
Jeszcze inną historię napisał Bernard Stokowski, ps. Bitny, powstaniec warszawski, który trafił do Twierdzy Kłodzkiej w listopadzie 1944 roku. Do konspiracji przystąpił wraz z ojcem już jesienią 1939 roku. Z czasem związał się z organizacjami narodowymi. Walczącą Warszawę opuścił z ludnością cywilną i został w listopadzie wywieziony do Glatz. Był robotnikiem przymusowym, wraz z kilkunastoma powstańcami.
Nowa wystawa jest w kazamatach, które od lat niszczały. Dyrektor Daniel Jakubowski może być dumny z efektu, podobnie jak rok temu z wyremontowanych wtedy ich części [pisaliśmy o tym TUTAJ]. Skąd wziął na to środki? Z Ministerstwa Kultury, od burmistrza Kłodzka Michała Piszko, ale też pracy załogi Twierdzy Kłodzko i ich współpracowników. Razem to było około 400 tys. złotych. Czy warto było?
Historia nie jest do życia niezbędna, ale wiedza, która pozwala się uodpornić na manipulacje, już tak [pamiętacie, jak hasło „dziadek w Wehrmachcie” wpłynęło na jedną z kampanii wyborczych?]. Dotacje nieodmiennie pomaga zdobywać Damian Ślak, a towarzyszy mu piękność z Urzędu Miasta. Czy Kłodzko na tym zyska? Zależy od kłodzczan. Kto nie zobaczy wystawy, sam będzie sobie winien. [kot]
Przeczytaj komentarze (22)
Komentarze (22)