Nasi policjanci... To nie przybysze z kosmosu, jacyś „obcy”... To nasi sąsiedzi i w powodzi ucierpieli tak samo jak my!

środa, 9.10.2024 12:07 3843 5

Wszyscy chyba widzieliśmy filmik, na którym widać, jak posterunek policji w Stroniu Śląskim znika porwany przez wodę. Najnowszy numer „Gazety Policyjnej” przynosi teksty, które skupiają się nie tylko na stratach policji, ale na losach naszych sąsiadów, jej funkcjonariuszach.

I oni podczas służby nie mieli informacji o nadciągającym kataklizmie, i oni nie wiedzieli, jaki jest los ich rodzin, i ich domy zostały zrujnowane. Wymieńmy kilku z policjantów i przytoczmy ich dramatyczne historie. Na zdjęciu, które zdobi okładkę „Gazety Policyjnej”, są kierownik posterunku w Stroniu Śląskim asp. szt. Daniel Maciejski i dwaj dzielnicowi st. sierż. Dawid Jania i sierż. Maciej Danik.

Dawid Jania miał mieć w sobotę, 14 września, dzień wolny od służby, ale o godz. 9:00 dostał telefon, że ma pilnie stawić się do jednostki z uwagi na zagrożenie powodziowe. Mieszka w Stroniu Śląskim, ale został zadysponowany na ul. Langiewicza w Lądku-Zdroju, gdzie trwała już ewakuacja mieszkańców. Potem był na patrolu ze st. post. Zuzanną Podwalny.

– Na ul. Widok woda odcięła nam drogę powrotną do komisariatu. Zapadał zmrok, coś trzeba było zadecydować. Próbowaliśmy przejechać przez Radochów, ale okazało się, że mosty były już zalane. Stwierdziłem, że może uda się drogami leśnymi, ale gleba była już tak nasiąknięta, że osuwała się ziemia, a drzewa waliły się jak kostki domina – wspomina policjant w „Gazecie Policyjnej”.

Raptem wszystkie drogi stały się nieprzejezdne. Utknęli między ul. Widok a drogą na Złoty Stok.  Tam spędzili noc. – Byliśmy w bezpiecznym miejscu, ale utraciliśmy łączność, a sieć telefoniczna przestała działać. Nie mieliśmy z nikim kontaktu. Nie mieliśmy jak powiadomić rodzin, komendanta i swoich przełożonych. Oni nie wiedzieli, co się z nami dzieje, ani my, co z nimi.

W niedzielę rano, około 8:30, dotarli do nich strażacy z OSP w Złotym Stoku, którzy udrażniali przejazd. – Gdy próbowaliśmy dojechać przez Trzebieszowice, okazało się, że jest to jedno wielkie jezioro i nie ma przejazdu. Tam Zuzanna złapała połączenie internetowe i dostała informację, że wał przy Stroniu Śląskim został przerwany. To już była godzina 12:00–13:00 w niedzielę – mówi st sierż Jania.

Podjął decyzję, że na własną odpowiedzialność spróbują przejechać przez Sienną. Zerwał taśmę, ale wiedział, że życie i zdrowie jego rodziny były zagrożone i chciał jak najszybciej, bez względu na wszystko, do niej dotrzeć. – W Stroniu mam dziecko, narzeczoną, rodziców… – tłumaczy. Dotarł do Lądka-Zdroju. Było około godziny 16:00. Dostał zgodę, by jechać do domu i sprawdzić, co u jego najbliższych.

– Wziąłem swoje auto terenowe i drogami leśnymi przez Kletno dojechałem do Stronia i ulicy Klonowej, gdzie mieszkam. Wchodzę do domu, a tam jeden wielki płacz. Moja rodzina nie wiedziała, czy żyję, czy nie, bo poszła informacja, że zostałem zabrany w posterunku przez wielką wodę. Że nie żyję. Tu nic już nie działało. Tylko ktoś im przekazał, że byłem na posterunku, gdy zabrała go woda... – mówi policjant.

Maciej Danik mieszka w Radochowie, dużej wsi koło Lądka-Zdroju. Nigdy w domu nie miał rzeki, a tu od rana w sobotę musiał przed nią ratować swój dobytek. – Do służby miałem się stawić na 14.00, także praktycznie do ostatniej chwili wszystko co cenniejsze załadowałem na samochód dostawczy i wywiozłem do brata, który mieszka wyżej – wspomina teraz.

Służbę skończył w nocy z soboty na niedzielę i pojechał do rodzinnego domu. – Chciałem solidniej zatamować miejsca, przez które woda dostawała się do budynków – mówi. Policjant poświęcił kilka nocnych godzin na walką z żywiołem. Resztę nocy spędził z rodziną na wzgórzu domu brata. – Rano poszliśmy z ojcem zobaczyć, co się dzieje z naszymi budynkami. Wtedy myślałem nawet, że już się uspokoiło...

Okazało się, że wał w Stroniu Śląskim został przerwany. Uwolniona woda niszczyła wszystko na swojej drodze. – Komendant KP w Lądku-Zdroju i mój brat nawoływali nas przez megafon, ale nie odpowiadaliśmy, bo powódź zagłuszała wszelkie inne dźwięki. Teraz wiem, że bliscy mieli po-
wody, by się martwić – wspomina sierż. Danik.

Sprzęty zabezpieczone w budynku gospodarczym nie przetrwały naporu wody. Poważnie ucierpiał ponadstuletni dom, który przetrwał cztery powodzie, włącznie z tą z 1997 roku. Zostały uszkodzone ściany, wyrwane okna, meble i zniszczone sprzęty AGD. Na podłodze pozostała gruba warstwa mułu przykrywająca uszkodzone podłogi i tynki. Porwane zostały dokumenty, pamiątki, ubrania...

Reporterzy „Gazety Policyjnej” widzieli w naszych stronach patrole policyjne, które realizowały zwiększoną liczbę interwencji zlecanych przez dyżurnych z KP w Lądku-Zdroju. Jednym z nich jest sierż. szt. Mateusz Wilczek. Jego dom również został zalany przez powódź. – Dom postawiłem w 2021 roku na lekkim podwyższeniu i zamontowałem wodoodporną elewację, dlatego nie widać poziomu wody – mówi

Wspomina, że przed pęknięciem tamy woda sięgała do trzeciego stopnia zewnętrznych schodów, ale potem płynęła tak wysoko, że przedostała się do wnętrza domu przez okna. – Zalała tynki, podłogi, meble i sprzęty. Przed domem miałem garaż, który gdzieś zniknął, tak samo jak ubita tłuczniem droga dojazdowa – mówi sierż. szt. Wilczek, który od 3 lat mieszkał tutaj z rodziną.

– Chciałbym jak najszybciej wrócić do stanu sprzed powodzi. Dobrze nam się tutaj mieszkało i do pracy mam blisko. Teraz muszę dojeżdżać 50 kilometrów w jedną stronę. I życie dzieci wywróciło się do góry nogami. Ale by tak się stało, potrzeba czasu i na pewno pieniędzy – mówi Mateusz Wilczek. Jest zatem w takiej samej sytuacji, jak wielu, zbyt wielu z nas.

Asp. szt. Daniel Maciejski mieszka w Paczkowie, ale w Stroniu żyje jego mama. – Nie można było się do nikogo dodzwonić ani w komisariacie, ani w terenie. Znajomy, były policjant, napisał mi SMS, że chyba tama w Stroniu nie wytrzymała, bo widzi przez okno, że idzie duża woda przez miasto. (...) Ktoś w internecie wrzucił krótki filmik ze Stronia... – tak się dowiedział, że jego posterunku już nie ma.

Do Stronia Śląskiego pojechałem zaraz po nocnej służbie w poniedziałek. Tam mieszka jego mama i od niedzieli nie miał z nią żadnego kontaktu. – Nie wiedziałem, czy została w domu, czy ewakuowała z innymi. Mieszkała w bloku, tym zielonym, na pierwszym piętrze, niedaleko posterunku. Dotarłem tam z patrolem. Ustaliłem, że została ewakuowana w nocy i jest bezpieczna. Wtedy odetchnął.

Kom. Przemysław Płaskoń, komendant z Kudowy-Zdroju, który podczas powodzi został przydzielony do działań w Lądku-Zdroju ze względu na znajomość terenu i ludzi, mówi tak: – Dyżurny, który ma zalany dom, opuścił tylko jedną służbę, żeby posprzątać mieszkanie, i przychodzi do służby na dwanaście godzin. Mamy trzech takich policjantów. Mój zastępca ma dom zalany po sam sufit, a codziennie jest w pracy... [kot]

Pełny numer „Gazety Policyjnej”, a w nim teksty o naszych policjantach, znajdziecie TUTAJ.

Przeczytaj komentarze (5)

Komentarze (5)

Odpowiadasz na komentarz:
czwartek, 01.01.1970 01:00
Kobiety nie mówią "kolego" tylko "kochany albo kochanieńki" .
Komeda powiatowa w Kłodzku piątek, 11.10.2024 20:22
Milicja bawi się i pałuje obywateli za naszą kasę. Czysta komuna.
Kłodczanka środa, 09.10.2024 12:31
Kolego 14 pazdziernika to dopiero bedzie ,a jeśli już, to będzie miesiąc po powodzi Zastanowcie się co piszecie lub drukujecie .
piątek, 11.10.2024 13:25
Kobiety nie mówią "kolego" tylko "kochany albo kochanieńki" .
kot środa, 09.10.2024 12:38
dziękuję za przeczytanie tekstu i zwrócenie uwagi na błąd.
środa, 09.10.2024 13:43
Największym winnym jest Tusk !!! Obiecywał,że nic nie będzie jesteśmy przygotwani pod trybunał konstytucyjny z nim !oszust !